Iʟᴇ? Nᴀ ɪʟᴇ?

75 18 16
                                    

   Dopiero, gdy rozpoczęłam naukę w liceum, zaczęłam sobie zdawać sprawę, z czym tak naprawdę utożsamia się szkołę średnią. Mogłabym wymieniać bez końca – siedzenie przy biurku do późnej nocy, mnóstwo notatek (jakimś cudem nigdy nie mogłam złożyć ich do kupy) oraz powtarzanie słowa matura jakieś dziesięć razy dziennie (co najmniej). No, i stres. Stres, stres, stres. Przyspieszony oddech przy tablicy, drżące dłonie przed sprawdzianem z matematyki (to by wyjaśniało, dlaczego moje parabole zawsze były jakieś niekształtne), dreszcze na widok skomplikowanych zagadnień. Stres był nieodłączną częścią szkoły. Każdy przeżywał go na swój sposób.

   Jakub szczególnie intensywnie.

   Kompletnie nie miał głowy do przedmiotów humanistycznych. Nauka wiersza, który wryłam na pamięć w dwa dni, zajęła mu dwa tygodnie. Kiedy ja siedziałam na kanapie i powtarzałam materiał z epoki średniowiecza, on dreptał nerwowo wokół stołu mrucząc pod nosem coś o Kochanowskim, jakby chciał zrobić dziurę w parkiecie.

   Język polski był dla Jakuba po prostu niespokojnym snem. Koszmarem. Choć tak naprawdę nigdy nie dowiedziałam się, co się podczas niego działo.

   Jakub po pewnym czasie uznał, że po prostu nie warto zasypiać. Nie warto przeżywać nieprzyjemności, nie warto się stresować.

   Mój brat nie stosował techniki „nigdy się nie poddawaj". Mam wrażenie, że potrafił dostrzec koniec pewnej drogi, zatrzymać się, kiedy uzna, że już na to pora. Być może idzie na łatwiznę, porzuca to, co mu nie odpowiada. Zatrzymuje to, co pragnie mieć przy sobie. Nie stara się nigdy czegoś na siłę udowodnić. Wie, że pewnych rzeczy nie ogarnie i sam sobie stawia to stwierdzenie.

   Ale dla mnie jest to w pewien sposób niezwykłe. Móc potrafić postawić sobie granicę, zatrzymać się, kiedy uzna się, że jest się zmęczonym. Ja nigdy tak nie potrafiłam. Zawsze wybiegam myślą naprzód, chciałam ogarnąć naraz teraźniejszość i kolejne dni, wszystko zaplanować, wziąć pod uwagę każdy czynnik, który może pokrzyżować moje plany. Oczywiście, nigdy nie udaje mi się wszystkiego idealnie wprowadzić w życie. Moja matematyka zawsze będzie błędna, choć wynik moich założeń może być bliski temu realnemu. Zawsze chciałam pojąć wszystko naraz, nie zdając sobie sprawy, że wszystko nie jest dla mnie przeznaczone.

   A Jakub? Skupiał się na tym, co posiadał – dzisiejszym dniu. Tylko tyle. Nie prowadził żadnych założeń, kalkulacji, nie zastanawiał się „co by było, gdyby...".

   I tego mu chyba zazdroszczę.

   Bądź co bądź, polski jakoś trzeba było zdać. Z tróją co najwyżej, ale jednak.

   Tamtego dnia siedziałam przy biurku i scrollowałam na laptopie kolejną stronę internetową na temat historii systemu operacyjnego Windows. Było późne popołudnie. Miałam niewiele czasu, aby wysłać prezentację do nauczyciela.

   Jakub wszedł do naszego pokoju, niemiłosiernie przy tym tupiąc. Przedostał się przez stado książek leżących na dywanie, a następnie pacnął stosem kartek o klawiaturę laptopa, którego używałam.

– Lalka i Dziady. Dwie rozprawki.

   Na jego słowa przewróciłam przerażona oczami. Jak, przepraszam bardzo, miałam się wyrobić z tyloma pracami w tak krótkim czasie?

   Przekartkowałam przeniesione przez brata fragmenty lektur. Dużo papieru zmarnowało się na wydrukowanie tego wszystkiego.

– Na ile? Pięć, sześć?

– Cztery. Niech ta kobieta myśli, że to samodzielna praca.

   W rodzeństwie zdarzają się takie sytuacje, kiedy do porozumienia można dojść w parę sekund. I chociaż nigdy nie mogłam dogadać się z bratem, kto zmywa, a kto wyciera naczynia po obiedzie, miewaliśmy momenty, kiedy płynęliśmy tym samym prądem.

   Ścisnęłam plik kartek w ręku, po czym wstałam gwałtownie od biurka. Wskazałam bratu z niechęcią na ledwo co rozpoczętą prezentację multimedialną. Chyba najlepsze, co wtedy znajdowało się na ekranie laptopa, to slajd tytułowy. Zawsze robię dziwne czcionki.

– Historia systemu operacyjnego Windows.

– Ile?

– Minimum piętnaście slajdów.

   Jakub z niesmakiem zerknął na otwartego Power Pointa.

– Na ile? – zapytał zadziornie, próbując naśladować mój wcześniejszy ton.

   Odwróciłam się w progu drzwi, spoglądając na niego, jak na kompletnego imbecyla.

– Na sześć. Głupie pytanie. 

JakubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz