Rozdział IX

6 3 2
                                    

Jonas wracając razem z Romeo, nie spodziewali się, że na miejscu spotkają Dylana, który zajmuję się właśnie zatarciem za sobą poszlak. Wszystko zdawało się być tylko niechciany koszmarem, wytworzonym w głowie nastolatka, który na siłę próbować odgonić od siebie. Czym mocniej się starał, tym obraz wydawał się być rzeczywistszy i coraz bardziej klarowny. Dylan naprawdę zabił niewinną osobę. 

Wykopaliska, które urządził sobie, tylko jeszcze bardziej utwierdziły go w przekonaniu, że świat zasługuję, by usłyszeć o niecnych zamiarach tej rodziny i każdy z nich powinien już być dawno w więzieniu. Nie tylko Dylan. Nie tylko on odpowiada za to, co się stało. Każdy przyczynił się do tego, gdzie znalazł się chłopak w tamtej chwili. Wryty w ziemię, z niedowierzaniem obserwował zaistniałą sytuację. 

Lucas, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnął się do Jonasa, wiedząc, że nie pozostało mu nic innego, jak śmiać się z tego wszystkiego. I tak właśnie zrobił. Śmiał się mu prosto w twarz, aż nie rozbolał go brzuch, a oczy zaszkliły się, wypuszczając dwie cienkie łzy. Tak naprawdę nie obchodziło go, co sobie pomyśli, bo dobrze wiedział, że ma asa w rękawie, którym zamknie mu jego usteczka. To wszystko dawało mu taką przewagę, że mógł więzić go w nieskończoność. 

— Pójdę na policję. Zobaczysz! Będziesz siedział. Nie uciszysz mnie już więcej. — Wykrzyczał mu w twarz chłopak, ściskając mocniej dłoń Romeo. — Naprawdę myślisz, że ujdzie ci to płazem? Gra skończona. Mam niezbite dowody waszych przekrętów. Teraz tylko jedno zdjęcie... 

Nie dokończył nawet zdania, gdy nastolatek wytrącił mu telefon z dłoni, depcząc go starannie na ziemi. Popatrzył się na niego z wyższością, krzyżując na piersi ubrudzone od piachu ramiona. Jego koszulka chociaż biała, była umazana błotem i przesiąknięta wodą osiadłą na trawie po deszczu. Wyglądał ze swoich uśmiechem doklejonym ciągle do twarzy jak co najmniej psychopata, ale on sam wmawiał sobie, że jest całkowicie zdrowy psychicznie. 

— Myślisz, że ktokolwiek cię posłucha? Głupi, Jonas. Oj, głupi. — Klasnął w dłonie, patrząc się w dal, jakby coś zobaczył. — Wiesz... Tak się niefortunnie składa, że policja w tym miejscu jest po naszej stronie. Tyle, ile pieniędzy dostają od naszej rodziny. Och! Gdybyś tylko wiedział... — Przerwał na chwilę, oblizują spierzchnięte usta. — Nic ci to nie da jednym słowem. Policja cię wyśmieję, a nasi ochroniarze dopilnują, byś skończył w rodzinnym ogródku, jako jeden z różaneczników. Tego właśnie chcesz? Od dzisiaj będziesz pod nadzorem jednego z ochroniarzy i nie masz już telefonu, więc teraz posłusznie zamkniesz swój ryj i będziemy udawać jedną, szczęśliwą rodzinkę. 

Jonas zaniemówił. Pierwszy raz czyjaś wypowiedział odjęła mu na tyle mowę, że nie potrafił pozbierać myśli. Oparł się o budynek, wypuszczając całe powietrze nagromadzone w płucach. Bezsilność to było chyba jedyne sensowne określenie, które opisywało co czuł w tamtej chwili. 

Spojrzał kątem oka na Romeo, który wyglądał na przestraszonego równie mocno co on sam. Żałował, że wciągnął go w to całe bagno, bo mógł zbudować z nim relację, której pragnął od tygodni. Potrzebował kogoś spoza tej cholernej willi, z kim mógłby porozmawiać. Nawet zastanawiał się nad tym, że mógłby mu pomóc się stąd wyrwać, a teraz wszystko stracone. Lucas miał rację. Był głupi i dobrze o tym wiedział.

Pokręcił głową i łapiąc go za rękę, odszedł od tej szopki. Nie mógł nawet patrzeć na Lucasa w tamtej chwili. Brzydził się go na tyle, że chciał go najchętniej zabić, ale to było niewykonalne. Przynajmniej nie z jego zdolnościami. 

REPLAYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz