Prolog

3.9K 379 73
                                    

Kobieta drgnęła, a potem poderwała głowę, słysząc stłumiony chichot.

Jej wyraz twarzy nie zmienił się nawet odrobinę na widok roześmianej Mercy Stone stawiającej bose stopy na drewnianych słojach wbitych w przystrzyżony trawnik. Mercy biegła przed siebie pełna beztroski i niegasnącej euforii, nie oglądając się do tyłu, jak gdyby idący za nią w spokojnym tempie mężczyzna miał ją dogonić, a potem porwać do swojej posiadłości.

Czarnowłosa kobieta obserwowała ich z góry, stojąc nieruchomo na najwyższym stopniu schodów. Znajdowała się na wzniesieniu. Miała za sobą budynek oranżerii, a wokół siebie rzędy drzew, za którymi mogła się schować w razie potrzeby. Ale takowa wcale nie nadchodziła, więc nie obawiała się zdemaskowania. Znajdująca się kilkadziesiąt metrów od niej para była wpatrzona w siebie jak w obrazek i wyglądała na szczęśliwą, odurzoną sobą. Ich widok przywodził na myśl jedno być może naiwne pytanie: „Czy to nie dla takich właśnie osób było zarezerwowane długo i szczęśliwie"?

Promienie wschodzącego słońca opadły na jej bladą cerę, gdy pokręciła głową z bezdźwięcznym westchnieniem i wsunęła dłonie do kieszeni spodni. A potem przypomniała sobie, że to przecież nie potrwa długo. W końcu ta złamana dziewczyna należała do niej i tylko do niej. Była jej bronią. Asem w rękawie. Bezwładną marionetką, za której sznurki pociągała.

Usta kobiety mimowolnie rozciągnęły się w leniwym, pełnym zadowolenia i niejasnej satysfakcji uśmiechu. Było w nim coś demonicznego. Coś zgoła szalonego. Pewien rodzaj mrocznego obłędu, który wciąż spaczał jej umysł i nakazywał trwać w swoim postanowieniu.

Zanim odeszła, zostawiła po sobie na murze jedyny dowód swojej obecności.

Czarna dalia zerwana poprzedniego dnia była już uschnięta.

Zwiędła tak, jak miała zwiędnąć Mercy Stone.

Diabły Henderson [W SPRZEDAŻY]Where stories live. Discover now