✧ 25 ✧

1.6K 135 116
                                    

— Dobrze, że jesteś, muszę z tobą pogadać. — Uśmiechnęła się Lily, podając Jamesowi koc. Ten uniósł brwi.

— Dlaczego miałoby mnie nie być? — zdziwił się. Evans wzruszyła ramionami.

— Ja wiem? Mogłeś się z kimś zamienić czy coś.

James pokręcił głową z uśmiechem. Dziś przypadał wieczór na patrolowanie od murów do drzewa. Szli w ciszy do samego jeziora. Wieczory powoli zaczynały robić się już coraz cieplejsze. Gdy dotarli do ich drzewa, James oparł się o pień i zapatrzył na spokojną taflę wody.

— To o czym chciałaś pogadać? — zagadnął po chwili. Lily stanęła koło niego.

— Po pierwsze — zaczęła, wyjmując z kieszeni szaty złotego znicza — powinnam ci chyba oddać to. I tak go już przetrzymałam, miało być tylko dopóki nie opanuję zaklęcia. — Zaśmiała się cicho i wyciągnęła piłeczkę w jego stronę. James popatrzył na nią z zaskoczeniem. Delikatnie wziął z jej dłoni swoją własność. Znicz natychmiast rozłożył skrzydełka i zatrzepotał nimi radośnie, czując przyjemne ciepło znajomej dłoni. James uśmiechnął się i podrzucił złotą kulką kilka razy.

— Tęskniłem za nim — przyznał.

— Przepraszam. — Skuliła się lekko Evans, patrząc na niego przepraszająco.

— Co? — zdziwił się, dopiero po chwili orientując się, jak to zabrzmiało. — Nie, nie o to mi chodziło, zupełnie nie. — Pokręcił szybko głową. — Nie żałuję, że ci go dałem, absolutnie. Po prostu... przyzwyczaiłem się do niego.

Lily uśmiechnęła się, przypominając sobie, co powiedział jej na ten temat Syriusz. Przez chwilę panowała cisza.

— Mogę cię o coś zapytać? — zagadnął nagle James cicho. Evans uniosła brwi.

— Jasne.

— O czym myślałaś, czarując tego patronusa?

Lily zaśmiała się cicho.

— Właściwie to poszłam za twoją radą i myślałam o kimś, nie o czymś — przyznała.

James spojrzał na nią ze zdziwieniem.

— To musiał być ktoś naprawdę ważny, skoro tak zadziałało — uznał po chwili. Nie mógł nie zauważyć, jak Lily się rozpromieniła i poczuł lekkie ukłucie w sercu. Nie był pewny, czy chciał wiedzieć, co to za osoba.

— Był. — Pokiwała głową dziewczyna. Popatrzyła na niego. — Jest — dodała ciszej. James skinął głową. Zacisnął mocniej usta.

— Były dopasowane, prawda? — rzucił tylko, właściwie sam nie wiedząc dlaczego.

— Wiem, Sharon mówi o tym cały czas. — Zaśmiała się. James uśmiechnął się.

— Syriusz też — przyznał. Nie mógł się powstrzymać, więc zapytał chłodno:

— Więc... Jaki jest patronus Snape'a?

Lily zatkało. Unikał jej wzroku, więc przeszła przed niego, żeby musiał na nią spojrzeć. Dopiero wtedy położyła ręce na biodrach i zapytała nierozumiejąco.

— Co?

— No... To o nim myślałaś, prawda? Nadal jesteś w nim zakochana?

Lily otworzyła usta, ale nie była w stanie nic powiedzieć. James uciekł wzrokiem gdzieś w bok.

— Co? — powtórzyła w końcu. Ta rozmowa nagle przyjęła zupełnie inny tok, niż się spodziewała. Potter nie odpowiedział. — Wow, to żeś palnął — mruknęła, przejeżdżając dłonią po włosach. Westchnęła, wciąż w szoku. — Okej, wyjaśnijmy sobie coś — zaczęła w końcu. — Po pierwsze, nie ma żadnego nadal, bo nigdy nie byłam zakochana w Severusie, dobrze? Nigdy. Dotarło?

James spojrzał na nią z zaskoczeniem.

— Nigdy? — zdziwił się.

— Nigdy — powtórzyła dobitnie. — A po drugie, nie jestem i nigdy też nie będę.

— Ale... — Pokręcił głową. — Mówiłaś, że za nim tęsknisz.

— Bo był dla mnie jak brat, James! — Zaczęła gestykulować, całkowicie sfrustrowana. — Jakbyś się czuł, gdybyś stracił Syriusza, co?

Potter otworzył usta, by za chwilę je zamknąć.

— Okej — skomentował w końcu. Pokręcił głową, zażenowany swoim zachowaniem. — Masz rację. Przepraszam.

— Proszę!

Uśmiechnął się do niej, mając nadzieję, że naprawdę się na niego nie gniewała. Próbowała zachować poważną minę, ale w końcu pokręciła tylko głową, uśmiechając się lekko.

— Twoje czytanie między wierszami to jedno wielkie nieporozumienie — uznała w końcu. James roześmiał się.

— To prawda, masz rację. Ale to poczekaj... Skoro nie myślałaś o Snapie, czarując tego patronusa? To o kim?

— Niesamowite, jak bardzo niedomyślny jesteś. — Pokręciła głową Lily.

— Przepraszam bardzo, odczytałem źle jedną sytuację, przez którą uczyniłem sobie sporo ostatniego czasu do bólu beznadziejnym, zresztą na własne życzenie. Nie wiń mnie, że chcę być stuprocentowo pewny odnośnie tego! — zawołał z udawanym oburzeniem. Evans roześmiała się.

— Okej, co racja to racja.

— No to o kim myślałaś? Teraz już nie ma odwrotu, musisz mi powiedzieć. — Dźgnął ją zaczepnie palcem w żebra, zabawnie marszcząc przy tym nos.

— Przecież to oczywiste, że o tobie, kretynie. — Przewróciła oczami z uśmiechem, odganiając jego rękę.

James rozpromienił się natychmiast.

— O mnie? — powtórzył radośnie, takim tonem, że Lily niemal sama się rozpłynęła. — Chociaż nazwanie mnie kretynem trochę zabolało — uznał, drocząc się z nią. Dała mu kuksańca i zrobiła minę.

— Musisz przyznać, sam się prosiłeś.

— Muszę przyznać — zgodził się w końcu ze śmiechem. Zaraz jednak spoważniał. Przysunął się do niej lekko i zapytał już ciszej. — Naprawdę myślałaś o mnie?

Lily uniosła lekko głowę by móc patrzeć mu prosto w oczy.

— Naprawdę — powtórzyła. James nie mógł przestać się uśmiechać.

— W takim razie i ja muszę ci się do czegoś przyznać. Też myślę o tobie, czarując patronusa.

Lily zaśmiała się.

— Nie żebym chciała tutaj podważać wagę twojego wyznania, ale trochę się już domyśliłam — przyznała. Potter przewrócił oczami.

— Okej, to teraz muszę znaleźć drugie wyznanie. — Zamyślił się na chwilę. — Hm, o, dobra, założę się, że nie domyśliłaś się tego. Może i nie wiem jeszcze, co chcę robić po szkole, ale wiem na pewno, z kim chcę wtedy być — oznajmił enigmatycznie, bardzo z siebie zadowolony. Lily zamyśliła się.

— Hmm... Z chłopakami? — strzeliła w końcu. James pokręcił głową ze śmiechem. Położył dłonie na jej talii.

— Też — przyznał. — Chociaż na szczęście to mam zagwarantowane, ich się chyba nigdy nie pozbędę. I z tobą — dodał, patrząc jej prosto w oczy. Evans wyciągnęła rękę, by zakręcić na palcach jego i tak wiecznie rozczochrane włosy.

— Do samego końca? — zapytała cicho z uśmiechem. James pochylił się w jej stronę.

— Do końca — obiecał cicho. Lily wspięła się na palce, tym samym łącząc ich usta w pocałunku.

W końcu wszystko było na swoim miejscu.

W końcu byli razem.

I mieli być razem, zgodnie z obietnicą, już do końca.

Patronus || Jily fanfiction ✔Where stories live. Discover now