𝟎𝟏

1.5K 82 21
                                    

Scarlett

– Pani nazwisko? – spytała ekspedientka.

– Jones – odparłam, przestępując z nogi na nogę.

Naprawdę musiałam już stąd wyjść. W głowie kotłowało mi się milion rzeczy, które miałam do zrobienia tamtego dnia – było ich niemoralnie dużo i nie wiedziałam, jak przyspieszyć cały proces wydawania mi sukni. Może teleportuję się do następnej stacji tej drogi krzyżowej? To znacznie ułatwiłoby moje życie.

– Proszę chwilkę poczekać. – Kobieta uśmiechnęła się słodko, poprawiając włosy i odeszła w głąb salonu.

Wsłuchując się w spokojną, ale irytującą muzyczkę z różowych głośników, przeglądałam aktualności w social mediach. Jezus Maria. Francesca z mojego kierunku się zaręczyła. Kolejna do odstrzału. Zastanawiam się, czy za dobrze tym ludziom w życiu? Napiszę gratulacje w komentarzu, to może przypomni sobie o moim biznesie i pozwoli mi na sobie zarobić. Ależ to okrutna, acz zarazem praktyczna myśl. Uśmiechnęłam się pod nosem przez swoją przebiegłość godną złoczyńcy z komiksu.

– Już jestem. Poprawki zostały wprowadzone – odezwała się uprzejmym głosem Karen, której imię widniało na plakietce.

Wsunęłam telefon do torebki i sięgnęłam po biały pokrowiec, w którym mieściła się piękna, koronkowa suknia. Towarzyszyło mi wrażenie, że jej idealna biel była zagrożona pomimo ochronnego materiału. Dzierżyłam w rękach dzieło, za które mogłam stracić głowę. Gdyby tylko powstała plama na tym perfekcyjnym materiale... To nie tak, że panna młoda mi groziła – o nie, sama bym sobie to zrobiła.

– Przelew doszedł? – zapytałam, przewieszając suknię przez zgięcie łokcia. Spora ważyła.

Karen stanęła za ladą i kiwnęła głową.

– Tak. Gdyby po przymierzeniu trzeba było wprowadzić...

– Tak, damy znać – przerwałam jej, uśmiechając się przepraszająco. – Dziękuję, miłego dnia.

– Miłego dnia. – Przekrzywiła głowę, smyrając palcami końce długiego kucyka.

Gdy tylko znalazłam się na chodniku, mogłam odetchnąć z ulgą. Najistotniejszy element ceremonii mojej przyjaciółki trzymałam w bezpiecznym uścisku. Swoją drogą był bardzo ciężki, który ze zbolałym westchnięciem przełożyłam na zgięcie drugiej ręki tak, by się nie pogniótł. Czy komuś kiedyś w ogóle udało się prasować koronkę? Jeśli tak, to muszę znaleźć tego człowieka i wydusić z niego sekret sukcesu.

Przyspieszyłam kroku, idąc w stronę parkingu, na którym najprawdopodobniej dalej stał mój samochód. W tej dzielnicy wszystko mogło się wydarzyć. Kto wie może w okolicy grasował polujący na idealnie białe suknie? Gdy tylko dopadłam do drzwi, uznałam, że najlepiej będzie rozłożyć tak cenny towar na tylnym siedzeniu jeepa – ta metoda nigdy mnie nie zawiodła, bo przecież jestem geniuszem. Opadłam na fotel kierowcy i po omacku przeszukiwałam schowek w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych.

Lipcowa pogoda w tym mieście dawała się we znaki. Chicago latem było tak obrzydliwie lepkie i duszne, że można się zacząć pocić na samą myśl o wyjściu z domu. Miałam olbrzymią ochotę, by wskoczyć pod zimny strumień prysznica i zamknąć listę obowiązków na dziś. Tylko jedna myśl powstrzymywała mnie od rzucenia tego wszystkiego w cholerę – to dla Charlotte.

Gdy obładowana zakupami, wracałam do domu, nie mogłam się doczekać, aż rozłożę się na sofie i dam sobie godzinę, zanim zadzwonię do kwiaciarni i grzecznie im wytłumaczę, jakich dokładnie kwiatów mają użyć, by piękna panna młoda nie dostała szału. Moja droga Charlotte... Łatwiej było mi skupiać się na jej nienawiści do róż, niż na tym, że kazała mi nie płakać na swoim ślubie. Najgorsze jest to, że pewnie łzy napłyną mi do oczu nie ze wzruszenia, ale ze strachu o nią. Co ją czeka? Czy jej związek pozostanie taki, jaki jest? Tworzą z Loganem wspaniały zespół i naprawdę myślę, że to jedna z tych par co Paul Newman i Joanne Woodward. Jednak ciągle słyszałam w głowie ten cienki głos sceptycyzmu „jak długo może być tak dobrze?". Chciałam wierzyć, że zawsze.

CHICAGO - reedycja Falling AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz