3. śledztwa bywają trudne

30 3 5
                                    

Z chwilą, kiedy weszła do swojego gabinetu, by chociaż na chwilę schować się przed niecierpiącymi zwłoki sprawami, a drzwi się zamknęły, ktoś pociągnął za klamkę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Z chwilą, kiedy weszła do swojego gabinetu, by chociaż na chwilę schować się przed niecierpiącymi zwłoki sprawami, a drzwi się zamknęły, ktoś pociągnął za klamkę. Brązowe włosy rzucały się w oczy na tle białej kurtki z kapturem, na pierwszy rzut oka niemal nieodróżnialnej od białego, szpitalnego kiltu lekarskiego. Z tym, że nieszczęsnym pacjentom Rosamund Honeycut nie można było już pomóc — dziewczyna pracowała w kostnicy, codziennie mierząc się ze zmarłymi i hej, nadal pozostawała najmilszą osobą na świecie, plasterkiem na wszystkie rany lub promykiem słońca w zachmurzonym Londynie.

Rachel za każdym razem myślała, że kostnica to najgorsze możliwe miejsce pracy w razie apokalipsy zombie. Wzdrygnęła się niemal niezauważalnie; tylko tego brakowało, żeby musiała się komuś tłumaczyć.

— Mamy wyniki autopsji, jeśli chce pani zobaczyć. — Rose podała jej folder. Tekturowa okładka była niewiele grubsza od akt w środku, być może kluczowych. Oby, bo śledztwo, chociaż krótkie, grało na nerwach inspektor jak na ukulele, dręcząc ją wstrętną melodią, idiotycznie powtarzalną i zbyt ostrą. — Niewiele się dowiedziałam, najbardziej podejrzanym elementem jest to, że piła wodę tuż przed śmiercią, ale nic tam nie ma, zero śladów.

— Dziękuję. I możesz mi mówić Rachel, rzadko kiedy bawimy się w formalności — uśmiechnęła się słabo. Naprawdę chciała wchodzić w kolejny etap śledztwa z werwą serialowego policyjnego detektywa, ale budynek komendy i przeraźliwie znajome poszlaki, na których utknęli, jakoś jeszcze ją zniechęcały, aż nie chciało się przebiegać wzrokiem w kółko po tym samym. Oby wyniki były pożądane, oby były przełomowe, oby doprowadziły ich jak po sznurku do mordercy...

— OK. Dziękuję. I... pozdrów ode mnie detektywa Gardnera, dobrze? — odparła patolożka nieśmiało, z ledwo widocznym rumieńcem. Ach, tak, niedawno straciła dla niego głowę, ale że był to kolejny ładny przedstawiciel płci nie-pięknej, których tak mało znowu nie było, na pewno szybko ruszy dalej. Jej nieszczęsne zauroczenia zajmowały jej około miesiąca, zanim zmieniała obiekt westchnień, a karuzela rozkręcała się od nowa.

— Pozdrowię, jak tylko przyprowadzi tu swój tyłek. Ma dzisiaj na trochę później — wyjaśniła. — Szczęściarz.

Kiedy Rose wyszła, Rachel natychmiast otworzyła raport. Faktycznie, brak śladów, które wskazywałyby truciznę, nawet najpospolitszą, trochę ją rozczarował. Identyfikacja sprawcy zaczęłaby od tego, kto ma dostęp do jakich trucizn i jak łatwo je kupić, może musieliby zmierzyć się z czarnym rynkiem (i nie, czarny rynek to nie była ciemna hala z czarnymi straganami, na których podejrzani sprzedawcy wystawiali nielegalne artefakty począwszy od alkoholi i egzotycznych zwierząt, a skończywszy na ludzkich organach) albo przestępczością zorganizowaną, chociaż kto chciałby zabić miłą i przyjazną środowisku panią doktor?

Themis Roylot była osobą-plasterkiem na każdą ranę, tak wynikało z relacji jej przyjaciółki, pani Myers, która znalazła ciało tuż przed umówioną popołudniową herbatką. Kto przy zdrowych zmysłach chciałby skrzywdzić kogoś takiego?

❝𝐃𝐎𝐋𝐋𝐇𝐎𝐔𝐒𝐄❝Where stories live. Discover now