2. 3/3 - Przygody w niebieskim gruchocie.

340 24 7
                                    

▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀▀
Kilka godzin później, Niemcy, Lipsk, Port lotniczy
▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄▄

Strzelający gruchot jakoś dojechał na miejsce. Stał tam biały van, obok którego zaparkowali. Z vana wysiadły dwie osoby. Mężczyzna - Clint Barton i Kobieta - Wanda Maximoff. Anastasia od razu ich rozpoznała. Razem z Bucky'm stali z tyłu za samochodem, kiedy Steve i Sam rozmawiali z towarzyszami.

— Jak się czujesz? — Barnes stanął bokiem i oparł łokieć na dachu.

Stacy zmarszczyła brwi i prychnęła z rozbawieniem.

— Jestem ścigana, nic nowego. — Wzruszyła ramionami krzyżując ręce na kawowym, dopasowanym golfie.
— Nie miałem czasu zapytać.
— Uważaj, bo uwieżę, że naprawdę się przejmujesz.
— Muszę gryźć się w język żeby nie zdradzić twojej obecnej tożsamości. — Skwitował.
— Aż tak ci się ona podoba?
— Pasuje do ciebie.
— Nie przyzwyczajaj się.

Przesuwne drzwi vana otworzyły się z hukiem przerywając ich konwersację.

— Tylko najpierw musisz... Dać mu kawy. — Usłyszeli bez kontekstu od Clint'a.

Brunet w środku zdawał się zaspany.

— Naprawdę potrzebuje kawy. — Stacy szepnęła Bucky'emu na ucho.

Buck wyciął usta w podkowę i pokiwał głową potwierdzając jej słowa.

Kapitan zrobił duże wrażenie na mężczyźnie, który przedstawił się jako Ant-man. Dość długo ściskali sobie ręce. Niby dorosły, a był podjarany tym spotkaniem jak dziecko.

— Myślisz, że długo to potrwa? — Brunetka szepnęła do Barnes'a.
— Lepiej już chodźmy! — Pogonił Buck.
— Skołowałem nam śmigłowiec. — Poinformował Clint.

Wtedy rozległ się alarm i słychać było komunikat w języku niemieckim.

— Zarządzili ewakuację. — Streścił Barnes przekładając to na angielski.
— Ruszajmy. — Zarządził Rogers.

Wszyscy, którzy musieli zaczęli się przebierać. Stacy jedynie ukryła broń, gdzie tylko mogła. Część złapała w biegu wpinając ją tylko w skórzane paski, kiedy dostała informację od Falcon'a, że niezabezpieczony quinjet w hangarze numer pięć.

— Biegnę tam, zajmijcie ich czymś. — Zameldowała przylegając do kolumny budynku tak, by nikt inny nie wiedział o jej obecności.

Wszyscy zaczęli walczyć między sobą. Stacy w tym czasie zajęła się odpalaniem quinjet'a. Zacierała ręce widząc, że wszyscy zaraz dobiegną i będą mogli uciec. Wtedy pojawił się inny latający typ z żółtą peleryną i odciął im drogę żółtym laserem. Przyłożyła lunetę do oka.

— Kapitanie mam go zestrzelić? — Nadała przez słuchawkę.
— Nie... Jeszcze nie. — Jęknął nieco zdyszany.

Pozostało jej obserwować jak bohaterowie szturmem idą na siebie z zamiarem walki.

— Jak ktoś będzie potrzebował pomocy... — Przekazała wszystkim przez komunikator.
— A umiesz coś oprócz zabijania? — Wydyszał Falcon.
— Zapytaj Barnes'a. — Odmruknęła wesoła.

Kapitan walczył z typem strzelającym pajęczyną, Buck z T'Challą, Clint z Wdową, dopóki nie wtrąciła się Wanda, Lang zaatakował Stark'a, a Falcon ganiał się z Rhodes'em. Stacy nie wiedziała na kogo patrzeć więc obserwowała wszystkich po trochu. W końcu Sam odezwał się w słuchawce.

— Ktoś musi ich zająć. Idźcie na pokład, reszta zostanie.
— Obawiam się że Sam ma rację. — Przyznał Clint.
— Potrzebujemy czegoś dużego żeby skupić ich uwagę.
— Zajmę się tym. Robiłem to jakieś sto razy. Żartuję tylko raz, ale dam radę. — Odpowiedział Scott Lang dyszącym głosem.
— Mogę wam pomóc? — Zaoferowała Stacy.
— Nie, siedź tam. — Rozkazał Steve.

Wtedy Lang sporo się powiększył i złapał w locie War Machine. Kapitan i Buck byli już blisko, kiedy typ od żółtego lesera zaczął niszczyć wieżę kontlorną, która zaczęła przechylać się na hangar.

— Pieprzyć to. — Warknęła na siebie brunetka.

Wycelowała i oddała kilka strzałów do typa od lasera, który zdawał się być jak duch, bo wszystkie przez niego przeleciały jakby wcale go tam nie było. Wanda zatrzymała swoją mocą spadające gruzy. Ktoś zaatakował Brunetkę, która po kopniaku upadła na ziemię. Tą osobą była Czarna Wdowa.

— Daruj sobie, stajesz po niewłaściwej stronie Romanoff. — Powiedziała szybko zbierając się z ziemi.
— Na pewno nie stanę po tej co ty Ruslanov.

Kobiety zaczęły walczyć. Były sobie niemalże równe pod względem technik walki. Romanoff zaczęła dusić przeciwniczkę od tyłu za pomocą porzuconej snajperki, Ruslanov nie pozostała jej dłużna i machnęła głową do tyłu uderzając ją w nos, brunetka szybko zaczęła iść do tyłu pochylając się do przodu, przerzuciła Romanoff przez siebie i podcięła jej nogi następnie wyrwała broń i uderzyła ją kolbą w głowę.

— Jeżeli chcesz... To weź mnie... Ale pozwól im lecieć. — Wydyszała stając przed powaloną Romanoff.
— Aż tak wierzysz w to co robisz? — Zapytała rudowłosa wstając.
— Mało tego... Mogę potwierdzić, że ten zamach to nie sprawka Barnes'a... Choćbym miała przez to zginąć. — Powiedziała robiąc przerwy na oddech.
— I tak ci nie wierzę.

Kapitan z Barnes'em wbiegli w ostatniej chwili zanim wejście przysypały gruzy.

— Nie zrezygnujesz, co? — Romanoff zwróciła się do Steve'a.
— Wiesz jak to jest. — Odparł przełykając ślinę.

Kobieta popatrzyła na nich i powiedziała:

— Będę tego żałować.

Wymierzyła między nich rękę i strzeliła pociskiem rażącym prądem. Trafiła w T'Challę, któremu udało się dostać do hangaru.

— Idźcie. — Powiedział strzelając ponownie kiedy Pantera się podniosła.

Rogers jej przytaknął i wszedł do quinjet'a. Stacy strzelała do gruzu z armatek rozrzucając go tak żeby zrobić wylot z hangaru. Odlecieli, ale zaraz złapali ogon w postaci Stark'a i Rhodes'a, Falcon leciał zaraz za nimi.

— Mogę ich ściągnąć? Delikatnie. — Dodała z niewinnym uśmiechem siedząc obok Rogers'a.
— Nie. — Surowo zaprzeczył.

Spojrzała do tyłu. Żółte światło pędziło w kierunku Falcon'a. Sam złożył w locie skrzydła i to Rhodes oberwał rykoszetem. Wszyscy ruszyli na ratunek gubiąc z oczu quinjet'a.

Collaboration: Chosen × ᴮᵘᶜᵏʸ ᴮᵃʳⁿᵉˢWhere stories live. Discover now