Rozdział 29

1.1K 60 7
                                    

Niewygodna cisza panowała w pomieszczeniu, a słabe, pomarańczowe światło, starało się to zatuszować. Szelesty kartki, które przerywały tę pustkę, po dłuższym czasie drażniły, a nieprzyjemne oświetlenie, męczyło oczy, które szczypały od zbyt długiego czytania.

Takie były uroki biblioteki, a Luciana mimo to, uwielbiała tam przychodzić. Powolnym krokiem, spacerowała między regałami, tak naprawdę nie mając pojęcia, czemu się tam znajduje. Wzrokiem błądziła po różnych tytułach książek, niektóre biorąc do ręki, by przyjrzeć się im od środka.

Nie miała wtedy nastroju do czytania, kiedy po głowie, nadal błądziła jej myśl o naszyjniku i Romanie, która była jego dawcą. Ciężko było jej uwierzyć, że dziewczyna byłaby zdolna do czegoś takiego, ale żadne inne, rozsądne rozwiązanie, nie przychodziło jej do głowy.

Krążyła między regałami, aż wreszcie znalazła miejsce, gdzie rzadko ktoś się zaszywał. Usiadła na zimnej, drewnianej posadzce, różdżką przywołując sobie, pierwszą lepszą książkę z półki. Ciężka, twarda okładka uderzyła ją w kolana, buchając na jej twarz niewielkim pyłem kurzu. Jakie było jej zdziwienie, kiedy przeczytała tytuł i okazał się, tym czego właśnie, nieświadomie szukała.

– "Ciężkie klątwy, jak je rozpoznać?" – przeczytała na głos, na tyle cicho, by nikt jej nie dosłyszał.

Nie mogła dłużej zwlekać. Natychmiast otwarła ją na pierwszej stronie, zabierając się za pierwszy akapit. Wstęp był jasny, jednak im dalej leciała wzrokiem, tym bardziej przekonywała się, że z klątwami nie ma żartów.

– Mało masz stolików w bibliotece? – Usłyszała czyjś głos nad głową. Nie raczyła, unieś wzroku, kiedy kątem oka spojrzała na buty, które szybko rozpoznała. – Co czytasz? – dopytywał dalej, zajmując miejsce naprzeciw niej. Niezbyt chętnie siadał na ziemi. – O, coś o klątwach. Słusznie, że czegoś zaczęłaś szukać, tylko szkoda, że nadal musisz rozmawiać z osobą, która cię nią obarczyła.

– Merlinie, czy ty nie widzisz, że ja czytam? – spytała zirytowana, kiedy po raz któryś musiała czytać na nowo zdanie.

Uniosła wzrok, by spotkać się z szarymi tęczówkami Ślizgona.

– Czyli po to tu przyszłaś? – zapytał Draco, jakby był oburzony tym faktem. Poprawił swoje usadowienie, czekając na jej odpowiedź. 

– A myślałeś, że dla ciebie? – parsknęła. Patrzyła na jego zmarszczkę, tworzącą się ze złości na czole i poczuła, że znów zachodzi mu za skórę. Uwielbiała się z nim droczyć. – Chodziło mi tylko o odpowiednią książkę. Sam mówiłeś, że muszę się czegoś dowiedzieć.

– Tak, tak mówiłem, ale moje pytanie brzmi, dlaczego, w takim razie, wciąż z nią rozmawiasz?

– Zastanówmy się... – przerwała, udając, że faktycznie to robi. – Może dlatego, że dzielę z nią pokój? Mam z dnia na dzień przestać się do niej odzywać, nawet nie mówiąc jej czemu? Przecież to jasne, że jak powiem o naszyjniku, to wszystkiego się wyprze. Myślałam, że jesteś trochę bardziej inteligentny.

Ledwo powstrzymywała śmiech, zauważając, jak szybko zmienia się jego mimika twarzy.

– Nie sądziłem, że jesteś, aż tak nieznośna – warknął, przewracając oczami.

Naszła go myśl, że mógłby teraz zająć się naprawianiem szafki, zamiast siedzeniem tutaj z nią, ale jakoś nie chciał odchodzić. Na pewno nie teraz.

– No i wzajemnie. Poza tym, tam są drzwi, możesz wyjść. Nie prosiłam cię tutaj.

Draco zamilkł, a między nimi zapadła niewygodna cisza, szczególnie dla niego. Luciana skupiła się na czytaniu, a Malfoy nieświadomie, przyglądał się jej rudym lokom, które tak delikatnie opadały jej na twarz. Krukonka w jego oczach, przez chwilę, wyglądała, jak namalowana, przez co zupełnie stracił nad sobą kontrolę. Nie odrywał od niej wzroku od kilku minut, aż dziewczyna, zirytowana, podniosła wzrok i zmarszczyła brwi.

Daffodils ~ Draco MalfoyWhere stories live. Discover now