rozdział 09

825 83 7
                                    

Dwa listy ułożone w stos leżały na biurku, jeden w odcieniu bieli, a drugi w różowej kopercie

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

Dwa listy ułożone w stos leżały na biurku, jeden w odcieniu bieli, a drugi w różowej kopercie. [Imię] zgarnęła pierwszy z góry, drobny uśmiech wpłynął na jej usta, co nie za bardzo spodobało się Heliosowi, który intensywnie łypał wzrokiem na list, doszukując się jego autora. Dostrzegając imię Vernon, zmarszczył brwi, ale nie ośmielił się wyrazić swojego niezadowolenia, nie ważne jak bardzo nie podobał mu się obecny stan rzeczy.

[Imię] natomiast była wniebowzięta. Jej drogi przyjaciel zapowiedział, że zjawi się w jej progach i postara się zapanować nad rozpieszczoną i denerwującą Odelią. Jego obecność z pewnością podziała uspokajająco na zestresowaną przyjazdem przybranej siostry arystokratki. Przeczytała treść listu jeszcze kilka razy, prawie ucząc się go na pamięć, nie mając pojęcia przez jakie tortury przechodził Helios.

Dręczyła go niepewność, czy jego pani nie odsunie go na bok, czy nadal czuje się dobrze w jego towarzystwie, czy nie jest nim zawiedziona, nawet jeśli nie miała ku temu żadnych powodów. 

Burzące system wartości myśli dręczyły go przez cały okres czytania listu przez [Imię]. Nie miał pojęcia kim był Vernon, a dłuższe zastanawianie się nad jego możliwą rolą w życiu jego pani jeszcze bardziej podsycało niechęć do tajemniczej osoby. Helios już teraz śmiało stwierdził, iż nienawidził Vernona. Zazdrościł mu dobrych relacji z [Imię], zazdrościł w jaki sposób [Imię] reagowała na pojedynczy, zwykły list od niego. Pragnął obserwować podobne reakcje arystokratki skierowane tylko do jego osoby. Jednak Helios był cierpliwy i znał swoje miejsce. Wystarczało mu jedynie szwędanie się blisko [Imię].

Sięgając po drugą kopertę, kobiecie towarzyszyły złe przeczucia i odczucie grozy. Spędziła moment na przyglądaniu się nienagannie czystej frontowej stronie zgiętego papieru, rozważając, czy w ogóle powinna rozdzierać przeklęty świstek i zajrzeć w samo serce piekieł. Bała się, że przeczyta coś, co całkowicie odbierze jej apetyt i pozbawi dobrego humoru, który zdołała wskrzesić po porannej fali bólu.

— Pani, czy coś jest nie tak? — Helios zapytał z tryskającą troską. Minimalnie zbliżył się do niej.

[Imię] rozmasowała skroń i przymknęła na moment oczy. Doceniała nieudawaną i szczerą troskliwość, ale nie chciała obarczać go dodatkowymi zmartwieniami, całkowicie niezwiązanymi z wykonywaną przez niego pracą, Helios musiał być zwarty i gotowy, przygotowany na przyjęcie rozkazu. Spory i relacje w rodzinie [Nazwisko] go nie dotyczyły i nie powinny obchodzić, chociaż Helios uważał zupełnie inaczej.

— Wszystko w porządku — odpowiedziała w końcu.

Jedyny zgrabnym ruchem rozdarła nożyczkami kopertę, otwierając wrota do czeluści piekieł. Mogła wręcz poczuć siarkowe wyziewy i zapach kłopotów, oba duszące i podrażniające gardło.

Mogła spodziewać się, że jej ojciec nie odpuści i wybierze dla niej kolejnego kandydata na męża, inaczej Odelia nie miałaby po co tutaj przyjeżdżać. Przeklęty staruch pisał, że pretendent powinien zjawić się w progach rezydencji [Imię] za maksymalnie trzy tygodnie, a spotkanie nie powinno krzyżować się z odwiedzinami jego rozpuszczonej córeczki.

I tyle. Nic więcej. Żadnych pytań o jej zdrowie, stan rezydencji, czy zwykłego „jak się czujesz”. Nie prosił nawet o odpowiedź.

Brew [Imię] zadrgała delikatnie. Kobieta zmięła w  pięści brzeg kartki, dając upust negatywnym emocjom, ale prędko się opamiętała. Złożyła pomięty list na cztery i schowała głęboko do szuflady, notując, że powinna spalić go dla własnego spokoju ducha. Zastosowałaby tym sposobem pewien rodzaj autoterapii, niszcząc dowody na istnienie obrzydliwego stworzenia, jakim był jej ojciec, nie szanujący jej decyzji oraz wyboru sposobu życia.

Od wielu lat próbował wymusić na niej posłuszeństwo, starając się zeswatać ją z bogatymi przedstawicielami jej klasy społecznej, a każdy z nich stanowił książkowy przykład zepsucia bogactwem i braku poszanowania dla kobiet. Każdy z poznanych przez nią kandydatów działał na podstawie wytartych schematów dobrania się do jej majątku, zniszczeniu jej ducha walki i wyhodowaniu potomka. Nie o takim życiu marzyła [Imię], dlatego wzbraniała się przed małżeństwem i unikała tego tematu jak ognia.

Poza tym...

Spojrzała na Heliosa. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc jak momentalnie rozpromienił się, gotowy przyjąć każdy rozkaz, aby ją uszczęśliwić.

Znacznie bardziej preferowała uległość u partnera.

— Na... na pewno wszystko w porządku, pani? — odważył się zapytać raz jeszcze.

Nie, nie było w porządku. Stan jej nogi pogarszał się, w ciągu trzech tygodni będzie musiała przecierpieć spotkania z dwoma nieznośnymi osobami się, a złość na ojca wciąż tliła się w zakamarkach jej jestestwa, podsycająca pragnienie wyrwania się z tego świata, ucieczki w nieznane, aby już nigdy więcej nie musiała przejmować się Odelią, małżeństwem i całą artystokracją, która wymagała od niej zbyt wiele i zbyt dużo.

— Nie wiem — odpowiedziała cicho.

Wzięła głęboki wdech.

— Zostaw mnie samą, Helios. Zawołam cię, kiedy zajdzie taka potrzeba.

Zbladł na moment, a jego ciało zamarło, niezdolne wypełnić polecenia. Nie chciał jej zostawiać, nie w takiej chwili, kiedy potrzebowała pocieszenia. W jego oczach zalśniły pierwsze krople łez, pierwsze stadium buntu. Był gotowy paść na kolana i błagać ją, aby pozwoliła mu zostać, aby nigdy się nie rozdzielali, ale powstrzymał się.

— D–dobrze — głos załamał mu się w jednym miejscu, ale spełnił polecenie.

Zagnieździł się w swoim pokoju, płacząc w poduszkę, a kiedy się uspokoił, wyobrażał sobie, że wtula się w brzuch [Imię], cierpliwie czekając na porcję pieszczot. Przez chwilę było mu dobrze. Zakotwiczony pomiędzy jawą, a snem, mógł sobie pozwolić na wiele. Szukał sposobu na pokrzepienie pani, sprawienie, aby na jej ustach zagościł szczery, skierowany tylko do niego uśmiech, aby obdarowała go czułością i komplementem.

I w końcu, zanim [Imię] ponownie zawołała go do siebie, znalazł receptę na okazanie gamy uczuć. Wdrożył swój pomysł jeszcze w nocy. A potem zasnął pełny nadziei.

 A potem zasnął pełny nadziei

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.
devotion // yandere Donde viven las historias. Descúbrelo ahora