𝓧𝓧𝓘𝓘

1.5K 116 3
                                    

Skupiłam spojrzenie na Santiago, nie bardzo wiedząc, jak powinnam zareagować. Szczerze nie spodziewałam się po nim, że powie mi coś takiego. Raczej nie przywykłam do tego, że mężczyznom podoba się to, co robię, raczej znaczna większość była krytycznie nastawiona do kobiet w mafii a tym bardziej na jej czele. Odnosiłam dziwne wrażenie, że urażałam ich męską dumę. No, ale co ja tam wiem? Urodziłam się kobietą i nie mam pojęcia, co siedzi w głosie mężczyzną. Mogę się tylko domyślać. A wiadomo, jak to już z tym domyślaniem jest.

- Czemu chciał cię zabić? - Spytał, w końcu przerywając panującą chwilę ciszy. - I zanim powiedz, że jesteś wścibski, to go dla ciebie zabiłem, więc chyba należy mi się prawda.

- Kiedy miałam jedenaście lat, miałyśmy z mamą wypadek. Tak właściwie to nie wypadek. Policjant z obsesją na punkcie mojej rodziny w nas wjechał. Pamiętam to, jak dzisiaj. - Przyznałam, przywołując to straszne wspomnienie. - Czas jakby nagle zwolnił. Pisk opon, krzyk, a potem ciemność. Obudził mnie zapach krwi. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam jej ciało. Mama miała roztrzaskaną głowę. To był mój pierwszy w życiu kontakt z trudem. - Przyznałam, przed oczami mając ten obraz. Jakby patrzyła na to dosłownie tu i teraz. - Potem zemdlałam i obudziłam się w szpitalu. Policjant, który w nas wjechał, był ojcem tego chłopaka. Uznano go za niepoczytalnego i wysłali do psychiatryka. Kiedy wyszedł, ojciec go znalazł i zabił. Pamiętam, że to był pierwszy raz, kiedy śmierć człowieka nie zrobiła na mnie wrażenia. Wtedy coś  we mnie umarło.

- I jak sobie z tym poradziliście? - Dopytał w taki sposób, jakiego bym się po nim nie spodziewała. W jego głosie słyszałam coś w rodzaju troski.

- Dzięki Sarze. Ona zjawiła się w naszym życiu, kiedy naprawdę jej potrzebowaliśmy. Zastąpiła mi matkę. - Przyznałam, uśmiechając się na samo  wspomnienie. - Tata w zasadzie trzyma się tylko dlatego, że wyparł istnienie mamy. Ostatni raz mówił mi o niej, kiedy opowiadał mi o zabiciu tego faceta. Z domu szybko zniknęły wszystkie jej rzeczy i zdjęcia. Nie rozmawiamy o niej jakby to Sara od zawsze przy nas była. Tylko dzięki niej jakoś się trzymam. I w zasadzie to nie myślę o niej jako o mojej macosze. Jest moją matką i tyle.

Wzięłam kolejny łyk alkoholu, czując, że wypiłam już za dużo. Zdecydowanie zebrało mi się na zbyt wiele szczerości. Rzadko przed kim tak się otwierałam. Zwłaszcza przed kimś obcym.

- Nie tylko w tobie coś umarło. - Przyznał mężczyzna, dolewając sobie alkoholu. - Kiedy miałem dziesięć lat, do naszego domu ktoś przeszedł. Kiedy ja siedziałem schowany, moją rodzinę ustawiono na środku salonu. Wystrzelali ich jak psy. - Wyznał, zaciskając dłoń w pięść. - Pamiętam zapach krwi i ich krzyki. Do dzisiaj widzę w koszmarach mojego ojca. Upadł na podłogę z twarzą skierowana w moją stronę. Miał otwarte oczy i wydawał się cały czas na mnie patrzeć. Miał dziurę na środku głowy, przez co wyglądało to... Dla takiego dziecka to było zbyt wiele.

- I jak sobie potem poradziłeś? - Spytałam, naprawdę nie mogąc uwierzyć, że on przeżył coś takiego.

- Trafiłem do rodziny za granicą. Tam dorosłem, a potem wróciłem  odzyskać to co moje. Jak możesz się domyślić, odzyskałem. - Oświadczył, popijając alkohol.

- Życie nas nie rozpieszczało. - Stwierdziłam w zasadzie tylko po to, by nie dopuścić do zapanowania ciszy.

- Świat, do którego należymy, jest wyjątkowo okrutny. Nigdy nie bierze jeńców i hartuje nas od najmłodszych lat. - Stwierdził, w końcu przenosząc na mnie spojrzenie. - Kiedy już zobaczysz swoją martwą rodzinę. Ludzi, których tak bardzo kochałeś, żaden trup nie zrobi na tobie wrażenia.

- Chyba muszę się z tobą zgodzić. - Przyznałam, poprawiając włosy, które opadały mi na twarz. - Po tym, co zobaczyłam w samochodzie, nawet nie skrzywiłam się, kiedy zastrzeliłam pierwszego dłużnika.

- Obaj jesteśmy skrzywieni. - Podsumował, a ja skinęłam głową. - Dlatego zadajesz się z tą rudą. - Po ty słowach wbiłam w niego zszokowane spojrzenie. - Pożądasz poczucia normalności. Chcesz czuć, że wcale nie jesteś skrzywiona. Wiesz, że tak naprawdę jesteś zepsuta. Patrzysz jak śmierć, która już nie robi na tobie wrażenia. Pożądasz wypaczonych mężczyzn i wpędzasz ludzi w życiowe, dni sprzedając narkotyki. Wiesz, że robisz źle. I czujesz się z tym źle. A raczej nie z tym, że to robisz a z tym że nie masz z tego powodu wyrzutów sumienia.

- Psycholog się znalazł. - Prychnęłam, zakładając ramiona na piersi.

- Ty po alkoholu filozofujesz, ja dokonuje analizy ludzi. - Wyznał, posyłając w moją stronę cwaniacki uśmiech. - Jesteś zepsuta Seleno i obawiasz się, że nikt cię takiej nie zechce. Boisz się, że nikt nie pokocha tego, co ukryte pod eleganckimi ubraniami i zabójczą pewnością siebie.

- Z poważaniem akurat nie mam problemów. - Stwierdziłam, spoglądając na niego z uśmiechem. - Ty już odstaw to whiskey. Jesteś już aż zbyt pijany.

- Ale wiesz co? Ja lubię cię właśnie taką. Prawdziwa ciebie. Nie udającą na siłę, że jest normalną studentką z normalnym życiem. Bo czego byś nie zrobiła, nigdy nią nie będzie. Jesteś wilkołakiem, mafiozo i daleko ci do normalności.

- Wiem. Jednak miło czasem choćby na pół godziny zapomnieć o tym swoim zwanym życiem. - Oświadczyłam, zabierając mu szklankę.

Przez jego słowa wpadłam w dziwny dołek. Zdecydowanie za dużo wypiłam. A wtedy zdecydowanie zbyt łatwo zepsuć mi humor. A naprawdę nie miałam ochoty czuć się w tej sposób. Tak pusto i niekomfortowo z tym, kim jestem.

Odłożyłam obie szklanki i zamierzałam mało elegancko wyprosić Santiago. On miał jednak inne plany. Stanął bardzo blisko mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Chciałam coś powiedzieć, jednak żadne słowo nie opuściło moich ust.

Przejechał kciukiem po moich ustach. Byłam w tak wielkim szoku, że nie zrobiłam dosłownie nic. Nim zdołałam się zorientować, pocałował mnie w czoło. Jakby chciał sprawdzić, na jak dużo może sobie pozwolić. Kiedy go nie odepchnęłam,  pocałował mnie w policzek. Potem zaczął całować mnie po całej twarzy, ostatecznie przenosząc się na szyję.

Może powinnam coś zrobić. Odepchnąć go. Powiedzieć, żeby sobie odpuścił. Jednak nie byłam w stanie tego zrobić. I może nawet nie chciałam. Popełniłam w życiu już tyle błędów, że ten jeden naprawę nie robił mi żadnej różnicy. Poza tym chciałam tego. Może to przez alkohol, a może jestem bardziej zepsuta, niż mogłam przypuszczać, jednak podobało mi się to, co właśnie się działo.

- Często tak robisz? - Spytałam, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.

- Takie pieszczoty zachowuje na specjalne okazje. - Oświadczył, w końcu dobierając się do moich ust.

Jego pocałunki były pewne i bardzo drapieżne. Jakby niczego tak nie pożądał, jak moich warg. Ja nie czekając ani chwili oddałam jego pocałunek, jedna dłoń, kładąc na jego karku. I już wtedy wiedziałam, że jestem stracona.

Alfa mafii: Tom IWhere stories live. Discover now