Epilog

423 27 9
                                    

*Marcus*

Byłem w trakcie komponowania nowej piosenki, jednak mówiąc szczerze, nie szło mi zbyt dobrze. Nie chodziło tu raczej o brak weny twórczej, a o to, iż po mojej głowie błądziła bardzo niepokojąca myśl. Jutro wybieram się na obiad do rezydencji Agrestów, a ponieważ ojciec May wie, że to ona była Czarną Kocią, zdaje sobie sprawę również, że ja byłem Biedronem. Normalnie żyć, nie umierać. Doskonale pamiętam jego ostatniego złoczyńcę. Dał nam nim bardzo mocno popalić i tu ani trochę nie przesadzam. Razem z Marinette walczyliśmy z nim przez ładnych kilka godzin. Co będzie tym razem, potruje nas? Spojrzałem na śpiącą Tikki, bo z kim by innym mógłbym podzielić się swoimi przemyśleniami? Kwami jednak nie wyglądała, jakby planowała obudzić się w najbliższym czasie i ja także postanowiłem nie wybudzać jej ze snu. Westchnąłem tylko, po czym postanowiłem schować gitarę do pokrowca. Nie oszukujmy się, na tę chwilę i tak nic nie wymyślę. Kiedy wkładałem gitarę do pokrowca, moją uwagę przykuła mała karteczka, której ja z całą pewnością tam nie wkładałem: 

- A to co? - spytałem sam siebie, biorąc do ręki wspomniany kawałek papieru. Okazało się, iż był na niej krótki napis: 

- Paczka do odebrania na poczcie. M.F. - obejrzałem karteczkę ze wszystkich stron, ale niestety napisane było tam tylko to. No nic, czyli trzeba będzie wybrać się na pocztę, by sprawdzić, o co chodzi. 

*Mavis*

- Perfecto! Zdumiewająca współpraca! - zachwycał się fotograf, jednocześnie robiąc nam zdjęcia. Owszem, byliśmy z Adrienem w trakcie trwania sesji zdjęciowej. Po dwóch godzinach, które nie powiem dłużyły się niemiłosiernie, wreszcie nadszedł koniec. Jeśli mam być szczera, nigdy nie cieszę się tak bardzo na widok Sebastiana, jak po skończonych sesjach zdjęciowych. 

- Młody, wracasz ze mną do domu? - nie byłam tego w stu procentach pewna, ponieważ w okolicy widziałam jego dziewczynę, która niby coś szkicowała, ale tak naprawdę cały czas patrzyła w naszą stronę. Że ją to tak nie nudzi. 

- Nie, umówiłem się z Marinette na spacer. Właśnie na mnie czeka. - blondyn wskazał głową w stronę ciemnowłosej, która przestała już udawać, że nas nie widzi, tylko nieśmiało nam pomachała. 

- Okej, to widzimy się w domu. - przytuliliśmy się na pożegnanie, po czym każde z nas poszło w swoją stronę. Adrien usiadł na ławce obok Marinette, ja zaś skierowałam się do auta, o które oparty był mój ochroniarz. On nadal łudzi się, że szpanując bryką, w końcu wyrwie jakąś laskę? I to pomijając fakt, że fura ta wcale nie należy do niego.

- Jak tam było na sesji? Powiało nudą, jak zawsze? 

- Powiało nudą, jak zawsze. - odparłam, wsiadając do samochodu. Sebastian zajął miejsce kierowcy, po czym włączył się do ruchu. 

- To gdzie teraz; do domu, czy na kawę? 

- Po sesji logiczne, że na kawę. Za chwilę zasnę na siedząco. 

- To i tak były ostatnie twoje zajęcia. 

- Nieważne, potrzebuję kofeiny! - jęknęłam, jakbym nie miała kawy w ustach co najmniej przez tydzień. 

- Jak wolisz. - kiedy tak jechaliśmy, postanowiłam zerknąć do torebki, żeby sprawdzić, czy Plagg ma wystarczająco duży zapas sera. Chyba mu starczy na jakieś... echh, dziesięć minut. Moją uwagę po chwili przykuła karteczka, której z całą pewnością nie powinno tutaj być. W pierwszej chwili pomyślałam, że to wiadomość od kwami o treści "jeśli śpię, to mnie nie budź," ale to nie było to. Na karteczce widniał napis; paczka do odebrania na poczcie M.F. 

Miraculum : Życie pod KotaklizmemWhere stories live. Discover now