1. Gdy w drzwi zakołaczą.

12 1 0
                                    

– Przepraszam bardzo, ale co masz na myśli? Sugerujesz że nie wiem co robię?

 – Problem nie leży w mojej krytyce, tylko w twoim odbiorze mojej krytyki. A przechodząc do meritum, sproszkowane kopyta kozła mogą przenosić grzybicę układu oddechowego i powodować przykre dolegliwości gastryczne. ,,Księga Składników Odmagicznych", strona 273, akapit 4.

 Zastanawiałem się przez dłuższy czas od którego momentu poprowadzić swoją narrację, tak aby z kronikarskiego obowiązku  nie przegapić ani jednego dialogu, który to mógłby być istotny dla dalszego rozwoju sytuacji. Tak oto, po rychło 527 latach zwłoki, odważyłem się rozpocząć moją pisarską przygodę właśnie w tymże spektakularnym momencie, podczas  jednej z rutynowych kłótni w niebieskiej chacie na kurzej stopie, znajdującej się w krainie wiecznej Jesieni. Pozwólcie że nakreślę wam sytuację, którą obecnie mam wątpliwą przyjemność obserwować - Jessie, głowa owego przybytku, będąc o krok od zrobienia łyżką kuchenną drugiego Kosowa, z blaskiem tysiąca demonicznych kurwic w oczach przeżywał krytykę nieco pragmatycznego Nephiego, który jedynie stał wyprostowany, ociekając nie zauważalnym gołym okiem, uczuciem spełnienia. Przez chwilę jeszcze toczyli cichą bitwę spojrzeń, lecz Jessie zdroworozsądkowo oddał swoje zwycięstwo walkowerem, wiedząc iż ze wspólokatorem nie ma żartów i może "przypadkiem" zatruć się specjalnie dla niego przygotowaną herbatką. Wściekle machnął łyżką po raz ostatni, powodując przy tym iż kilka glinianych misek w jego otoczeniu zaczęło lewitować kilka centymetrów nad mosiężnie zdobionym stołem.

– OhohohohohoHO! Ty mnie przepisów nie ucz, dobrze? Zrobiłeś kiedyś kamień filozoficzny? Nie? No właśnie. Otóż to. Dopóki wam gotuję, sprzątam, piorę, pilnuję zwierząt i tego żeby Balig znowu nie zostawił gdzieś na blacie woreczka złego uroku, to lepiej żebyś mi tu… EJ!

 Srebrnowłosy młodzieniec o nieco pełniejszych kształtach, odziany w srebrny kardigan i charakterystyczny dla jego zawodu kapelusz, odwrócił swoją uwagę od obrony swoich głęboko urażonych uczuć, by zająć się nieco poważniejszym problemem. Mianowicie, coś przypominające krzyżówkę gremlina , szczura i sowiej wypluwki (mam tu na myśli oczywiście ludzkie dziecko) przebiegło na czworaka przez cały korytarz, by wskoczyć na blat bosymi stopami i zapchać swoje policzki połową blaszki świeżo upieczonych przez Jessie'ego ciastek, wydając  przy tym gardłowe pomruki. Gdy c h ł o p i e c zorientował się że został przyłapany na gorącym uczynku, zasyczał jak stary, zdenerwowany kocur i wdrożył mniej lub bardziej zaplanowany plan ucieczki, strącając przy tym z blatu cały słój żabiego skrzeku i czegoś co wyglądało jak marynowany wróbel z dwiema głowami.

 – Opieniek! Wracaj! – krzyknął zdenerwowany Jessie, rzucając się w pogoń za przeklętym urwisem. Na schodach minął się z Baligiem, którego pozbawiona konsternacji mina świadczyła tylko o tym, iż w owym przybytku takie sytuacje były na porządku dziennym.

 – Mówiłem żeby go spetryfikować, to zaraz było że "uhuhuu to niehumanitarne". – skomentował krótko Balig i bez słowa przystanął obok Nephi, delektując się herbatką z rabarbaru i rumem, pitą z niepokojąco poskręcanej tykwy. 

 Kolejna wiedźma i kolejny opis. Balig pełnił tutaj funkcję… jakby to powiedzieć żeby nikogo nie urazić? Był balastem. Przez swoją pamięć bardziej dziurawą niż zęby ogra często padał ofiarą swoich własnych klątw, zostawiając gdzie popadnie woreczki złego uroku. Średniej długości blond włosy, poszarpany i poplamiony kapelusz z bukietem niezapominajek wciśniętych za pasek nad rondem i ręce owinięte bandażami, których niejedna mumia by mu pozazdrościła.

Obaj mężczyźni, spojrzeniem tęskniącym za inteligencją, obserwowali jak srebrnowłosy usiłuje odczepić od okiennicy zdziczałego Opieńka, który to wbijał swoje nieprzycinane od urodzenia szpony, głęboko w strukturę drewnianego parapetu, wydając przy tym dźwięki niczym róg myśliwski do którego omyłkowo wpadł gołąb. Jak możecie wywnoskować, dom ten, jak i jego mieszkańcy, nie mają w sobie nic ze standardowości, dla takich śmiertelników jak wy ( jeżeli jednak uważacie inaczej, radzę się udać na terapię rodzinną, nie jestem ekspertem, ale dzieci nie powinny wbijać szponów w parapet w akcie buntu wobec rodziców. Ponoć to może źle wpływać na ich dorosłe życie, czy coś w tym stylu). Otóż jak można się domyślić, mieszkańcy tego przybytku wszyscy w jakiś mniej lub bardziej pokrętny sposób zajmują się magią. Bardziej ogólnie, łamiąc stereotyp nieurodziwej kobiety z większą ilością kurzajek niż adoratorów, której głównym zajęciem było jedzenie dzieci, rzucanie klątw na dzieci i straszenie dzieci w nocy (też mi coś, po cóż się tak ograniczać?) każdy z młodo wyglądających mężczyzn nosił hańbiący w wiosce tytuł wiedźmy. Nie to żeby nie było widać tego na pierwszy rzut oka, niezaprzeczalnie ufam waszej bystrości, rzecz jasna. No dobrze, ale dość tych dygresji. Zajmujący proces ściągania Opieńka z okiennicy, mógłby trwać i cały nie-boży dzień (co nie raz się już z resztą zdarzało) gdyby nie rozlegający się po całej chałupinie dźwięk pukania do drzwi. Goście zdarzali się w tych rejonach niezwykle rzadko, zazwyczaj okazując się jedynie mężami, którzy zabłądzili w lesie i wzięli domek na kurzej stopie za fatamorganę jakiegoś wyuzdanego burdelu dla wyjątkowo perwersyjnych jednostek.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 30, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nawet Nie SalemWhere stories live. Discover now