Rozdział 11

21.5K 712 55
                                    

NADIA

Budzi mnie wibrujący na szafce telefon. Wczoraj nastawiłam sobie budzik, żeby nie zaspać. Mówiąc szczerze, to chciałabym wymazać z pamięci dzisiejszy dzień. Za chwilę ma przyjść moja kuzynka, a razem z nią fryzjerka i kosmetyczka. Po co to wszystko? Przecież to tylko głupi układ. Nie chcę, żeby Vincenzo pomyślał, że to dla niego tak się stroję. No, ale jak to Cas, zawsze musi postawić na swoim...

- Jestem. - słyszę głos kuzynki.

- Cześć. - witam się z nią i przytulam ją na powitanie. Mam nadzieję, że nie zauważy mojego strachu.

- Ej laska, co się dzieje? - naprawdę przed nią nic się nie ukryje.

- Dotarło do mnie, że nie ma już odwrotu. - odpowiadam na jej pytanie.

- Nada to, że podpisałaś ten papierek, nic nie zmienia. Nadal powinnaś walczyć o szacunek. W końcu będziesz jego żoną. - próbuję mnie przekonać.

- Będę jego zabawką nie żoną. - zapewniam. - A poza tym, ja już nie mam siły walczyć. To i tak, zbyt wiele mnie kosztuję. - dodaję i siadam na fotelu.

- Chcesz się poddać? - pyta, robiąc wielkie oczy. Gdy chcę jej odpowiedzieć, do pokoju wchodzą dziewczyny.

Ponad trzy godziny zajęło im zrobienie mnie na bóstwo. Wyglądam teraz jak księżniczka. Tylko po co, to wszystko? Skoro to nie jest bajka, tylko jebany koszmar?

- Nada, zakładasz jakąś seksowną bieliznę na waszą noc poślubną? - pyta, kiedy ściągam szlafrok.

- Po co, Cas? Myślisz, że to coś zmieni? I tak weźmie to, co należy do niego. - kiedy pomyślę, o tym co mnie czeka, momentalnie cała, aż się wzdrygam.

- Nada, uspokój się. Mówiłam Ci, że nie ma prawa brać Cię siłą. - poznałam jego intencje już wczoraj i wiem, że będzie tak jak on chce..

- Może prawa nie ma, ale i tak zrobi to, co będzie mu się podobać. - odpowiadam przyciszonym głosem. - Dobra koniec tematu. Lepiej pomóż mi włożyć tę suknię. Chcę mieć ten dzień już za sobą.

Stoję w białej sukni na środku swojego pokoju i zastanawiam się, co będzie. Może Cas ma rację i powinnam się bronić? Tylko jak? Skoro nie mam już na to wszystko sił? Tym bardziej że pamiętam jego słowa. Jak nie będę grzeczna, to trafię w jeszcze gorsze ręce, a tego już bym nie zniosła... Jak już mówiłam, wszystko jest lepsze od tego pieprzonego sadysty. Dlaczego tato? Dlaczego znowu tak bardzo mnie skrzywdziłeś?

Do kościoła dojechaliśmy jakąś godzinę później. Wszyscy goście byli już w środku, łącznie z Vincenzo, który stał już przed ołtarzem. Stałam na zewnątrz, czekając na Francesco. W końcu podszedł, chwycił mnie pod rękę i weszliśmy do kościoła. Nie chciałam mieć z ojcem nic wspólnego, ale jak zawsze musiałam robić dobrą minę do złej gry. W końcu nie chciałam zawieść mojego kochanego tatusia... Kiedy weszliśmy do środka, moją uwagę przykuł De Luca. Miał na sobie granatowy garnitur w lekką kratę i białą koszulę. On był naprawdę przystojnym mężczyzną, tylko co z tego? Skoro dla mnie to jakiś pieprzony koszmar...

Podążając do ołtarza, Vincenzo cały czas wlepiał we mnie swój zimny wzrok, którym przeszywał mnie całą. I ten jego przeklęty uśmieszek... Z tego wszystkiego nie zauważyłam, nawet kiedy dotarliśmy do ołtarza. Dopiero kiedy ojciec oddał moją dłoń De Luce, wróciłam do rzeczywistości.

ZŁAMANE OBIETNICEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz