Part 24

940 65 11
                                    

Adora POV:

Zaatakowały mnie ostre promienie słońca przebijające się agresywnie przez cienkie zasłony, padając wprost na moją twarz. Zasłoniłam oczy dłonią i, marudząc pod nosem, przekręciłam się na brzuch, chowając głowę pod poduszkę. 

- Błagam, jeszcze chwilkę... - mamrotałam spod poduszki. - Dobra i tak już nie zasnę, ugh... Która godzina? - Wyswobodziłam się z objęć kołdry i, patrząc na zegarek, o mało co nie dostałam zawału. 

Jest już po dwunastej?! Ja nadal śnię?! Wstałam na równe nogi i jak oparzona zaczęłam się ekspresowo ubierać. Jest weekend, tak wiem, ale wczoraj, gdy tylko miałam wracać do collegu ze szpitala obiecałam Catrze, że o dziewiątej znów przyjadę ją odwiedzić. Zaspałam, a wszystko przez to, że siedziałam z nią do trzeciej w nocy, rozmawiając o tym, co działo się podczas jej snu. I nie, nie powiedziałam jej "Hej, wiesz, że cię kocham?". A dlaczego? Czy to nie oczywiste... Gdy tylko o tym pomyślę, strach zaczyna paraliżować nie tylko moją psychikę, ale i ciało...

Kiedy Catra spała, wydawało się to do spełnienia, jednak teraz ogromnie boję się zwierzyć ze swoich romantycznych uczuć względem niej. Po pierwsze, co jeśli naprawdę kogoś ma? Po drugie, co jeśli się do mnie zniechęci po tym, co jej powiem? A po trzecie, co jeśli nawet nie pomyślała o mnie jak o kimś więcej niż tylko przyjaciółce? Wyjdę przy tej dziewczynie na idiotkę... Tych powodów nasuwa mi się multum, ale nie mam czasu, aby o nich myśleć. 

Już ubrana chwyciłam za telefon, na którego wyświetlaczu pojawiły się setki nieodebranych połączeń od Catry. Przecież ona mnie zabije, jak tylko wejdę do jej pokoju... Dobra, Adora, myśl jakby tu odpokutować swoje grzechy... Kupić jej coś słodkiego...? Nieee, to zbyt proste i oczywiste, a do tego takie rzeczy robią chyba pary... Shit... 

Gorączkowo wybiegłam z pokoju i nawet się nie zorientowałam, kiedy moja twarz uderzyła z impetem w coś tak twardego, że w rezultacie momentalnie upadłam na podłogę. 

- Matko, Adora! Nic ci nie jest?! Przepraszam! - Dotarł do mnie znajomy głos Scorpii. 

- Chy... Chyba nie... Ała... Moja twarz... - jęczałam pod nosem totalnie oszołomiona. Kręciło mi się w głowie, a obraz przed oczami zaczął drastycznie wirować, skrajnie się przy tym rozmazując. 

- Scorpia! Ile razy ci mówiłam, żebyś przestała otwierać tak agresywnie drzwi!? Można wolniej, dziewczyno! - Usłyszałam w tle głos Entrapty. 

- Boże, Adora! Krew leci ci z nosa! Entrapta zrób coś, bo dziewczyna zaraz wykrwawi się na śmierć! - wykrzyknęła wyraźnie spanikowana białowłosa. 

Kiedy tylko uciążliwe zawroty głowy zaczęły przemijać, a widok przed moimi oczami zaczął się wyostrzać, uświadomiłam sobie, że ręce, ubrania oraz podłoga wokół mnie pobrudzone były krwią. Poczułam, jak Scorpia podniosła mnie z ziemi i zabrała wprost do swojego pokoju. Usadziła mnie na krześle w łazience, a Entrapta, stawiając mi miskę z wodą na kolanach, z ogromnym skupieniem odchyliła moją głowę do przodu, kładąc mi przy tym zimny okład na kark. 

- Dziękuję... - szepnęłam, czując się trochę lepiej. 

- Za często dziękujesz, blondi, hah. A tak poza tym, gdzie ci się tak śpieszyło, hm? - rzuciła Scorpia, na co Entrapta posłała jej piorunujące spojrzenie. 

- Zaspałam na spotkanie z Catrą, hah... - odparłam cicho, z żalem. 

Po paru sekundach krwotok ustał, a ja zdjęłam nawilżony ręcznik z mojej szyi. W międzyczasie zdążyłam uciąć sobie z dziewczynami krótką rozmowę o wczorajszych wydarzeniach. 

- To niesamowite! Gdy tylko dotrzesz do szpitala, poinformuj nas o obecnym stanie Catry. No i przy okazji uważaj na siebie, haha - powiedziała Entrapta, a ja, kiwając głową, wybiegłam z jej pokoju, po drodze uważnie mijając ewentualne przeszkody. 

Dotarłam do garażu i wsiadłam do mercedesa. W mojej głowie nadal krążyło pytanie, co dać Catrze na przeprosiny. Nagle cholernie głośno zaburczało mi w brzuchu. Fuck... Od rana nic nie jadłam... Już wiem! Kupię jej jakiś wypasiony zestaw w Maku! No i przy okazji sobie... Hah. Z piskiem opon wyjechałam ze szkolnego podziemia, przekraczając granicę collegu. Włączyłam muzykę na full i gdy tylko usłyszałam melodię 'The Baddest' od razu położyłam nogę na gazie. Jebać konsekwencje! Chcę się wyszaleć. 

- Coming at you live! Real real wild, here to light it up, set the world on fire yeah... - Podgłośniłam muzykę do oporu, śpiewając lub, jak kto uważa, drąc przy tym mordę. 

- No seriooo... Ugh - Moja euforia została szybko przerwana przez policję jadącą za mną na sygnale. 

Ściszyłam radio, zjeżdżając na pobocze. Zgasiłam auto i jebnęłam czołem o kierownicę, czekając aż pod szybę podejdzie policjant. 

- Dzień dobry. Pewnie podejrzewa pani, z jakiego powodu nastąpiło zatrzymanie. Już po raz pięćdziesiąty czwarty od początku roku... - mruknął ponuro funkcjonariusz policji, gdy tylko opuściłam szybę, a on miał zaszczyt zobaczyć, z kim ma do czynienia. Odnoszę wrażenie, że pierwszą rzeczą, jaką robią tacy jak on po wejściu na komisariat, jest recytowanie na pamięć mojego numeru rejestracyjnego...

- Wow... Kto by się spodziewał, że nieświadomie biję tak niesamowite rekordy... - odparłam sarkastycznie, nie okazując mu nawet krzty szacunku. 

Burknął coś pod nosem i zaczął pisać w swoim kajecie. Wyrwał kartkę, która okazała się być mandatem, i przykleił mi ją do czoła. Odszedł od mojego auta, wsiadł do radiowozu, po czym nareszcie odjechał. Zmarnował tylko dziesięć minut mojego życia. 

Zasuwając szybę, odpaliłam samochód i ruszyłam dalej przed siebie. Popatrzyłam przez szybę i zobaczyłam, że niektóre drzewa są już praktycznie pozbawione liści. Po kilku minutach byłam już pod upragnioną restauracją. Podjechałam pod okienko i odsunęłam szybę. 

- Dzień dobry, co dla pani? - zapytała kobieta z okienka. 

- Poproszę jeden zestaw składający się z Mac King'a, coli i frytek i jeden zestaw składający się z Mac Szarej Racji i latte. Do tego poproszę kanapkę z głównej oferty promocyjnej. To wszystko - odparłam, szykując przy okazji portfel i wyjmując z niego kartę.

- Proszę paragon z numerkiem zamówienia, do widzenia - powiedziała kasjerka, kiedy zapłaciłam i, biorąc paragon, odjechałam na stanowisko odbioru. 

Nie minęły nawet trzy minuty, jak dostałam zamówienie i skierowałam się z nim do lecznicy. Byłam taka podekscytowana i mimo że mój żołądek już odprawiał litanie, postanowiłam, że jednak zjem mój pierwszy posiłek tego dnia wraz z Catrą.

Catradora | Księga I | Adora i żołnierze HordyWhere stories live. Discover now