Prolog

56 4 5
                                    

      Grupka przyjaciół, w której skład wchodzili: Bill, Richie, Stan, Eddie, Ben, Mike, Beverly oraz Mary, zwani również Losers Club, przemierzali lasek w poszukiwaniu... sami nie wiedzieli czego. Było lato, a my po prostu nie mieliśmy pojęcia co mamy ze sobą zrobić, więc włóczyliśmy się w te i we w tę rozmawiając o wszystkim i niczym. W pewnym momencie wyszliśmy z zalesionego terenu na dosyć szeroką, leniwie płynącą rzekę, która także przepływała przez Derry. Minęła chwila zanim nasze oczy przyzwyczaiły się do oślepiającego słońca. Po chwili cała gromada stała już po łydki w przyjemnie chłodnej wodzie, trzymając swoje znoszone trampki i szli z nurtem rzeki. Po chwili znaleźliśmy się przy wylocie z kanałów. Tym samym, w którym znaleźliśmy but Betty, tym samym przy, którym zatrzymał się ranny Ben, tym samym, w którym zginął mój brat Patrick(założyliśmy tak ze wszystkimi loser'ami po przeanalizowania wszystkich faktów). Przystanęliśmy na chwile, a rozmowy ucichły, wszyscy oprócz Bev i Mike'a pogrążonych w rozmowie. No tak, nie było ich tutaj z nami wtedy. Nie zwróciliśmy na to uwagi i patrzyliśmy się jak zahipnotyzowani w ciemną czeluść prowadzącą do kanałów. Niczym czarna dziura chciała wciągnąć nas do środka i pożreć, a słuch by po nas zaginął.

-Hej, leszcze co tak stoicie-usłyszałam roześmiany głos Marsh.

-To tu Pennywise zabił mojego brata-powiedziałam cicho, poczułam jak oczy zaczynaja mnie piec i zachodzą mi łzami. Mina Bev od razu spochmurniała.

-Wybacz-powiedziała krótko-nie chciałam.

Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła na zna, że jest ze mną i, że mogę na nią liczyć. Oddałam gest i wytarłam rękawem koszuli mokre oczy i policzki. Nigdy nie płakałam, chyba, że chodziło o mojego brata. Była to jedyna osoba w mojej rodzinie, która mnie rozumiała i wspierała. Fakt był dość osobliwy i może niektórzy nazwaliby go psychopatą, ale ja byłam z nim bardzo zżyta, a po jego śmierci coś we mnie pękło. Nie byłam już tą samą Mery co 3 lata temu. Nagle usłyszeliśmy krzyk dobiegający z kanałów. CO? Z KANAŁÓW?

-Kto to?-spytał mnie przerażony Stan.

-Mówiłam ci już Stan, nie jestem pieprzoną księgą wiedzy-odpowiedziałam nerwowo- ale wydaje mi się, że to może być Inez z naszej szkoły.

-Pff czyli wiesz, a potem się dziwisz, że ciebie pytam, a nie tych ułomów-próbował zażartować Stan, ale słyszałam, że głos mu się załamywał.

-To co robimy?-spytałam nie kierując moich słów do nikogo konkretnego.

-Chy-y-yb-b-ba mus-i-i-imy t-t-t-am iść-powiedział Bill-n-n-nikt i-i-i-inny jej n-n-nie pomoże.    

    Jąkała miał racje. Przytaknęłam głową na jego pomysł, a inni niechętnie powtórzyli go po mnie. Zaczęliśmy kierować się w stronę czeluści kanałów. Poczułam jak żołądek mi się ściska. Szliśmy gęsiego, brodząc w szarej wodzie. Krzyk się ponowił, więc przyspieszyliśmy kroku, a wraz z nim oddech. Serce biło mi w piersi tak mocno, że myślałam, że zaraz się z niej wyrwie. Kiedy po raz trzeci usłyszeliśmy krzyk zaczęliśmy biec. Dotarliśmy do jakiegoś zaułka i zobaczyliśmy To. Odwrócił się w naszą stronę i wyszczerzył swoje kły w uśmiechu, a potem... potem zniknął. W wodzie siedziała skulona jakaś postać. Tak jak myślałam-Inez. Nie przepadałam za nią, sama nie wiem dlaczego, tak jakoś. Spojrzała na nas przerażona, nic dziwnego, właśnie spotkała się z Pennywise'm oko w oko. "Welcome to the Losers Club" przemknęło mi przez myśl, ale wcale jej tu nie chciałam. Bev, Bill i Eddie od razu podbiegli do wstrząśniętej dziewczyny i pomogli jej wstać, potem wszyscy wyszliśmy z kanałów .

-Boże, uratowaliście mnie-powiedziała Inez i przytuliła się do Richie'go, a mi zebrało się na wymioty- dziękuje, bardzo wam dziękuje-mówiła, dalej uwieszając się na szyi chłopaka, a on gładził ją po plecach, żeby się uspokoiła. Jak się potem okazało byli dość dobrymi znajomymi, przez to, że mieszkali na przeciwko siebie.

New Losers Club//It(2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz