Rozdział I

1.6K 79 4
                                    

HARRY
        Był wieczór.Tak jak zawsze szedłem na kawę.Znajomi mnie ignorowali, więc cóż ja mogłem sam robić.
-Dzień dobry- odpowiedziałem pierwszej, lepszej osobie.
Bez namiętnie usiadłem na krześle przyglądając się każdemu szczegółowi kawiarni.Te same drewniane krzesła, czarne stoły oraz piękny ogromny zegar wiszący na brązowej ścianie.
        Po upływie kilku minut do mojego miejsca podeszedł kelner.Chyba w moim wieku.Jego szatynowe włosy opadały mu na fantastycznie błękitne oczy.Miał na sobie typową koszulę i czarne spodnie.Przyglądając mu się coraz lepiej miałem ochotę zacząć chihotać.Szatyn miał na sobie różowy fartuch.
-Przestań.-powiedział zdenerwowany.
-Przepraszam.
Moją twarz pokrył rumieniec.Spróbowałem ukryć twarz we włosach.Bez skutku.Na szczęście chłopiec szybko odwrócił wzrok na zegar.
-Zamierzasz coś zamawiać czy będziesz siedzieć tak przez wieczność?!
Złożyłem zamówienie.To może zabrzmieć dziwnie, lecz od razu zmieniłem miejsce.Kiedy rozglądałem się za szatynem z ciekawości zerknąłem na zegar.Minęło już pół godziny.Nie mogłem uwieżyć że czas leci az tak szybko.Udanie zza lady wyłonił się ten sam chłopak.Szybko się ogarnąłem i zagadałem:
-Jestem Harry , Harry Styles.
-Czy ty zamawiałeś capucinno?-odpowiedział znudzony.
-ym tak ,wiesz kiedy będzie? czekam już z pół godziny...
Chłopak odgarnął swoje szatynowe włosy na bok i coś wybełkotał.Przy nim nie mogłem się skupić.Wątpie by on czuł to samo.
-HALO?!-Krzyknął zdenerwowany.
-Tak , tak
Szatyn odwrócił się udając, że nic takiego się nie wydażyło.
-Jak mówiłem zamówienie będzię za ok.10 minut, i proszę przestań lampić się na moją siostrę.
W pierwszym momencie mnie zatkało,lecz po chwili zrozumiałem o co mu chodzi.Za nim stała młoda i podobna do niego dziewczyna ,lecz nie podobała mi się. Dlaczego,właściwie to nie wiem , pomińmy ten fakt. Wtedy zacząłem grać tą samą ostrą grą szatyna, dlatego kontynuowałem:
-Jak ma na imię?
-Charlotte -odpowiedział zły,lecz mimo to udało mi się wykryć nutkę zazdrości.
-Zawołać ją?- dodał ironicznie.
-Nie trzeba.
Nie chcąc by chłopak uznał mnie za idiotę nic nie dopowiedziałem.
Usiadłem na barowym krześle czekając na swoje zamówienie.Po kilku wyjątkowo długich minutach kawa pojawiła się obok moich rąk.
-Dziękuje-odpowiedziałem dziewczynie -to chyba Charlotte.
-Nie ma za co?
Rozejrzałem się po kawiarni, zza drzwi od kuchni mogłem zauważyć różowy fartuch.Szatyn podsłuchiwał.Chyba mój plan podziałał.
Dziewczyna czekała na zapłatę.
-Charlotte?
-hm? - Zdziwiła się ponieważ użyłem jej imienia.
-Chciałem cię jeszcze zapytać... jak nazywa się twój brat?
Charlotte zająkała się lecz po minucie odpowiedziała.
-Louis Tomilnson.
-Dziękuję -dodałem,płacąc.
        Gdy wypiłem kawę zabrałem się do roboty. Z kiszeni wyjąłem skrawek papieru i długopis którym napisałem mój numer , jego imię oraz dopisałem :Masz ochotę jutro się ze mną spotkać? :) na końcu napisałem moje inicjały H.S .
Kartkę położyłem obok filiżanki.Ubrałem płaszcz i wyszłem rozmyślając czy Louis znajdzie mój liścik.
LOUIS
        Nie nawidziłem tego różowego fartucha.
Dlaczego nie mogła go wziąść  Phoebe albo Charlotte? Ja rozumiem rodzinna restauracja, tradycje itp. no ale bez przesady.
        Zagniewany zacząłem zbierać naczynia po naszych klientach.Właśnie , zapomniałbym o tym ,(że tak powiem) loczku zabujanym w mojej siostrze. Wysoki , młody chłopak. Zielone oczy i długie brązowe loki...
No nie powiem całkiem, całkiem.
Co ja wygaduję, chyba do końca odebrało mi rozum. Zbierając puste filiżanki po kawie  rozmyślałem nad moim stanem umysłu.
Boję się co brunet pomyślał o moim zachowaniu, może spłoszyłem miłego klienta?
-Przepraszam? - ktoś jak zawsze musiał wyrwać mnie z moich własnych myśli.
-Tak?
Dziewczyna wskazała palcem na ciasteczka.
-Ile kosztują?
Była ona dość niska, włosy miała rozpuszczone. Można powiedzieć przeciwieństwo tego co lubię w dziewczynach.
- 1 euro. -odpowiedziałem zdenerwowany.
-Dzięki... przepraszam, że tak może prosto z beczki ale chciałam zapytać czy masz jutro czas?
W tej chwili odjęło mi mowę. Nie znajoma dziewczyna zaprosiła mnie na coś typu randka. Na jej miejscu bałbym się, nie wiadomo czy tak na prawdę nie jestem pedofilem.
-Zresztą zapomnij, masz tutaj mój numer.-odpowiedziała zakłopotana.
Karteczkę szybko pochwiciłem w ręce i zacząłem się modlić w duchu by  wkońcu wyszła. Kiedy dziewczyna miała już płacić wysłałem moją siostrę - taki tam zastępca szefa.
Nie było żadnego klienta w pobliżu więc, zdecydowałem by zamknąć naszą kafejkę. Dziewczynki posłałem do domu , a mi zostało sprzątanie.
        Po kilku godzinach uporałem się z większością brudem.
Jeszcze tylko jedno miejsce.
Lada nie była w samym sobie wyzwaniem miałem tylko ją przetrzeć, i zebrać ostatnią szklankę nie dopitej kawy. Przypomniawszy sobie najciekawszą część dnia powiedziałem:
-To tutaj siedział Harry.
O tej godzinie nie było nikogo w lokalu więc , mogłem robić co zechcę.
Podniosłem filiżankę , a na ziemię spadł mały skrawek papieru.
-Cholera , kolejna kartka!- odsunąłem się niby poparzony.
Po chwili jednak , zchyliłem się podniosłem ją i przeczytałem wszystko.
Moje imię i nazwisko... ta wiadomość jest skierowana do mnie.
-Czy to nie loczek? -Zastanowiłem się.Może jednak ten dzień nie jest całkiem do dupy?
Po pięciu minutach wpatrywania się wstrerzępki które udało mi się odczytać zdecydowanie wyciągłem telefon i zapisałem numer.
-Kto wie ,może kiedyś się sprzyda, jak pójdę na ślub mojej siostry! -ze złości oraz goryczy zrzuciłem fliżankę która z chukiem spadła na ziemię i potrzaskała się w drobny mak.
Narobiłem sobie więcej roboty, super.
    Teraz mam dwie fantastycznie mi potrzebne kartki.Wracając do domu stwierdziłem,że pozbędę się jednego strzępka.Kartka zatonęła w kałurzy szybciej niż myślałem. Napis Elonour Calder rozpłyną się tak jak moje nadzieje na dziewczynę.

Zadzwoń,Kochanie.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora