Rozdział 9

77 5 3
                                    

𖣔
𝑶𝒉 𝒏𝒐!

𖣔𝑶𝒉 𝒏𝒐!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

𖣔

Został już tylko jeden dzień do balu. Była sobota, dzień wolny od nauki. Większość uczniów w tym Marlene i Cadence, udało się do Hogsmeade zakupić stroje na jutrejszy bal. Na korytarzach również nie było zbyt wiele uczniów.

Gdy się obudziłam Marlene i Cadence nie było. Wiedziałam że poszły z samego rana do wioski, ponieważ wczoraj wieczorem o tym wspominały. Wstałam i ubrałam się - czarna przylegająca do ciała sukienka do kolan z golfem, w kolorze zgniłej zieleni, rajstopy ecru i czarne trampki - ogarnęłam włosy i wyszłam z Lily z dormitorium na śniadanie ( Dorcas jeszcze spała ).

Gdy dotarłyśmy na śniadanie stół był pełen pyszności, a uczniów niewiele. Postanowiłyśmy wykorzystać spokój panujący w Wielkiej Sali, i nie spieszyć się z jedzeniem.

- Ciekawe czy dziewczynom uda się coś kupić - zagadnęłam nakładając sobie naleśnika z serem.

- Myślę że coś znajdą - wyznała Lily.

- A ty Lil, masz już jakiś strój? - zapytałam - Z kim idziesz na bal?

- Mam strój, mama mi go wczoraj przesłała sowią pocztą, a na bal idę z Potterem - odpowiedziała wzruszając ramionami.

- Jak to się stało? - uśmiechnęłam się po czym zaczęłam jeść.

- Byłam w bibliotece, no i on do mnie podszedł, dał mi kwiaty i zapytał - mówiła ruda wzruszając ramionami.

- I ty się zgodziłaś?! Nie poznaję Cię - zachichotałam, na co Lily się zarumieniłam.

Po zjedzonym śniadaniu udałyśmy się do biblioteki by poczytać i porozmawiać - nawet nas skusiło na rozmawianie o balu. Zaproponowałam Lily moją miejscówkę na co ona chętnie przystanęła.

- Charlotte, chyba pamiętasz że jutro jest pełnia? - zapytała cicho ruda.

- Nie, dopiero teraz mi to uświadomiłaś - mruknęłam.

- To jak ty pójdziesz na bal?

- Przeproszę Remusa i nie pójdę. A ty, - wskazała palcem na przyjaciółkę - zostajesz w zamku i bawisz się z innymi. Jasne?

- Nie ma mow...

- Zostajesz! - przerwałam Lily.

- Ale pamiętaj, jak zmienisz zdanie, to mów - powiedziała kiwając ostrzegawczo palcem.

- Dobra - zaśmiałam się cicho.


𖣔

Następnego dnia z rana obudziłam się blada jak papier i nie miałam siły nawet się poruszyć - czyli pełnia nie dawała spokoju. Moje współlokatorki obudziły się w świetnych humorach. Od rana krzątały się po pokoju i od czasu do czasu pytały jak się czuję, co było oczywiste że okropnie.

- Pamiętajcie żeby się dobrze bawić, i nie przejmować mną - wychrypiałam.

- To może chociaż pozwolisz się odprowadzić lub przyprowadzić do zamku? - zapytała z troską w głosie Marlene, składając rozwalone po dormitorium ubrania.

- Nie ma nawet takiej mowy. No właśnie, a propos balu, z kim idziesz Cade?

- Idę z Ralph'em Clarke - oznajmiła Cadence.

- Nie znam go - wyznała Dorcas.

- Ja też nie.

- I ja.

- No w sumie to ja tez nie.

- Naprawdę? To najpopularniejszy Puchon z 6 roku?! - zapytała z niedowierzaniem Cruger.

- Aaaa...to dlatego z nim idziesz - zauważyła Lily po czym się zaśmiała.

- Bo ty jesteś taka łasa na znanych...- przeciągnęła Dorcas i również zaśmiała się.

- Taak - burknęła blondwłosa.

𖣔

Było po południe. Dziewczyny z uśmiechami na twarzach wprowadzały ostatnie poprawki w swoim wyglądzie.

- Cade? Ty się jeszcze nie ubrałaś? - zapytała zdziwiona Marlene.

- Musze uprasować sobie sukienkę. - oznajmiła zaczynając prasować kreację.

- Lepiej szy... Cade! Pali się! - krzyknęła Marlene zauważając dym lecący spod żelazka po czym podbiegając do dziewczyny.

- No nie! Już lepiej być nie mogło! - zrozpaczona Cadence podniosła sukienkę z deski, na której była czarna plama wypalona przez żelazko.

- Jak to się stało? - zapytała Lily podchodząc do prawie płaczącej Cadence.

- J-Ja na chwilę podniosłam głowę i wtedy Marlene k-krzyknęła że się pali, n-najwidoczniej nie zauważyłam na metce, ż-że nie można p-prasować - wyznała łkając.

- Och Cade, tak mi przykro - powiedziała Lily z załamaniem w głosie przytulając blondwłosą.

- Dziewczyny, w mojej szafie na wieszaku, jest moja sukienka. Weź ją, mi się nie przyda - oznajmiłam ciężko oddychając i wskazując palcem na szafę.

- Nie trzeba - zaprzeczała Cadence ocierając łzy.

- Bez gadania - powiedziała Lily po czym wyciągnęła sukienkę i podała ją dziewczynie.

- Bardzo dziękuję Charl, muszę Ci się za to kiedyś odwdzięczyć - wyznała blondwłosa uśmiechając się do mnie po czym udając się do łazienki.

Zmęczona całą sytuacją miałam ochotę tylko spać i ewentualnie czytać. Jednak że musiałam zaraz wyjść do lasu by nie odbyć przemiany w szkole. Lily pomogła mi wstać a następnie podała mi czarne legginsy i bluzę abym się przebrała. Gdy się ubrałam założyłam buty i rudowłosa podała mi woreczek z ubraniami na rano.

Wyszłyśmy z dormitorium - Lily i Marlene pomogły mi z przejściem - aż w końcu nastała chwila aby się rozdzielić. Pożegnałam się z przyjaciółkami i udałam się korytarzem w stronę wyjścia na błonia. Myślałam że nigdy nie dojdę, aby sobie pomóc szłam opierając się o ścianę. Wyszłam na błonia, i chwilami stając w miejscu doszłam do domku w lesie. Ubrania włożyłam do malutkiego schowka w podłodze i usiadłam na skrzynce po jabłkach.

NARRATOR

Pełnia nastała. Zaczęła zamieniać się w potwora. Drapała się po całym ciele, nie wiedząc o tym. Krew lała się z Charlotte nim zdążyłam się przemienić. Wypadła przez drzwi uderzając ręką, a raczej łapą w domek. Wywróciła się biegnąc przez las przy tym wykręcając dolną łapę. Co chwilę odnosiła obrażenia.

CHARLOTTE

Rano po przemianie w człowieka ubrałam się, sycząc co chwilę z bólu. Dwa największe obrażenia jakie czułam na tę chwilę to najprawdopodobniej złamana lewa ręka i skręcona kostka u lewej nogi. Nie mogłam wytrzymać bólu w ręce więc wzięłam kawałek rozerwanego ubrania i przewiązałam go przez szyje, po czym ułożyłam rękę.

Na szczęście podczas powrotu do szkoły nie natknęłam się na nikogo, dopiero przy skrzydle szpitalnym.

- Hej Remus. Co ty tutaj robisz? Co się stało? Przepraszam że nie przyszłam na bal - powiedziałam kuśtykając w jego stronę.

- Czekam na panią Pomfrey, wypadek na schodach. Mnie też nie było na balu więc nic się nie stało. A co tobie?

- Długa historia...- wyznałam nie chcąc kłamać ani mówić prawdy w obawie że Remus się przejmie i będzie próbował mi pomóc. Wystarczyło mi że moje przyjaciółki się narażają.

- Wchodźcie kochaneczki - zaprosiła nas pielęgniarka, po chwili podchodząc do mnie i biorąc pod ramię.

𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.Where stories live. Discover now