Rozdział 29

31 4 0
                                    

𖣔
𝑭𝒆𝒆𝒍𝒊𝒏𝒈𝒔

𖣔𝑭𝒆𝒆𝒍𝒊𝒏𝒈𝒔

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𖣔

Kolejne dwa tygodnie minęły jeszcze szybciej niż ten pierwszy a Kendra miała wyjechać od Charlotte już za 2 dni. Brown postanowiła zaplanować wyjście nad jezioro tego dnia. Już kilka dni wcześniej napisała listy do Huncwotów, Lily i Marlene gdzie mają przyjść. Zapomniała tyko powiedzieć Ken o owym wyjściu. Więc gdy była gotowa i zostało jej tyko spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, zawołała ją do siebie.

- Tak? - zapytała gdy weszła do pokoju dziewczyny. Mało kiedy miała okazję tam przebywać bo najczęściej siedziały w salonie. Pokój ten był średnich rozmiarów, jedna ze ścian była zajmowana przez ogromną szafę a pozostałe trzy były koloru szarego. Duże łóżko pod oknem zajmowało sporo miejsca a szafeczka nocna była zawalona książkami. Najbardziej ciekawym miejscem był długi niski parapet na którym było wyłożone mnóstwo miętowych poduszek. Cały pokój był raczej skromny i jasny.

- Idziemy nad jezioro, zbieraj się - oznajmiła pakując kolejne rzeczy do torby plażowej.

- Co?! Czemu dopiero teraz mi to mówisz? - krzyczała w drodze do "swojego' pokoju.

W pośpiechu zebrała potrzebne rzeczy i przebrała się. Charlotte co chwilę pytała kiedy skończy co dodawało stresu dziewczynie. Nagłe wyjście odpędziło jej wcześniejsze myśli które nie dawały jej spokoju od niedawna.

Wyszły z domu i udały się nad wspomniane wcześniej jezioro. Droga nie była długa więc po chwili spaceru skręciły w piaszczystą dróżkę i znalazły się u celu. Zbiornik znajdował się nad piaszczystą plażą a dalej rządkiem drzew które zasłaniały widok na uliczkę z rzędem domów. Charlotte w poprzednie wakacje gdy przyjeżdżała do wioski często tu przychodziła z Sophie i Sarą. To miejsce było naprawdę urocze i swego rodzaju magiczne. Nikt nie wie dlaczego jezioro jest tak czyste że widać dno a żadna nawet najmniejsza rybka w nim nie pływa, a co dziwniejsze najgłębszy odcinek ma półtora metra wysokości. Charlotte zawsze to zastanawiało i nawet kilka razy pytała o to najbliższych ale nikt nie wiedział dlaczego owe jezioro jest takie dziwne. Nawet nie można go nazwać jeziorem bo jest to raczej zbiornik wody. Na piaszczystym wybrzeżu czekali już Huncwoci, Lily i Marlene. Koc był rozłożony a koszyk z jedzeniem pełny. Ale dlaczego pełny, przecież Peter zawsze dobierał się do zapasów. Otóż Glizdogon się nie zjawił z nieznanych przyczyn. Odpisał tylko że nie może przyjść.

Gdy Charlotte zobaczyła przyjaciół, a raczej Remusa, przyspieszyła krok. Nie mogła się doczekać aby wtulić się w jego tors. Tak za nim bardzo za nim tęskniła że nie zauważyła kępki trawy o którą się wywróciła. Lupin widział co się stało i z szerokim uśmiechem podszedł do otrzepującej się na klęczka Brown.

- Nic Ci nie jest? - zapytał pomagając jej wstać .

- Nie... - rzekła dając czuły pocałunek w usta chłopaka.

- No już, już gołąbeczki. Później będziecie mieli czas na czułości - wtrącił się Black który podszedł do nich już po chwili rozpoczynając długie powitanie z Kendrą. Sam nie wiedział dlaczego tak miło i przyjemnie rozmawiało mu się z Whitmore. Nie flirtował z nią lub popisywał się swoją osobą jak to zwykle robił, tylko słuchał uważnie co mówi i czasem wtrącał coś od siebie. Nigdy nie rozmawiał tak z dziewczyną nie licząc Lily i Charlotte. Czuł na sercu ciepło gdy słuchał jej opowieści.

Charlotte opalała się obok czytającego w cieniu Lupin'a. Kendra z Syriuszem niemalże jak para zakochanych, chlapali się w zbiorniku. Zapomnieli o świecie dookoła. Ken z każdym nowym wepchnięciem przez Black'a do wody, miała wrażenie że coraz bardziej go lubi. Nie wiedzieć czemu Syriusz miał to samo. Dziwnie to brzmi ale tak właśnie było. Ich umysły były skupione wyłącznie na sobie. Po długiej chlapaninie zdecydowali się na odpoczynek. Whitmore usiadła na brzegu wody i piła sok ponownie wracając w czeluści swoich myśli. Co właściwie tak ją ciągnęło do Syriusza? Przecież jeszcze tak niedawno nienawidziła go. Może to jest spowodowane tym że dziewczyny bardzo często ciągnie to takich casanov jak on. Nie potrafiła tego zrozumieć. Jej myśli powoli sprowadzały ją do jednego. Zakochała się. Nie mogła nawet sama do siebie tego przyznać. Bardzo nie chciała w to wierzyć, ale w końcu zrezygnowała z ukrywanie tego przed samą sobą i musiała przyznać w duchu że to prawda.

Charlotte leżała na ręczniku co chwilę otwierając oczy żeby zerknąć co się wokół niej dzieje. Oczywiście najczęściej patrzyła na czytającego Remusa, ale czasem również obserwowała Syriusza i Kendrę którzy się "bawią" lub Lily i James'a siedzących na brzegu i od czasu do czasu ochlapując się wodą oraz na Marlene, siedziała na kocu i czytała patrząc ukosem na innych. Najbardziej interesował jednak Lunatyk. W pewnym momencie zaczęła przyglądać się jego licznym ranom. Mimo że sama takie nosiła to był to dla niej bolesny widok. Gdy tylko wyobrażała sobie jak bardzo musi go to boleć, przypominała sobie że ona sama przecież to czuje. Jednak że bardzo mu współczuła. Siebie jeszcze zdzierżyła, ale jego było jej bardzo szkoda. Jeszcze chwilę się mu przyglądała, w jej oku pojawiła się łza która spłynęła po jej policzku. Zauważył to czytający Lupin, i po chwili odłożył książkę pytając troskliwie:

- Coś się stało?

- Nie... - rzekła łamiącym się głosem, po czym spróbowała wstać ale przychodziło jej to niezbyt łatwo ponieważ od długiego leżenia na słońcu jej plecy były całe spalone. Na szczęście jej "książę" pomógł jej wstać a następnie wyciągnął małą buteleczkę z swojego plecaka. - Co to? - zapytała widząc buteleczkę.

- Eliksir na oparzenia - powiedział i usiadł przodem do pleców Charlotte. Wziął na ręce trochę substancji i zaczął ją wsmarowywać w plecy dziewczyny.

Brown siedziała mile zaskoczona. Cieszyła się że ktoś może ukoić jej ból, a zwłaszcza on. Było jej bardzo przyjemnie czując chłodną maź na plecach, jak i zarówno duże dłonie Lunatyka. Syknęła z bólu i pieczenia ale już po chwili zamieniło się to w rozluźnienie i poczucie chłodu rozchodzącego się mile po jej ciele.

- Gotowe - oznajmił kilka minut później.

- Dziękuję. Teraz lepiej schowam się do cienia - powiedziała siadając obok niego. Oparła głowę o jego ramię i przyciągnęła nogi do siebie. On spojrzał na nią z uśmiechem i sięgnął po czytaną wcześniej lekturę. Charlotte śledziła oczyma książkę, wdychając przyjemny zapach perfum Lupin'a. Mogła tak zostać na zawsze i nigdy nie zmieniać swojej pozycji.

Kendra powróciła do zabawy z Black'iem. Dołączyła do nich Marlene która w pewnym momencie się przewróciła wprost na Whitmore popychając ją na Syriusza. Próbowała się z niego podnieść ale coś trzymało ją za kostkę. Gdy tak próbowała, całkiem zapomniała że leży na Łapie. Miała ochotę spalić się ze wstydu, ale za razem było jej bardzo miło tak na nim leżeć. W końcu jej nogę puściło owe coś, co okazało się być ręką Marlene.

- Sorki - przeprosiła zawstydzonym tonem.

- Nie ma sprawy - mruknęła Kendra.

𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz