Czerwony szalik

190 24 141
                                    

To nie tak do końca była jego wina, że Amelia musiała zostać w szpitalu. Dwa razy pytał ją, a potem jej rodziców, czy to jest w porządku, żeby tę operację zrobić w grudniu. Zgodzili się, ona też. Uprzedził ich także, że Amelka zostanie na Święta w szpitalu, bo on nie może wypuścić jej wcześniej. Oni na to także się zgodzili, a ona się rozpłakała. Próbował ich jeszcze przekonać, że równie dobrze dziewczyna może być operowana w czerwcu albo nawet z początkiem wakacji, że to nawet lepiej, bo nie będzie musiała się niczym stresować, tylko na spokojnie wróci sobie do szkoły we wrześniu.

Dobre sobie. Nie ważne, jakich słów Łukasz by użył i tak nie przekonałby tej dwójki bogatych, bezdusznych wygodnisiów, żeby zgodzili się na operację w późniejszym terminie. Swój sprzeciw rodzice Amelii argumentowali tym, że oni urlop mają dopiero w sierpniu, więc nie byłoby nikogo, kto mógłby zostać w domu z dziewczyną dochodzącą do siebie po operacji. Zaznaczyli także, że nie zamierzają tracić urlopu, bo w tym roku planują wyjechać do Grecji. Taka podróż dla osoby w stanie świeżo-pooperacyjnym byłaby niezwykle ciężka do zniesienia.

Wtedy, podczas ustalania terminu operacji, kiedy Amelka ciągle jeszcze pochlipywała, matka odezwała się do niej:

— Jakoś to przebolejesz. Ja nie zamierzam przez cały urlop opiekować się wrakiem człowieka.

Ten "wrak człowieka" to twoja córka, ty wywłoko... — pomyślał Łukasz. Z trudem powstrzymał samego siebie przed wypowiedzeniem tych słów na głos.

Mężczyzna zastanawiał się, jak ktoś może w taki sposób traktować własne dziecko. Całe swoje życie marzył, aby mieć dzieci.

Łukasz to w ogóle bał się samotności. Przerażała go od dzieciństwa i od dzieciństwa przed nią uciekał, lecz ostatecznie ona i tak go dopadała. Nawet kiedy był w podstawówce, inne dzieciaki jakoś go od siebie odpychały. Były momenty, że chciał pograć w nogę razem z innymi chłopcami. Jeśli którakolwiek z drużyn go przyjęła, robiła to z litości, ponieważ każdy wiedział, że Łukasz nie potrafi nawet porządnie kopnąć piłki. Ani jako młody chłopak, ani jako dorosły mężczyzna, Łukasz nie miał w sobie niechęci do aktywności fizycznej. On po prostu wolał czytać książki, szczególnie te o tematyce medycznej. Już jako mały dzieciak wiedział, że chce zostać w przyszłości lekarzem, że pragnie pomagać ludziom i czynić ich życie lepszym.

Na studiach pewnie też pozostałby samotną wyspą, gdyby nie wpadł na Alicję. Pierwszego dnia przyszła spóźniona na zajęcia i poprosiła go, aby pożyczył jej swój zeszyt z notatkami. Niedługo potem umówili się na kawę, a potem... potem to już jakoś samo wyszło. Pokochał ją, zresztą z wzajemnością. Po studiach wzięli ślub, zamieszkali w dość ładnym mieszkaniu blisko centrum miasta. Wtedy Łukasz czuł, że jego samotność go opuściła, że to przygniatające do ziemi poczucie pustki i dziwny, paskudny chłód w sercu wreszcie odeszły. Poczuł się w jakimś stopniu szczęśliwy. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko jeszcze tej malutkiej, cudnej pociechy, która przecież miała narodzić się z wzajemnej miłości jego i Alicji.

Próbowali. Starali się. W końcu udali się do specjalisty, który orzekł, że Alicja nie jest w stanie zajść w ciążę drogą naturalną. Delikatnie zasugerował im zapłodnienie metodą in-vitro. Odmówili. Alicja była wtedy zbyt roztrzęsiona, aby się na coś takiego decydować. To roztrzęsienie i rozstrojenie emocjonalne chyba w niej pozostało, bo nigdy później już nie chciała rozmawiać z Łukaszem ani o in-vitro, ani o tej przeklętej wizycie u ginekologa.

Łukasz przyjmował coraz więcej młodych pacjentów: od osób w wieku licealnym poczynając, poprzez gimnazjalistów na przedszkolakach kończąc. Szalenie kochał swoją pracę i cały jej się oddawał, chociaż pewnie nie do końca było to po nim widać. Z biegiem lat zauważył, że nie tylko w nim, ale także w Alicji zaszła jakaś zmiana. I o ile on, Łukasz, lekarz, ortopeda i chirurg w jednym, który codziennie brudzi swoje ręce czyjąś krwią i który codziennie ratuje czyjeś życie, z tą zmianą jakoś sobie radził, tak Alicja — miał wrażenie — stała się całkowicie inną osobą.

Czerwony szalik » one shotWo Geschichten leben. Entdecke jetzt