Rozdział 3: Nie czas na uprzejmości

361 26 4
                                    

Muszę przyznać, jeszcze w życiu nie czułam się tak niezręcznie siedząc z kimś w aucie. W tym momencie nawet okropnie zboczony taksówkarz, który odwoził mnie do domu zaraz po pogrzebie Dinah wydawał się wspaniałym towarzystwem. Do dzisiaj pamiętam jak całą drogę trzymał rękę na moim udzie twierdząc, że próbuje mnie w ten sposób pocieszyć. I mimo wszystko wolałabym przeżyć to jeszcze raz niż siedzieć w jednym aucie z byłą najlepszą przyjaciółką mojej zmarłej dziewczyny. Wzięłam głębszy wdech siedząc sztywno na siedzeniu obok kierowcy. W aucie intensywnie pachniało miętą. Aż zbyt intensywnie. To ten rodzaj zapachu wypalającego ci nozdrza, gdy tylko weźmiesz mocniejszy wdech.

Zakryłam usta by nie było widać grymasu na twarzy po tym jak mnie zemdliło. Moja choroba lokomocyjna w połączeniu z zapachem nie poprawiały sytuacji. Odwrócilam głowę w kierunku szyby starając się nie zwymiotować. Camila udusiłaby mnie własnymi rękoma gdybym załatwiła się na jej tapicerkę. Nie żeby jakoś specjalnie obchodziła mnie jej osoba.

Zamknęłam oczy wsłuchując się w cichy pomruk silnika. Mimo całej mojej niechęci do tej dziewczyny nie dało się ukryć, że jej auto robi wrażenie. Gdy w końcu dokuśtykałyśmy się do jej lśniącego bordowego BMW ze sportowymi oponami poczułam jak moje oczy rozszerzają się do wielkości dwóch spodków. Samochód wyglądał jakby dopiero co wyjechał z warsztatu. No jasne, pieniądze tatusia. Szatynka zaśmiała się tylko cicho na moją reakcję i nic nie mówiąc otworzyła drzwi od strony pasażera by łatwiej było mi wsiąść. Całe szczescie ugryzłam się w porę w język by w żaden sposób tego nie skomentować i usadowiłam się na siedzeniu.

Moją retrospekcję przerwał niepewny głos Cabello.
-Lo.. To znaczy Lauren. - poprawiła się szybko prawdopodobnie pamiętając moją wczesniejszą reakcje na to przezwisko.

- Dalej mieszkasz przy kawiarni? - spytała nerwowo stukając palcami w kierownicę. Pokiwałam głową nawet na nią nie patrząc. Dziewczyna skiwitowała odpowiedź westchnięciem

- Chyba nic się u Ciebie nie zmieniło odkąd ostatnio Cię widziałam. - przewróciłam oczami. Oczywiście, że będzie próbowała mnie zagadywać. Nie znosi zbyt dobrze ciszy

- Nie czuje potrzeby zmieniania czegokolwiek w moim życiu. Ty, jak widać, czułaś aż za wielką - mruknęłam ponuro. Kątem oka zobaczyłam jak szczęka Camili się zaciska. Poprawiłam się na siedzeniu unosząc kącik ust do góry z satysfakcją.

- Nie miałam wyboru Lauren. - odparła cedząc każde słowo i zaciskając palce na kierownicy.

Zaśmiałam się głośno słysząc po raz kolejny to samo banalne wytłumaczenie.
- Nie rozśmieszaj mnie. Mogłaś po prostu odmówić ojcu i zostać w Miami z Dinah. Pomóc załatwić pogrzeb. Dobrze wiesz, że jej rodzice kompletnie się tym nie interesowali. Zostałam z tym wszystkim sama. - wypowiedziałam jednym tchem. Tym razem to ja zacisnęłam szczękę i zagryzłam usta. Powiedziałam dokładnie to co miałam na myśli.

Przed tym całym zamieszaniem strasznie lubiłam Camilę. Kiedy Dinah nas ze sobą poznała od razu złapałyśmy dobry kontakt. Często spędzałyśmy czas we trójkę i z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc zaczynałam przekonywać się do niej coraz bardziej. I nim się obejrzałam stała się również moją przyjaciółką. Miałam nadzieję, że to co się stało zbliży nas do siebie jeszcze bardziej. Że będę miała w niej silne wsparcie. To było moje jedyne pocieszenie na tamten moment. A ona tak po prostu olała sobie to wszystko i wyjechała do pracy którą załatwił jej tatuś. Powinnam siedzieć cicho. Cóż. Już za późno. Pozostało mi czekać na jej reakcję.

- To wszystko było bardziej skomplikowane niż myślisz. - odezwała się w końcu. - Nie masz pojęcia jak ciężko mi było. Ale musiałam to zrobić. I gdybym mogła cofnąć się w czasie zrobiłabym to jeszcze raz. - dokończyła z słowa na słowo mówiąc coraz ciszej i niżej. Nagle poczułam jak samochód staje.-Ubrudziłaś się przy upadku. Leć się przebrać i odwiozę cię do lekarza.- dodała cicho.

Spojrzałam na nią beznamiętnym wzrokiem. Nie wiem. Zabrakło mi słów. Albo wręcz na odwrót. Było ich na tyle dużo, że nie wiedziałam od czego zacząć. Otworzyłam drzwi samochodu i zastygłam wptrując się w nią. W końcu jej brązowe oczy również spoczęły na mojej twarzy.

- Tobie było ciężko? - zaczęłam drżącym głosem. - Zostawiłaś wszystko za sobą. Miłość mojego życia. Kobieta, z którą planowałam się ożenić popełniła samobójstwo. Dalej nie mogę się pozbierać, a moje życie to jedno wielkie gówno, a jedyna osoba, która mogła mnie choć trochę zrozumieć wyjechała do innego miasta. Zaczęła nowe życie. Nawet nie raczyłaś zadzwonić. Spytać jak się czuje. Odwiedzić mnie. Cokolwiek. Kurwa cokolwiek. - poczułam jak po moich policzkach spływają łzy jednak nie przestawałam mówić. - Zostawiłaś mnie z tym syfem samą. Ty nie masz pojęcia jaki to ból. Ty poradziłaś sobie zajebiscie dobrze. Czy Dinah w ogóle cokolwiek dla Ciebie znaczyła? - dokończyłam niemal szlochając. Jakie to żałosne. Popłakać się w takim momencie. Wyszłam szybko z auta już nawet nie patrząc w jej stronę.

- Nie czekaj. I już więcej się do mnie nie odzywaj. - rzuciłam na odchodne i ruszyłam czym prędzej w kierunku mieszkania. Camila siedziała w ciszy. Nie wysiadła z auta. Nie próbowała mnie zatrzymać. Nie ruszyła z miejsca parkingowego. Po prostu siedziała. Gdy byłam juz przy drzwiach uslyszalam silnik i pisk opon. Gdy się obejrzałam szatynki już nie było.

•••
Rozdział pojawił się nieco później, ale jest jak obiecalam! Miłego wieczoru i do następnego wtorku


My dead best friend's girlfriend || CamrenWhere stories live. Discover now