1. Początek.

11 1 0
                                    


Uchyliłam grube, ciężkie zasłony i wyjrzałam przez okno. Pogoda pozostawiała wiele do życzenia, chmurne niebo zapowiadające lada chwilę deszcz, i zimny wiatr, od którego ciało przeszywały dreszcze. Lecz czego inaczej można było spodziewać się końcem października w Deadwood, a raczej na jego obrzeżach. Obserwowałam dzieci bawiące się w błocie po wczorajszej ulewie, i ich wściekłe matki usiłujące ich złapać. Bez namysłu chwyciłam za aparat i wykonałam kilka zdjęć. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odłożyłam sprzęt na drewniane krzesło.

-Oh już wstałaś! - Usłyszałam radosny głos ciotki Emilly. - Zrobiłam ci śniadanie słonko.

-Dziękuję, ale przecież wiesz, że mogłam je sobie zrobić sama. - Odpowiedziałam odbierając tacę, i odkładając ją na mały stolik.

-Oh Nora nie mogę uwierzyć, że już dziś wyjeżdżasz. - Powiedziała przybierając smutny ton.

-Dopiero wieczorem! Jeszcze spędzimy razem wieczór. - Uśmiechnęłam się pocieszająco.

-Nie boisz się jeździć nocą? - Chwyciła mnie opiekuńczo za ramiona.

-Ciociu jestem dobrym kierowcą. Możesz być spokojna. -Mocno ją przytuliłam.

-No dobrze więc co zamierzasz dziś?

- Miałam w planach dostać się na Black Hills.-Odpowiedziałam pakując aparat i cieplejszą kurtkę do plecaka.

-Przecież to kawał drogi! - Wręcz krzyknęła.

-Wiem, dlatego podjadę autobusem. Dawno tam nie byłam, a chciałabym porobić kilka zdjęć. - Odrzekłam rozkoszując się czekoladowym rogalikiem.

-Wejź chociaż coś na zmianę jakby złapał cię deszcz. -Spojrzałam na siebie, na moje jasne jeansy i szary sweterek. Musiałam jej przyznać racje. -I bądź bardzo ostrożna. - Ostrzegła.

-Ciociu nie mam dziesięciu lat tylko dwadzieścia dwa. - Odpowiedziałam zanosząc się śmiechem, i ruszyłam w stronę drzwi, potykając się o drewniany próg, w ostatniej chwili odzyskując równowagę.

-Oj Nora niezdaro. - Roześmiała się ciotka.

-Też cię kocham! -Odkrzyknęłam machając jej na pożegnanie. I udałam się w kierunku przystanku autobusowego.

Podróż autobusem zajęła mi około pół godzinki, wysiadłam na ostatnim przystanku na którym kursuje ten autobus, i dosyć szybko udało mi się złapać taksówkę.

-Dokąd jedziemy?-Spytał obojętnie mężczyzna w średnim wieku, z ogromną łysiną.

-Jak najbliżej Black Hills. -Odpowiedziałam, a mężczyzna ruszył bez włączenia licznika.

W aucie panowała dziwnie napięta atmosfera. Czułam na sobie wzrok mężczyzny, który co jakiś czas sięgał po telefon. Jechaliśmy dosyć wolno, ale dzięki temu miałam czas na robienie zdjęć. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, podziękowałam, zapłaciłam i nie czekając na resztę wysiadłam. Zaraz po tym jak taksówka odjechała podążyłam szeroką ścieżką omijając most z powodu mojego lęku wysokości. Robiłam jak największą ilość zdjęć, ciesząc się, że mimo brzydkiej pogody to miejsce jest bardzo piękne. Jako fotograf miałam talent do łapania najlepszych momentów! I wcale nie przesadzam, z powodzeniem wygrywałam każdy konkurs, pnąc się na szczytach kariery. Z transu wybił mnie dźwięk nadjeżdżającego auta, co było dziwne, bo przecież tutaj nie można było nimi jeździć.

-Może podwózka? - Usłyszałam szorstki głos, w skutek czego obróciłam się. Ujrzałam dwóch mężczyzn w średnim wieku w czarnej terenówce.

-Dziękuję, ale nie skorzystam. - Grzecznie odmówiłam i ruszyłam przed siebie.

-Może jednak skorzystasz? Nie można pozwolić przecież, by tak piękna dama przemęczała się tak długą drogą. - Powiedział drugi mężczyzna.

-Ta piękna dama doskonale sobie poradzi. - Uśmiechnęłam się sarkastycznie i przyśpieszyłam kroku.

Odwróciłam się dopiero po chwili kiedy nie słyszałam żadnych dźwięków wydawanych przez pojazd. Mężczyźni wysiedli, bez zamykania drzwi, i zaczęli iść w moim kierunku. Wystraszona zaczęłam biec w dół zbocza, mając nadzieję na zgubienie ich w dużym lesie. Pomału brakowało mi sił, ponieważ moja kondycja nie była za dobra, nigdy też nie sądziłam, że do takiej sytuacji mogłoby dojść. Szybkim ruchem odwróciłam głowę, mając nadzieję, że już ich nie zobaczę, niestety myliłam się. Zaczęłam biec najszybciej jak tylko mogłam. Nie patrząc pod nogi zahaczyłam o korzeń drzewa co skutkowało oczywiście upadkiem. Nim zdążyłam wstać mężczyźni znaleźli się obok mnie, mocno chwytając mnie za ramiona i podnosząc. Jeden z nich zasłonił mi ręką usta, natychmiast go ugryzłam i zaczęłam krzyczeć, gdy tylko gwałtownie odsunął dłoń, ale tylko go rozzłościłam, bo dosłownie po chwili zatkał mi usta i nos jakąś mokrą szmatą, o dziwnym słodkim zapachu. Starałam się wyrywać jak tylko mogłam, lecz trzymali mnie bardzo mocno, zapewne zostawiając wiele siniaków na moich ramionach i brzuchu. Czułam, jak robię się coraz słabsza, brakowało mi powietrza, a ja sama miałam wrażenie jakbym nie spała co najmniej wieki. Wszystko zaczęło wirować, a kiedy wbrew własnej woli zamknęłam oczy, nie byłam w stanie ich już otworzyć.

Soldierحيث تعيش القصص. اكتشف الآن