1

1.2K 112 31
                                    

Pogoda wraz z nadejściem wiosny zrobiła się dosyć deszczowa. Ciemne chmury zawisły nad miastem, wiatr hulał, a wielkie krople waliły z zapałem o szybę sypialni nastoletniego chłopca. Ten siedział przy parapecie, wsparty na łokciu i pogrążony gdzieś w swoich wyobrażeniach, obserwował strumienie kropel, ścigających się za jego oknem.

Na dworze mogło być ciemno, ale jego umysł rozjaśniał teraz swą powalającą światłością piękny uśmiech, którego za nic nie potrafił wyrzucić z głowy. A owy uśmiech siedział tam już od dawna, właściwie odkąd spotkał jego właściciela. Chciał trzymać Gona przy sobie, ale obawiał się, że nie zasługiwał. Tamten był dla niego zbyt cudowny. Po prostu.

Nareszcie podniósł się z cichym westchnieniem i łapiąc po drodze bluzę, wyszedł żwawo z pokoju, a potem wskoczył w sportowe buty, opuszczając mieszkanie. Po schodach zbiegł i potem już się nie zatrzymał, tylko pędził mokrym chodnikiem, mocząc czyste buty w błocie i kałużach. Ostry wiatr rozwiał jego białe włosy, chłostał jego gładką skórę twarzy. Siekący deszcz zamienił ubrania w mokre szmaty, wiszące na nim smutno, ale Killua nie zamierzał się zatrzymać. Po prostu biegł i nawet w tej okropnej pogodzie wcale nie sprawiało mu to problemu. Zawsze kiedy za dużo myślał, zaczynał trenować. W ten sposób zajmował swój umysł i odciągał uwagę od niepotrzebnych spraw. Problem jednak nadal istniał i nie sposób było się go pozbyć inaczej, jak zmierzyć się z nim osobiście. Lecz młody chłopak zdecydował się unikać go dopóki mógł. Jakoś tak mu było prościej.

- Hej, Killua! – wesoły głos przedarł się do jego umysłu. Od razu wiedział, kto go woła. Zwolnić? Przyspieszyć i uciec? Bardzo chciał wykonać drugą czynność, ale jego ciało automatycznie przystanęło, a głowa odwróciła się, by dojrzeć, przemoczonego równie co on, chłopaka z ciemnymi włosami przyklejonymi do jego twarzy. Ach, Gon bez włosów na żelu. To był dopiero widok.

- Też trenujesz? Pobiegamy razem? Ścigajmy się! – powiedział z zapałem Gon, nie odrywając spojrzenia miodowych oczu od twarzy przyjaciela.

- Głupi jesteś? – Killua uderzył go w tył głowy, gest jednak miał naturę raczej troskliwą. Gon pomasował się po głowie, czekając na naukę, którą z pewnością miał otrzymać – Nie widzisz jak leje? Przeziębisz się!

- Ale Killua – zrobił słodkie oczka pieska, aż jasnowłosy odwrócił wzrok z lekkim rumieńcem, powoli wypływającym na jego twarz. – Ty też biegasz.

I Killua nie miał nic na swoją obronę. Nie zamierzał się jednak tym przejmować.

- Wracamy. – zarządził – Chcesz pograć na nowym sprzęcie brata? Milluki wyszedł na cały wieczór – powiadomił go konspiracyjnym tonem i nie przedłużając, chwycił za dłoń Gona i pobiegli do jego mieszkania.

Na miejscu Gon bez pytania (bo nie było to zwyczajnie potrzebne) zabrał suche ubrania Killlui z szafy i przebrał się w nie na środku sypialni przyjaciela. Killua odwrócony tyłem zrobił to samo. Starał się z całych sił nie zerkać przez ramię, ale ostatecznie, skończywszy wcześniej, złamał się i omiótł prędko wzorkiem nagi tors Gona. Z pewnością musiał ostatnio przykładać się do treningów.

- Nieźle wyglądasz – skomentował, zastanawiając się czy taki komplement to za dużo, czy można go jeszcze uznać za wystarczająco mało podejrzany.

- Wiem! Wcześniej tylko ćwiczyłem, ale okazuje się, że dieta jest super ważna. – pochwalił się z uśmiechem – Mogę ci polecić jednego dietetyka. – uśmiechnął się uroczo, a jasnowłosy pomyślał, że to niesprawiedliwe, że Gon jest tak idealny. W dodatku są przyjaciółmi. Taki sprytny, lecz nadal beznadziejny, drań jak Killua ma możliwość spędzania czasu z aniołem. Kiedy się do tego przyzwyczai? Po pięciu latach nadal było to dla niego nowe.

Słońce Za Chmurami | GonKilluWhere stories live. Discover now