3.

1.1K 103 180
                                    

Czas szybko leciał.

   Ernest musiał wrócić do domu, była już godzina 17:30.
  Postanowiłem, że jako iż Karol jest spoza Warszawy, to wezmę go na spacer. Tak też zrobiłem.

  Rozumiałem już sporo gestów Karola w języku migowym. Co prawda nie łapałem tak szybko jak Ernest, ale powoli potrafiłem złożyć jeden wyraz w całość. Naturalnie do szatyna mówiłem normalnie, tylko jego odpowiedzi były dostarczane w gestach.

     Przy Karolu czułem się.. nieco inaczej. Nie w złym znaczeniu! Po prostu.. zawsze przy Erneście jestem wyluzowany, przy rodzicach lekko spięty, w szkole spięty i skupiony, przy przyjacielu Marcinie wyluzowany, a przy Karolu.. przy Karolu jestem teoretycznie wyluzowany, ale jednak spięty i skupiony, aby go zrozumieć i nie urazić, chłopak potrafi mnie rozbawić, a jednak nic nie mówi, a w dodatku znamy się bardzo krótko.

          Mimo iż nie znam go dobrze jestem w stanie powierzyć mu całe swoje życie, a sam fakt, że przy nim nie mam aż tak ciągłych ataków braku kontroli nad emocjami, ukazuje mi tylko jak dobry wpływ na mnie ma chłopak.



  Spacerowaliśmy po ulicach zatłoczonej Warszawy, co chwilę coś do siebie mówiąc. Karol wydawał się być zainteresowany Warszawą. Wspominał nawet, że widzi się tutaj w przyszłości.

  Było już trochę chłodno. Zadrżałem z zimna, na co poczułem dłoń zielonookiego na ramieniu.

Gestami spytał się mnie, czy mi zimno, na co przytaknąłem. Ten bez słowa zdjął swoją bluzę i nakazał mi pozwolić sobie ją założyć.
  Sprzeciwiłem się w rzeczy samej, czym zdenerwowałem szatyna. Ten i bez mojej zgody, na siłę założył bluzę na mnie. Poczułem jego zapach.

   Wiedziałem, że już wpadłem.

Kolejną z moich tak zwanych "wad" nie licząc fioła na punkcie tak zwanym "wszystko jak w pudełeczku, nie dotykać" oraz częstym, dziwnym i nagłym wybuchem niekontrolowanych emocji.. jest moja orientacja seksualna.

   W dzieciństwie uczono mnie jak być męskim, odważnym, jak postępuje mężczyzna z kobietą, aby ją oczarować.

  Niestety los chciał, że nigdy żadna dziewczyna w oko mi nie wpadła. Za to chłopcy..
  W podstawówce miałem dwóch kraszy tej samej płci, zaś w gimnazjum miałem nawet chwilowo chłopaka.

  To wszystko niczym czar prysło, kiedy przestałem się sam na to godzić ze sobą. Kiedy zacząłem na przymus wmawiać sobie i innym, że gejem nie jestem i być nim nie mogę. Kiedy na siłę zacząłem szukać dla siebie dziewczyny.

   Już wiem skąd kojarzę to uczucie, które towarzyszy mi będąc przy Karolu.

To samo czułem przy moim chłopaku w czasach gimnazjum..


Nie, nie Hubert nie! Nie jesteś gejem! Ogarnij się!

 
  Z takimi myślami wróciłem z szatynem do domu. Chłopak widząc moje zmartwienie chciał mi jakoś pomóc, natomiast w tym oto momencie odezwały się moje emocje i wprost wybuchłem na Karola. Ten wybuch można by porównać jakbym wziął wiadro zimnej wody i wylał na zielonookiego tak o "bo mi się tak podoba".

 

    Chłopak wstał i poszedł do łazienki pod prysznic, zaś ja w tym czasie zwinąłem się na kanapie i popłakałem. Popłakałem się, przez to jak go potraktowałem.
  Parę godzin temu opłakiwałem jak Karolowi musiało być ciężko po wypadku, a teraz sam nakrzyczałem na niego. Głównie moje słowa brzmiały "Jesteś idiotą", "Tylko frajerzy nie mówią" , "Szkoda, że nie umarłeś podczas tego wypadku" .. i parę takich gorszych..

   Ja naprawdę nie chciałem!

Mam nadzieję, że Karol zrozumie także mój problem i mi wybaczy..

  Kiedy chłopak wrócił, chciał mnie wyminąć jakoś w salonie, ale uniemożliwiłem mu to, przytulając go mocno i płacząc.

  Ten wplótł swoje palce w moje włosy, a drugą ręką głaskał moje plecy na znak, abym się uspokoił.

  Kiedy się uspokoiłem, poszedłem pod prysznic, a zielonooki obiecał, że zrobi kolację i poszukać jakiegoś filmu.








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Czas płynął nieubłagalnie szybko.
Minął weekend i szatyn musiał wracać do siebie. Było mi przykro, ale ten obiecał, że szybko do Warszawy wróci.
Nie wiedziałem dokładnie co ma przez to na myśli, ale widok uśmiechniętego Karola onieśmielał mnie na tyle, że nie chciałem pytać.
Wiedziałem, że niedługo się dowiem znaczenia jego słów.

Mijały miesiące.
Przyszedł grudzień, a konkretnie - 6 grudnia. Mikołajki..

Ten dzień miał być jak każdy inny.
Leniwy, samotny, z dodatkiem spaceru, Netflixa, mediów i snu.

   Jednak mój przyjaciel miał inne plany.

Ernest jak gdyby na siłę próbował mnie wyciągnąć od rana z domu.
Po godzinie uległem jego prośbą.

Ten chciał mnie zabrać na lodowisko.
Umiałem jeździć na łyżwach, ale wiedziałem że mój przyjaciel nie, a więc dlaczego akurat łyżwy..?

    Moja odpowiedź czekała na mnie na lodowisku.

Właśnie miałem wejść na lód, kiedy zobaczyłem na samym środku wirującego szatyna.

  Mówiąc, że ja umiem jeździć na łyżwach miałem na myśli zwykłe odpychanie się i hamowanie, co przy umiejętnościach Karola było niczym.

  Ten całkowicie oddany jakby zaplanowanemu układowi tanecznemu na lodzie, robił różne pozy i piruety.

  Dopiero kiedy zbliżyłem się do niego, ten zaprzestał i uśmiechnął się do mnie.

H : To było.. wspaniałe!

  Zaśmialiśmy się obydwoje.
Ernest pokazał nam ręką, że idzie na gorącą czekoladę i zostawia nas samych sobie.

Pojeździłem chwilę wokół lodowiska z Karolem rozmawiając o tym, co się u nas zmieniło.
  Po chwili szatyn wpadł na pomysł, że nauczy mnie kilku "sztuczek" na lodzie. Bałem się, że się potłukę, ale w momencie kiedy poczułem dłoń szatyna na biodrze, cały chłód ciągnący od lodu znikł. Miałem ochotę się rozebrać, bo zdobiło się jakoś duszno.

   Całe poczucie, że coś może mi się stać jakby wyparowało, a został tylko Karol.. i ja.

Czy tak mogło by być już zawsze..?

• 𝗗𝘅𝗗 • 𝓜 𝓳𝓪𝓴 𝓜𝓲𝓵𝓬𝔃𝓮𝓴 • ZAKOŃCZONE •Where stories live. Discover now