Powietrze było wilgotne i przyjemnie rześkie, kiedy Borys wyszedł na malutki taras. Dotykając gołymi stopami chłodnych desek, poczuł przyjemny dreszcz wolności, który dla innych mógł być tylko głupią ułudą. Przed nim, pomieszkiwało tutaj wiele par, pewnie też małe grupki znajomych, ale nigdy uciekinierzy. Chłopiec poczuł, że mógłby tu zostać na zawsze, gdyby nie wredny schyłek roku. Słońce jeszcze nie obudziło wszystkich kwiatów, gdy za jego plecami zabrzmiało pytanie: ─ Co jeśli nas znajdą?