Rozdział 4

14 3 6
                                    

07.07.2018r

Mia nerwowym ruchem wybrała w swoim telefonie numer Albina Ekdala, stukając palcami w blat stołu w oczekiwaniu. Mężczyzna jak na złość nie odebrał, sygnał się skończył, a tak miły, że aż irytujący automatyczny głos powiedział jej, iż wybrany numer w tej chwili nie odpowiada. Lindgren miała ochotę cisnąć smartfonem w ścianę. Ale wzięła głęboki oddech, policzyła do dziesięciu i powolnym ruchem jeszcze raz nacisnęła ikonkę widniejącą obok nazwiska reprezentanta Szwecji. Liczyła każdy sygnał, z kolejnymi coraz bardziej traciła nadzieję. Jednak w końcu po drugiej stronie odezwał się niechętny głos:

- Halo?

- Halo, Albin, pomocy. Czy ty wiesz, gdzie są Robin i Emil? Shanga nie daje mi żyć. Napisała mi całe litanie, już zdążyła we własnej wyobraźni wziąć rozwód, postawić Emilowi nagrobek i zwyzywać go od idiotów. I nie wie czy wzywać policję czy antyterrorystów. A ja już szczerze mówiąc też się martwię. Robin nie odbiera... No... Tak szczerze mówiąc w ogóle mi się nie wysyłają wiadomości do niego. - Oznajmiła zrozpaczona Mia.

- Cooo? Może poszli sobie wypić za zwycięstwo... To znaczy za przegraną. - Odparł Albin od niechcenia.

- Albin, czy ty siebie słyszysz! Jak do niego dzwonię to słyszę, że nie ma takiego numeru, wszędzie nieaktywni obydwaj od bitych kilkunastu godzin... Czy oni w ogóle byli z wami w samolocie? - Zapytała kobieta.

- Oczywiście, że byli. Jestem pewien, że ich widziałem. Całych i zdrowych, jeszcze parę godzin temu. A potem na lotnisku, to już nie patrzałem, bo chciałem jak najszybciej wrócić do domu. - Powiedział Ekdal, ze szczerym przekonaniem w głosie.

- No to ja już nie wiem. - Lindgren wzruszyła ramionami, co było niewidoczne dla jej rozmówcy. Potem na chwilę się zamyśliła, wsłuchując się w ciszę po drugiej stronie słuchawki, ale jak szybko tylko mogła wróciła do rozmowy, by Albin się nie rozłączył: - Co ja mam zrobić? Co powiedzieć jak Shanga dalej będzie się do mnie dobijać?

- Wiesz... Jak do jutra się nie znajdą, to pójdziemy na policję, nie wyśmieją nas przecież, prawda? Kto zbagatelizuje zniknięcie piłkarzy z kadry narodowej. Może lepiej, żeby Shanga nic nie wiedziała... Uspokój ją jakoś. Powiedz, że trener ich zatrzymał... Chociaż nie, stop. Jakby miała się dowiedzieć prawdy z wiadomości, to lepiej powiedz jej prawdę już teraz. Ja się muszę rozłączyć, ale jak coś, to zawsze jestem. Trzymaj się tam i powodzenia z rozhisteryzowaną panią Forsberg. - Oznajmił Ekdal, poczym się wyłączył, nie czekając na pożegnanie. Mia rozłożyła bezradnie ręce, poczym zabrała telefon i pobiegła na piętro. Sprawdziła, czy dzieci śpią, ale na szczęście były pogrążone w spokojnym śnie, nie zważając na otoczenie.

- Macie szczęście, że nie musicie się jeszcze przejmować światem. - Wyszeptała, całując Alicję i Alexandra na spóźnione dobranoc i najciszej jak mogła wychodząc i zamykając drzwi. Pobiegła na balkon, by stamtąd zadzwonić do Shangi. Próbowała ułożyć sobie w głowie, co jej powie, ale wszystkie wersje brzmiały w jej mniemaniu tak samo dennie. W końcu jak zakomunikować komuś, że jej mąż na prawdę zniknął bez śladu i nie masz pojęcia co zrobić z tym faktem. Wcisnęła zieloną słuchawkę i tym razem nie musiała liczyć sygnałów, od razu usłyszała głos drugiej dziewczyny:

- Mia? I co... Wiesz coś? - Brzmiała na bardzo roztrzęsioną i trochę jakby zaraz miała się rozpłakać, co pewnie robiła już i wcześniej tego dnia.

- Słuchaj Shanga, nie mam dla ciebie najlepszych wiadomości. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie oni są. To wszystko nie ma sensu. Albin twierdzi, że jest święcie przekonany, że widział ich w samolocie, ale potem, to już nie wie. Tylko, że sama wiesz, że już trochę dłużej nie ma z nimi kontaktu. Nie chcę cię martwić, tylko wolałam, żebyś wiedziała prawdę. - Powiedziała Lindgren, niecierpliwie czekając na reakcję, która mogła być jak wybuch bomby atomowej.

- I co ja teraz mam zrobić?! - Zawołała pani Forsberg, już nieco przerażonym głosem.

- Nic. Jak do jutra się nie znajdą i to się nie wyjaśni, to zgłosimy to na policję. - Odparła Mia.

- Dopiero jutro?! - Usłyszała głos swojej rozmówczyni, który wyrażał przestrach i zbulwersowanie.

- Tak, bo wtedy to będzie bardziej wiarygodne i mamy większe szanse, że ktoś weźmie to na poważnie. - Powiedziała na tyle zdecydowanym głosem, na ile jej stan psychiczny pozwalał.

- W porządku. - Wydusiła Shanga w odpowiedzi.

- Trzymaj się tam kochana, rano jak najszybciej się do ciebie odezwę. - Oznajmiła Lindgren, nie chcąc przeciągać tej rozmowy. Nie żeby nie lubiła drugiej kobiety, po prostu była zbyt zmęczona i musiała ułożyć także własne myśli.

- Dobranoc Mia, jak coś to będę dzwonić! - Zawołała tamta, zanim się rozłączyła i blondynka już wiedziała, że zadzwoni, conajmniej kilka razy i że czeka ją długa noc.

Wróciła do swojego pokoju, podpięła telefon do ładowania i opadła na łóżko, zdecydowanie za duże na jedną osobę. Czuła się tak pusto. Skryła twarz w poduszkach. Nagle aż podskoczyła, bo usłyszała przez otwarte okno, jak sąsiad odpalił muzykę na pełen regulator.

- Świetna pora na takie rzeczy. - Wymamrotała.
*

04.07.2018r.

Polacy i Nastia już od paru ładnych dni wędrowali przez góry. Krychowiak miał już definitywnie dość i przez całą drogę narzekał na swoje życie i świat, uprzykrzając innym już i tak niezbyt przyjemną podróż.

Pewnego wieczora słońce już znikło za horyzontem a oni dalej szli, bo nie udało im się znaleźć bezpiecznego miejsca, w którym mogliby przeczekać noc.

- Wszyscy powoli zmieniamy się w jaskiniowców, albo innych dzikich ludzi, za niedługo zaczniemy mówić "uga buga" i wyrosną nam ogony. - Oznajmił Grzegorz, jak zwykle optymistyczny.

- Już nie przesadzaj Grzesiek. - Mruknął Piszczek. Wtem nagle usłyszeli jakieś głosy. Myśleli, że im się wydaje. Ale każdy z nich słyszał to samo. Nawet ich rosyjska przewodniczka nie zaprzeczyła, by istotnie, za zaroślami nie mieli znajdować się inni ludzie. Nie potrafili ocenić, co mówią, ani w jakim języku, ale dało się wyróżnić cztery głosy, należące prawdopodobnie do mężczyzn. Niektóre z nich wydawały się polskim piłkarzom jakby znajome.

- Idziemy tam? - Spytał Robert.

- Nie, no co ty! - Zaprotestowała Rosjanka. - To znaczy nie tak od razu. Musimy im się przyjrzeć, co to za jedni.

- Ona ma rację. A co jak to wygłodnieli  turyści-kanibale? - Stwierdził Krychowiak.

- Turyści-kanibale? Czy ty się przypadkiem nie naoglądałeś za dużo filmów? - Spytał Kuba.

- Wiesz, czasem jak ludzie długo nie mają co jeść, to zaczynają się żywić... innymi ludźmi. - Odparł Grzesiek.

- Gdybym nie miał co jeść, to zamiast żywić się wami, najpierw zaczął bym jeść trawę. - Odparł Łukasz. Nikomu jakoś nie było do śmiechu po jego słowach, więc tylko wzruszył ramionami.

Wszyscy podeszli powoli do krzaków, nasłuchując uważnie. Zobaczyli w mroku cztery sylwetki siedzące wokół ogniska a raczej... kamieni i drewna ułożonych na ognisko. Mieli obserwować ich w ciszy, lecz Łukasz poślizgnął się na jakimś liściu i wyleciał w zarośla, z głośnym trzaskiem i szelestem. Ludzie przy pseudoognisku wrzasnęli w przerażeniu, a Piszczek wybuchnął niekontrolowanym, dzikim śmiechem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 04, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niepokój Z Widokiem Na Góry Where stories live. Discover now