Rozdział I. Władca

117 7 1
                                    

Asgard. Och, cóż to za wspaniałe miejsce! Asgard to definicja doskonałości. Piękno tej krainy może poruszyć serce nawet najtwardszego wojownika, a każdy, kto choć raz tu gościł, do końca swoich dni miał pamiętać to miejsce jako swój najpiękniejszy sen.

Mieszkańcy tu byli szczęśliwi, nie doskwierał im głód ani choroby. Mieli tu monumentalne góry, rozległe lasy i przepiękne zachody słońca. W tym wszystkim uczestniczyło także ogromne bogactwo i rozwijająca się technologia. Był to bowiem dom samego Odyna, Wszechojca, władcy dziewięciu światów. W centrum krainy górował jego pałac. Potężna, rozległa budowla była prawdziwym cudem architektonicznym, a w swoim wnętrzu kryła tak wiele, że nikt nie byłby w stanie tego pojąć.

Jedyną ogólnodostępną drogę do Asgardu stanowił Bifrost - ogromny, wspaniały most strzeżony przez samego Heimdalla, który bacznie obserwował to, co działo się w krainie i poza nią.

Tego dnia jednak nie był sam. Otworzył magiczne przejście i po chwili jakby znikąd wyłoniły się cztery postacie: statecznie wyglądający mężczyzna i trzy kobiety odziane w peleryny podróżne.

Gunnar, będący namiestnikiem Wanaheimu, wraz z żoną i córką przybył w gościnę na zaproszenie rodziny królewskiej. Teraz spoglądał na Asgard napawając się jego urokiem. Choć nie posiadał wzrostu ani postury wojownika, zdawał się patrzeć na wszystkich z góry, bo to właśnie on miał stanąć przed obliczem Odyna jako długo wyczekiwany gość. Dwie kobiety będące jego rodziną kryły swoje oblicza podróżnymi pelerynami, co w żadnym razie nie odbierało im należytej godności. Trzecia różniła się nieco od przybyłych. Trzymała się na uboczu, z tylu i z ogromnym zaciekawieniem obserwowała otoczenie.

Marion nie otrzymała zaproszenia od rodziny królewskiej. Nie miała tytułu księżniczki ani krewnych, którzy mogliby jej zapewnić pozycję. W hierarchii społecznej znajdowała się w takim miejscu, które nakazywało jej trzymanie się na uboczu, nie w centrum zainteresowania.

Ale Gunnar obiecał, że przy najbliższej okazji zabierze ją do Asgardu.

Dlatego teraz nie odrywała wzroku od Bifrostu, jego strażnika i niezwykłego miejsca, w którym się znalazła. Wiedziała, że taka szansa może się nieprędko powtórzyć, więc powinna ją dobrze wykorzystać. Z zadumy wyrwał ją dopiero tętent kopyt. Zmierzał ku nim wyjątkowo ozdobny powóz. Dwa gniade konie zatrzymały się w odległości około dwudziestu metrów.

Ucieszył ją ten fakt nadciągającej przejażdżki, ale nie mogła przyznać by czuła się zupełnie komfortowo. Miało się wrażenie, że od tak zwyczajnej rzeczy jak środek transportu bije jakiś dziwny blask, a ilość pozłacanych elementów była wręcz przytłaczająca. Domyślała się jednak, że jest to tylko ze względu na tak zacnego gościa jakim jest Gunnar.

Słuchała słów zachwytu, równie niecierpliwie wyczekiwała planów spędzania czasu, chciała zobaczyć asgardzkie uczty... a może nawet i bale, ale wszystko to przestało mieć znaczenie, gdy zajechali przed wejście do pałacu. Ogromne, złote drzwi zostały dla nich otwarte. Jakby spod ziemi wyrósł nagle jakiś mężczyzna, który zadeklarował, że ich poprowadzi na spotkanie z władcą.

Na Marion, wychowanej w zacznie skromniejszym, ale jednak nadal pałacu, te oficjalne powitania i sztywne zachowanie nie robiło żadnego wrażenia. Ale nie mogła zaprzeczyć, że widok wspaniałych wnętrz nie odbierał jej mowy. Chciała jednym spojrzeniem chłonąć cały otaczający ją przepych.

Zostali doprowadzeni do sali tronowej. Marion specjalnie zwolniła, odsuwając się od pozostałych. Jednocześnie nerwowo wygładziła swoją ciemnogranatową suknię.

Na monumentalnym tronie urzędował Wszechojciec. Choć wyglądem nie różnił się od innych Asów, to nie zmieniało faktu, że był mędrcem, doskonałym, odważnym wojownikiem, władcą i ojcem, a przede wszystkim najważniejszym z bogów. Budził respekt samą swoją osobą.

Biały Łowca || Loki Where stories live. Discover now