Rozdział 28

18.3K 528 32
                                    

NADIA

Nie... To nie może być prawda.

- Powiedz, że to kłamstwo. No mów! - wrzeszczę, przenosząc na niego zbolałe spojrzenie. Gdy, dostrzegam jak, przecząco kręci głową, opadam na podłogę i zaczynam łkać.

Patrzę na niebo i próbuję zobaczyć Cię wśród wielu gwiazd, szukam Twojego zagubionego obrazu pośród cieni.
Rysuję Twoją twarz w chmurach, które widzę, podróżując bez celu i podążając za księżycem...
I pytam: Gdzie jesteś?
I natychmiast moje serce budzi się i daje mi pełną łez odpowiedź, która sprawia, że ​​znowu rozumiem: nie ma Cię tutaj...

Moja mama. Kobieta, która w tak krótkim czasie stała mi się kompletnie obca... Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo się zmieniła? Odcinała mnie od siebie, budując pomiędzy nami mury, których nigdy nie próbowałam przekroczyć. Chciałabym móc przyznać sama przed sobą, że jej śmierć jest dla mnie nagrodą za to, co mi zrobiła, ale nie potrafię...

Myślałam, że limit swojego nieszczęścia wykorzystałam dostatecznie, ale dzisiejsza wiadomość jest dla mnie jak nóż wbity prosto w serce... Czuję się tak, jakbym zagubiła się w pustce, która nie pozwala mi wrócić do rzeczywistości.

- Kochanie, mam bardzo duże problemy. - co?! Nie wierzę... Unoszę swoją zapłakaną twarz i spoglądam w jego kierunku. Człowiek, którego dostrzegam, jest mi zupełnie obcy. Brzydzę się nim...

- Wyjdź stąd! - syczę, jednocześnie spuszczając wzrok. To wszystko jest ponad moje siły...

- Skarbie, proszę Cię. Pomóż mi. - prosi i zbliża się w moją stronę. Gdy zauważam jego buty, zwijam się w kłębek i czekam na koniec...

- Nie waż się jej dotykać, sukinsynu! - nie jestem w stanie określić, czy to dzieje się naprawdę? A może to moja wyobraźnia płata mi figle? Dopiero gdy do moich nozdrzy, dociera dobrze znany mi zapach, tracę przytomność.

Budzi mnie uczucie gorąca, a gdy powoli otwieram oczy, zdaje sobie sprawę, że nie jestem sama... Vincenzo obejmuje mnie ramieniem i przyciska do swojego torsu, tak mocno, jakby bał się, że za chwilę zniknę. Odwracam się twarzą do niego i napotykam jego przenikliwe spojrzenie. Przez cały czas utrzymujemy kontakt wzrokowy, ale kiedy wydarzenia z wczorajszego dnia zalewają mój umysł niczym fala tsunami, opadam z sił... Nie potrafię zgrywać silnej... Uśmiechać się sztucznie i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy moje serce krwawi i rozpada się na miazgę.

Najgorzej? Najgorzej jest wtedy, kiedy chcesz uciekać, a nie masz dokąd. Wtedy gdy musisz się uśmiechać, żeby nie płakać. Wtedy, gdy myślałaś, że masz tyłu ludzi wokół, a tak naprawdę nie masz nikogo. Wtedy gdy walczysz sama ze sobą, bojąc się wyznać, co cię paraliżuje. Wtedy jest najgorzej. A kiedy nie ma już nic? Kiedy boisz się rozmawiać, bo obawiasz się własnych myśli. Obawiasz się tego, że ktoś mógłby je poznać, a przecież są tak pokaleczone...

- Skarbie, proszę Cię nie płacz. Nie zniosę tego. - przyciska mnie mocniej do siebie. Gdy przytula mnie do swojej piersi, rozklejam się jeszcze bardziej.

- Dlaczego to mnie spotyka? - szepcze cicho, szlochając w jego tors. Zawsze zadawałam sobie pytania, na które nigdy nie dostałam odpowiedzi. Dlaczego to zawsze ja musiałam cierpieć? Dlaczego miałam tak bardzo popierdolone życie?

Ostatnie ZlecenieWhere stories live. Discover now