22

303 21 22
                                    

Tej nocy obudziłam się zlana potem. Oddychałam ciężko, próbując unormować oddech. Znowu miałam koszmar. Ten sam koszmar, który prześladuje mnie od roku, ale co sen, to inne wydanie. Ten akurat był jednym z delikatniejszych, jednak wywarł na mnie ogromny strach i bezsilność. Koszmar był tak realny, że aż czułam na sobie JEGO oddech na mojej skórze oraz ból związany z diabelskimi wydarzeniami. Nawet teraz, gdy się obudziłam czułam to samo przerażenie.

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Westchnęłam cicho i otarłam łzę, która niepostrzeżenie spłynęła po moim policzku. Chciałam przestać myśleć o tym śnie, ale nie potrafiłam. Wtedy zauważyłam, że na dworzu jest jeszcze ciemno, więc wygrzebałam z szafki nocnej mój telefon, żeby sprawdzić godzinę.

3:27

Wiedziałam, że już nie zasnę, a potrzebowałam jakiejś małej odskoczni od dzisiejszego koszmaru, więc powolnym ruchem wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Gdy już byłam w środku, nie wiedziałam zbytnio, co mam ze sobą zrobić. Automatycznie sięgnęłam ręką do szafki, gdzie czekała na mnie żyletka. Lecz zanim ją wzięłam spojrzałam na swoje nadgarstki. Co prawda nie miały już świeżych ran, bo dawno się zagoiły, co teoretycznie pozwalało mi zrobić ich kolejną porcję, ale były mocno okaleczone. Jakiś głos z tyłu głowy mówił mi:

No dalej tchórzu, zrób to. Jesteś tak beznadziejna, że boisz się to zrobić.

Ale inny głos podpowiadał, że to nie jest dobre rozwiązanie, że moje ręce są już zniszczone i jeśli postanowię zadać sobie kolejny raz ból, to będzie tylko gorzej.

Oparłam się o ścianę i oddychałam powoli. Postanowiłam posłuchać tego drugiego głosu. Nie wiem czemu, ale czułam, że to było słuszne. Powoli uwalniałam się od tych myśli. Podeszłam do umywalki, gdzie przepłukałam twarz zimną wodą. Następnie wytarłam ją w ręcznik i wyszłam z łazienki.

Z kuchni zabrałam tylko butelkę wody, którą wzięłam do swojego pokoju i siedziałam tak aż do rana.

***

Po nieprzespanej nocy ciężko mi było skupić się na wykładzie. Powieki same mi się przymykały, ale pomimo to, jakoś starałam się stwarzać pozory zainteresowania słowami wykładowcy. Niestety prawie wszystkie zajęcia mam z tym nieszczęsnym facetem, więc przysypianie nie wchodziło w grę.

Od naszej rozmowy, w której zagroził mi wydaleniem z uczelni, minęły 2 tygodnie. Przez ten czas byłam idealną studentką. Starałam się nie rzucać w oczy jakimiś niestosownymi zachowaniami i pilnie przykładam się do zajęć. Dosłownie nie można mi było niczego zarzucić. Jednocześnie dobrze wiedziałam, że nie musiałam odstawiać tej całej szopki, bo przedtem nie robiłam nic złego, ale chciałam udowodnić starej zrzędzie, że jest w błędzie, a ja mam rację.

Ale moja ciężka praca utrzymywała się aż do dzisiejszego dnia...

- Dlaczego jesteś taka cicha? - odezwała się do mnie półszeptem Lily. - Obraziłaś się czy co?

Nie spojrzałam na nią, tylko obserwowałam wykładowcę, a gdy wreszcie odwrócił się do tablicy, odpowiedziałam.

- Nic się nie stało. Nie obraziłam się. - Szepnęłam i powróciłam do robienia notatek. To nie tak, że ją ignorowałam, po prostu nie miałam jej nic do tłumaczenia oraz moim aktualnym zadaniem było skupić się na wykładzie, próbując nie zasnąć.

- To dlaczego ze mną nie rozmawiasz? Nawet nie powiedziałaś mi, o co chodziło z tamtą pogadanką z profesorkiem. - Jej ton był pretensjonalny. - Czyżbyś miała z nim romans? - uniosła brwi w zaciekawieniu.

Wytrzeszczyłam oczy i lekko odwróciłam twarz w jej stronę. Czy ona serio myśli, że kręciłabym z facetem starszym o co najmniej dwadzieścia lat?! Aż zrobiło mi się niedobrze na tą myśl i poczułam kłucie w sercu.

Psychologist || h.sWhere stories live. Discover now