Rozdział IV

1 0 0
                                    

Śnieżyca dudniła o szyby w salonie sprawiając że niemal nic nie było zza nich widać, jedynie ponure szare niebo i zarys ciemnych gór po drugiej stronie doliny były widoczne zza zawiei.

Mężczyzna siedział wygodnie rozłożony w fotelu przed kominkiem, w którym głośno huczał ogromny ogień. Sączył powoli alkohol ze szklanki i mrużył co chwila oczy z zadowolenia. Kiedy na zewnątrz szalał taki chaos w jego duszy nareszcie mógł zapanować spokój, a jego garda mogła zostać opuszczona. Rzadko komu udawało się wtedy zepsuć jego nastrój.

Czuł jak jego ciało powoli opanowuje przyjemne, ciepłe mrowienie płynące od ognia i jego powieki zaczęły same opadać. Czarna, przytulna nicość prawie go już utuliła gdy czyjeś ciche, zwinne kroki zaczęły kierować się w jego kierunku. Westchnął, ale nie zmienił swojej pozycji.

Tylko jedna osoba mogła do niego przychodzić w taki dzień i w takiej chwili.

Mężczyzna stanął w wejściu do przestronnego salonu powoli przeszukując jego wnętrze. Widząc czarnowłosego mężczyznę wygodnie rozpartego w fotelu przed kominkiem miał ochotę cicho się zaśmiać, ale powstrzymał się. Nie byłoby to zbyt mądre posunięcie, nawet w chwili tak dużego rozleniwienia drugiego mężczyzny.

- Yancy – rzucił w końcu niskim, leniwym głosem czarnowłosy, co było znakiem dla mężczyzny że może podejść.

- Alfo – odpowiedział, gdy stanął obok. Zauważył że ten wciąż miał przymknięte oczy, dzięki czemu mógł bez przeszkód mu się przyglądać. Normalnie nie było to zbyt dobrym pomysłem, chyba że ktoś chciał umrzeć. Jego wzrok szybko prześlizgnął się po wytatuowanych rękach, od łokci schowanych pod czarną koszulą, i szyi na której pojawił się nowy nabytek – czarna róża ze złotymi kolcami. Kiedy jednak zauważył jak tatuaż małego, czarnego węża owiniętego wokół palca serdecznego lewej ręki mężczyzny zaczął drgać, spojrzał z powrotem na jego twarz.

- Przyszła wiadomość od Padme Udonty, córki przywódcy tego klanu – cisza która mu odpowiedziała znaczyła, że ma kontynuować – Prosi o wsparcie, wilkołaki zabiły już co najmniej osiemnaście osób.

- Ich wina że tak długo czekali. Niech Kai i Akira idą na miejsce i posprzątają – odparł obojętnym głosem, jakby zupełnie go nie obchodził raport Yancy'ego.

- Jest jednak problem, Alfo – mężczyzna zamilkł na chwilę nieco obawiając się swojego przywódcy, nie widząc jednak żadnej reakcji, zaczął mówić dalej – Prosi ona o pomoc nie na naszym terenie – oczy czarnowłosego wciąż pozostały zamknięte, jednak Yancy wyraźnie usłyszał cichy syk małego węża.

- Skoro tak, to po co zawracasz mi tym głowę, myślałem że wybrałem kogoś mądrzejszego na swojego Betę – jego twarz pozostała perfekcyjnie spokojna, ale jego głos był niski i chrapliwy. Yancy wiedział że jak się nie streści, to zaraz zamieni się w warkot. Ostatnio Vuko brakowało cierpliwości i często wpadał w szał, w dodatku dzisiaj miał wolny dzień, co jeszcze bardziej pogarszało sprawę.

- Nie zamęczałbym cię, ale uważam, że to cię zainteresuje Alfo. Młoda Udonta znajduje się obecnie w Wiosce Liścia na południu, i to dla nich prosi o pomoc – powieki czarnowłosego drgnęły.

- Skąd wiesz, że stamtąd?

- Przyleciał posłaniec oddelegowany tam przez ciebie rok temu. To pierwszy raz, kiedy do nas wrócił. – przez kilka długich minut panowała zupełna cisza, ale Yancy cierpliwie czekał.

- Co dają w zamian?

- Zwierzchnictwo nad Wioską Liścia i okolicą. Chcą jednak negocjować warunki – Vuko prychnął, a zaraz potem roześmiał się chrapliwie.

Chaos wilczego sercaKde žijí příběhy. Začni objevovat