B jak Bokuto

664 58 18
                                    

Nie miał najmniejszej ochoty po raz kolejny tego dnia siedzieć za biurkiem i edytować jakiś idiotyczny i mało składny wpis nowego praktykanta. O ile lubił tego faceta, bo Hinata był naprawdę sympatycznym i pomocnym kolesiem. Tak wręcz nienawidził poprawiać jego prac. Rudowłosy popełniał co chwila błędy, które swoją głupotą wypalają oczy Kotauro.

-Długo jeszcze zamierzasz być tu na praktykach? - spytał niemrawo w stronę wcześniej wspomnianego pracownika - zastanawiam się jakim cudem cię jeszcze stąd nie wyrzucili na zbity pysk. Przecież ty nawet poprawnie "zachód" nie umiesz napisać!

-Nieprawda! Po prostu wtedy się zagapiłem! Nie wypominaj mi tego - krzyknął niski student. Od niedawna pracował razem z Bokuto i już zdążył podpaść starszemu parę razy. Zawsze się to kończyło kłótnią i wyzwiskami.

-Wmawiaj sobie Hinata - mruknął i ponownie skupił się na monitorze.

Jednak jego myśli były owiele dalej. Wciąż raz po raz przetwarzał sobie w głowie sytuacje z dzisiejszego poranka. Nie ma mowy, że to był przypadek, spotkanie ponownie Akaashiego nie może być tylko zwykłym zbiegiem okoliczności. A może jednak jest? Jakby nie patrzeć, Keiji się bardzo zmienił i nawet Bokuto to dostrzegł. Zobaczył worki pod oczami, zamglone spojrzenie, wykrzywioną w grymasie twarz i nadgarstki. Te przeklęte nadgarstki które codziennie kuszą samobójców by przejechać po nich żyletką. Tak samo kiedyś kusiły Akashiego, dopuki Bokuto nie przemówił mu do rozumu i powoli pomagał stanąć znowu na nogi. A potem wszystko runęło i nie miał więcej okazji by zobaczyć się z jego największą miłością.

Nigdy mu wprost nie powiedział, że go kocha. Istniała pomiędzy nimi bariera. Pomimo, że oboje pragneli siebie nawzajem, nie mogli przejść przez wspólnie wyznaczoną granice. Nie mogli złapać się za ręcę, pocałować się, powiedzieć te wyjątkowe dwa słowa. Wszystko by się w tedy posypało podobnie jak tamtego kwietniowego wieczoru.

-Oi Bokuto-san! Słyszysz mnie? - głos Hinaty przywrócił go do rzeczywistości. Przetarł twarz dłońmi i bez słowa wstał od biurka - nie ignoruj mnie!

-Wybacz Hinata, będziesz musiał sam to dokończyć. Wracam już do domu. Sprawdzaj to porządnie i póżniej mi prześlij. Wole mieć pewność, że nie narazisz naszego wydawnictwa na krytykę - odparł podchodząc do stojaka i ściągną swój płaszcz.

-Ale jak to idziesz? Nie możesz mnie tu zostawić! - zaczął panikować młodszy.

-Dasz radę Shouyo! - uśmiechnął się szeroko pokazując kciuka w góre i znikną za zamykającymi się drzwiami.

Założył słuchawki na uszy i ruszył przed siebie. Był wybitnym pracownikiem dlatego nie martwił się co powie jego szef, gdydowie się, że ten sobie tak po prostu wyszedł z pracy. Puki przynosi dobre materiały i utrzymuje w ryzach nowicjuszy, a czasem nawet stałych pracowników, to może robić wszystko co tylko chce i nie przejmować się konsekwencjami.

Gdy mijał park, zatrzymał się na chwilę i rozejrzał dookoła, szukając wzrokiem znajomej osoby. Niestety, zniknął równie szybko jak się pojawił. Akaashi od zawsze był nieuchwytny i Bokuto dobrze o tym wiedział.

Po ostatnim pożegnaniu, jeszcze w czasie liceum, nie mógl liczyć na nic więcej niż zwyczajne słowa. Pragną wpić się w jego maliniwe usta i przełamać barierę. Chciał móc go przytulić gdy tylko miał na to ochotę. Jednak za każdym razem słyszał tylko słowa " nie możemy tego zrobić".

Czuł frustracje, miał swoją dawną miłość na wyciągnięcie ręki, a nie mógł nic zrobić. Jednak, Bokuto był bardzo uparty i zawsze stawia na swoim. Jeśli ma chociaż cień szansy by ponownie zdobyć Akashiego, to wykorzysta to w pełni, nie ważne jakim kosztem.

Przeszedł przez park i był już o krok od własnego domu. Wyciągnął z kieszeni jesiennej kurtki klucze, otwierające bramę i wszedł na swoją posesje. Jak na młodego dziennikarza, powodziło mu się wybornie. Nie mógł narzekać na brak pieniędzy. za to na brak miłości jak najbardziej. Wokoło czuł samotność, nawet jego biało-czarny malutki kundelek, który z radością machał ogonkiem widząc swojego właściciela nie sprawiał, że brak drugiej osoby przestawał doskwierać Kotarou.

-Jak tam Shii? Stęskniłeś się? - spytał z uśmiechem klękając obok pieska. Pogłaskał pupila po głowie i ruszył w stronę drzwi wejściowych.

Kolejnym kluczem odworzył zamek od domu i wszedł do środka. Nagły powiew wiatru zatrzasnął za nim drzwi i spłoszył biednego zwierzaka.

Spokojnie! - zaśmiał się Bokuto - to tylko wiat głuptasie. Chodż, dam ci coś dobrego - powiedział i gdy tylko zdjął buty, udał się do kuchni, by nakarmić psiaka.

Wnętrze było utrzymane raczej schludnie. Gdzieniegdzie tylko walały się jakieś brudne naczyna i psie zabawki. W dodatku na każdej możliwej ścianie było przyklejone masę zdjęć sów.
Mężczyzna wręcz obsesyjnie uwielbiał te zwierzęta. Były majestatyczne, nieuchwytne, symbolizowały mądrość i co najważniejsze, były wolne. Mogły w każdej chwili odlecieć dokąd tylko chciały i nikt nie stawiał im ograniczeń, jedynie własna wytrzymałość i natura.

Ludzi ograniczało o wiele więcej rzeczy i Bokuto doskonale zdawał sobie z tego sprawę. NIe mógł poczuć się wolny w świecie, w którym musiał robić to, co było mu odgórnie narzucone i czego nie miał ochoty robić. Oczywiście praca dziennikarza była jak najbardziej dobrym i opłacalnym żródłem pieniędzy, ale dla samego Kotarou było to nurzące zajęcie i gdyby tylko mógł, raz na zawsze porzuciłby tą pracę i wyjechał gdzieś daleko by zwiedzać świat i przeżywać niezapomniane przygody ze swoją drugą połówką, której niestety nie miał. A przynajmniej jak na razie nie ma.

Musi zdobyć Akaashiego, nie ma innej drogi do szczęścia.

_____________________________________________________________

Hey, Hey, Hey

I jak się podoba? Dziś rozdział z perspektywy Bokuto.

Mam nadzieje, że jest znośnie i jednak się spodoba.

Tak więc, do następnego!

Usagi

Thank you || BokuakaWhere stories live. Discover now