Rozdział 27.2 Śmierć w pierścieniu

492 64 9
                                    

Hmm... ostrzeżenia o wyzwalaczach na końcu rozdziału, czy coś?

❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦❦


— Wzywałaś mnie, pani? — Lord Sermil skłonił się przed tronami, jednak jego oczy bez przerwy obserwowały siedzącą na jednym z nich królową.

Twarz kobiety, niemal idealna i zwodniczo niewinna, wydawała się nad wyraz spokojna, długie loki spięte miała w wysoki, skomplikowany kok, spomiędzy którego pasm błyskały perły. Ciężka królewska korona, prosty, wysadzany prostokątnymi szafirami platynowy okrąg z precyzyjnymi, zawiłymi rzeźbieniami na powierzchni między klejnotami, opadała częściowo na czoło kobiety. Nawet nie drgnęła przy ruchach władczyni, w dużej mierze za sprawą fryzury. Fioletowa suknia z kunsztownym haftem na wysokim staniku podkreślała smukłą talię, a szeroka, składająca się z kilku warstw materiału spódnica opadała na ciemną, marmurową posadzkę podwyższenia, na którym stały siedzenia.

U stóp Idiahii, na schodach prowadzących ku tronom przysiadło kilka dam dworu, z czego wszystkie miały nie więcej, niż trzydzieści lat i nie grzeszyły inteligencją, choć urodą już tak. Z tyłu zaś, po lewej stronie królowej, niczym cień stała jej ulubiona dama towarzysząca, jak zwykle w jasnych tiulach, obwieszona błyszczącą biżuterią. Sermil nigdy nie rozumiał, dlaczego stała się faworytką monarchini, nie należała do urodziwych ani bogatych, a braki w wyglądzie nieudolnie tuszowała krzykliwym, tandetnym wręcz strojem. Ani inteligentna, ani utalentowana, przynajmniej nie w tym, w czym powinna przejawiać umiejętności dama.

— Owszem, baronie. — Królowa zmrużyła granatowe, położone odrobinkę za blisko siebie oczy, na jej twarzy pojawiły się subtelne oznaki napięcia. Kolejne słowa ledwo przeszły przez zaciśnięte usta. — Sprzeciwiłeś się moim rozkazom. Bezpośrednim.

— Co masz na myśli, moja pani? Jestem twym najwierniejszym sługą! — odparł lord z wyraźnym zaskoczeniem, a jego ton wydawał się pełny niewinnej szczerości, w przeciwieństwie do kalkulacyjnego wyrazu ciemnych oczu. Bezwiednie dotknął opuszkiem palca czubka nosa, skupiony na tym, by znaleźć jak najlepszy sposób na wydostanie się z nadchodzących kłopotów. Nie sądził, by to było trudne, w końcu stał przed stworzeniem wbrew pozorom niezbyt bystrym, a przy tym niezwykle próżnym i łasym na komplementy. Wystarczyło dobrze dobrać słowa, by wyjść z całej sytuacji bez szwanku, a być może nawet z korzyściami dla siebie. Tron obok kobiety nie powinien pozostawać pusty zbyt długo. Królestwo potrzebowało silnego, zdecydowanego króla, który nie wahałby się poświęcić wystarczającej liczby środków, by zmieść z powierzchni ziemi te jasne ścierwa i przywrócić potomkom Olfartich należne im miejsce. Poza tym Idiahii zdecydowanie przydałby się ktoś, kto zdołałby utrzymać w ryzach jej żądze.

— Gdybyś był moim najwierniejszym sługą, milczałbyś, tak, jak powinieneś, zamiast chwalić się naokoło tym, że nie udało ci się wypełnić do końca zadania — wysyczała władczyni, a jej dłonie zacisnęły się na oparciach tronu, jakby chciała je całkowicie zmiażdżyć. Spod zmarszczonych brwi na lorda patrzyły wyraźnie wściekłe oczy, choć zaraz na twarzy kobiety pojawił się wymuszony uśmiech.

— Ach, o to chodzi Waszej Wysokości? Wspomniałem o tym tylko kilku krewnym! — ogłosił zapalczywie i zaśmiał się nerwowo, próbując sobie przypomnieć, czy wspomniał o ich wyczynie komuś, kogo wierności nie był pewien. Och, oczywiście jego starszy syn, ale ten dzieciak się nie liczył, słudzy zaś może i go nienawidzili, ale nie odważyliby się pisnąć nawet słówkiem. Nie minęłaby godzina, a wszyscy by zawiśli. Nietrudno znaleźć nowych. W końcu kto by nie chciał pracować na zamku? — Poza tym pragnę zauważyć, że, moja miła królowo, masz to, czego pragnęłaś, więc w gruncie rzeczy plan się pow...

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IWhere stories live. Discover now