Rozdział 10

711 37 1
                                    

Śmierć Eustachego dobiła chyba każdego na tym statku mimo, że dla wielu osób był nie przyjemny, to inni darzyli go sympatią i cenili za jego dosyć odmienne poczucie humoru. Ale chyba najcięższe było wejście do szalupy i odpłynięcie ze świadomością, że przez niedopilnowanie młody człowiek po prostu zginął. Wraz z Edmundem bardzo się za to obwinialiśmy, przecież pewne było, że gdy wyruszył całkowicie sam na wyspę której nigdy nie widział na oczy... Ale też nie umiał się bronić, to no... Z tego nie mogło wyjść nic dobrego. Kiedy ogłosiliśmy smutną wiadomość na pokładzie wszyscy marynarze jak i my władcy pokłoniliśmy się i uczciliśmy jego pamięć minutą ciszy. Niestety zaraz potem trzeba było brać się do pracy i ruszać za błękitną gwiazdą, jednak nikt nie odważył się nawet mocniej tupnąć czy choćby krzyknąć, więc panowała kompletna cisza przerywana tylko odgłosem uderzających o burty, fal. Siedziała wraz z Edmundem na jednej z beczek i tuliłam go do siebie mocno gdy ten cicho szlochał. Rozumiałam go w stu procentach w końcu stracił członka rodziny. I pewnie ta żałobna chwila trwała by jeszcze długo, gdyby nie głośny ryk dobiegający ze strony skalnej wyspy.

-Co to było?-zapytała Łucja stojąca wraz z Drinianem przy sterze. Kapitan zmarszczył czoło a spomiędzy góry wydobyła się kula ognia.

-Wszystkie ręce na okład!-wykrzyknął mężczyzna alarmując marynarzy- Kusznicy na stanowiska-wydał kolejny rozkaz, po czym rozległ się kolejny ryk. Wraz z brunetem oderwaliśmy się od siebie i szybko pochwyciliśmy swoje miecze. Nagle zza skał wyleciał ogromny smok... Wszyscy wpadliśmy w panikę.

-Szybko na stanowiska nie strzelać dopóki nie wydam rozkazu!-krzyczał Drinian ustawiając swoich ludzi-Ognia!-rozkazał po chwili. Na okręcie panował chaos, wszyscy krzyczeli, strzelali, uciekali, chowali się przed potworem. Moją uwagę natomiast przykuła złota bransoleta na łapie stwora.

-Edmund czy on ci nie wygląda znajomo?-zapytałam przyjaciela.

-Nie Lis! Nie znam żadnego innego smoka-odparł przerażony- Co to w ogóle za pytanie?

-Wygląda dziwnie znajomo może i mam paranoje przez to co się dziś stało ale on bardzo przypomina mi Eu...-nie dane mi było dokończyć, bo smok podleciał w moją stronę i zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, porwał mnie w swoje szpony i poleciał ku górze. Byłam tak przerażona, że nie wiedziałam co mam zrobić.

-Lissa!-wykrzyknął Kaspian i wystrzelił w stronę potwora kolejną strzałę, ale to i tak nic nie dało i stwór pofrunął ze mną, aż w stronę wyspy, na nic się zdały moje krzyki. Po jakieś chwili smok zniżył swój lot i stanął w miejscu. Spojrzałam na niego zdziwiona a ten tylko dmuchnął dymem i pokazał łbem przed siebie, gdzie ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, po między skałami był wyryty napis.

-,,Jestem Eustachy"-odczytałam-Nie no chyba sobie żartujesz-zaśmiałam się na co smok znów prychnął i odstawił mnie na ziemie, tuż przy brzegu morza.

❁❁❁

-Widocznie połaszczył się na złoto-odezwał się Edmund podchodząc do swojego kuzyna- Mimo to dobrze, że żyjesz-uśmiechnął się miło. Smok mruknął cicho i wskazał na bransoletę na swojej łapie.

-Wszyscy wiedzą, że smocze skarby są zaczarowane-odparł Kaspian za co zmroziłam go wzrokiem-Przynajmniej wszyscy stąd.

Westchnęłam, podeszłam do zwierzęcia i ściągnęłam mu wielką i za pewne uporczywą, złotą obręcz.

-Jest jakiś sposób żeby go odczarować?-zapytała Łucja.

-O ile wiem to nie-odpowiedział król i spojrzał na Driniana, który również zaprzeczył.

I'll be back ||Piotr Pevensie|| TOM II ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang