4

1K 87 104
                                    

[kilka tygodni później]

Jedna koszula wylądowała na podłodze. Potem druga. Następnie przez pokój przeleciał niebieski krawat.

Szafa Killui posiadała naprawdę wiele zakamarków z niezliczoną ilością ubrań na każde okazje, w przeróżnych stylach, za to zawsze tak samo modnych. W końcu wszystko, co nosił Killua Zoldyck, musiało się dobrze prezentować.

Tym razem jednak jakby żadna część garderoby nie wyglądała jak powinna. Coś zawsze musiało być nie tak. I w co biedny siedemnastolatek miał się ubrać na swoją pierwszą randkę z facetem marzeń? Gon oczywiście pewnie nawet nie dostrzeże jego starań. Sam znał się na modzie jak ryba na jeździe rowerem i codziennie nosił na zmianę dwie pary dżinsów oraz jedną z pięciu posiadanych bluz. Okazjonalnie ściągał bluzę i chodził w samej koszulce. I tyle.

Dla Killui zaś ta sprawa była niezwykle ważna. I to już nie było zwyczajne spotkanie, gdzie może się ubrać po prostu sensownie. On musi się ubrać idealnie. Niestety daleko mu było do ideału, kiedy stał skonsternowany w samych dresach przed lustrem i zastanawiał się jaki kolor najlepiej na nim leży.

- Killua! – usłyszał skrzeczący głos Millukiego. – Ktoś do ciebie. – warknął nieprzyjemnym głosem, bo zapewne musiał biec otworzyć drzwi w trakcie grania. Święta krowa.

- Co jest? – wyjrzał za drzwi, zapominając o narzuceniu na siebie koszulki.

- Chyba jestem wcześniej, ale pomyślałem... - zaczął Gon, ale zapatrzył się na wyrzeźbioną klatkę piersiową przyjaciela i stracił umiejętność mowy.

- Miałeś być za pół godziny! – jęknął zrozpaczony Killua, chowając się szybko za drzwiami. Też miał problem z oderwaniem wzroku od Gona. Ten drań się ubrał! W normalne, eleganckie ubrania! Jak na prawdziwą randkę.
To była prawdziwa randka!

Jedyne, co siedziało mu teraz w głowie, to Gon w koszuli i gładkiej, granatowej, rozpiętej kamizelce. I wyglądał w tym nieziemsko, pomijając już nawet to, że włosy związał w luźnego niskiego kucyka. Niech go szlag!

- Nie podobam ci się? – dobiegł go zasmucony głos. – Nie wiedziałem jak się ubrać. Ciocia mi pomogła, ale wiadomo, to ciocia. Ty się znasz lepiej na modzie, ja w ogóle nie wiem... - w tym momencie Killua wyjrzał znowu za drzwi, przyciągnął Gona do szybkiego, głębokiego pocałunku i znowu ukrył się w pokoju.

- Jesteś boski, daj mi chwilę. – rzucił i zaczął z przejęciem przesuwać kolejne wieszaki we wnętrzu szafy. Odnalazł nareszcie koszulę pasującą do koloru kamizelki Gona, chwycił jeszcze kilka ciuchów i wciągnął je na siebie błyskawicznie.

- Idziemy – zarządził, wypadając gwałtownie z pokoju. Nie spodziewał się, że ciemnowłosy będzie stał tak blisko i przypadkowo dobił do niego, a potem w próbie uratowania go od upadku, objął ramionami, robiąc wykrok prawą nogą.

- Ty też jesteś dziś przystojny – wydukał onieśmielony Gon. Brzmiało to zupełnie jakby chwilę temu powtarzał sobie tę formułkę w głowie i uczył się jej na pamięć.

- Dziękuję – odparł, wracając ich obu do pionu. Rozejrzał się podejrzliwie po korytarzu, zastanawiając się czy ktokolwiek mógł ich widzieć. Nie potrzebował wrednych komentarzy swojego rodzeństwa – Chodźmy już – złączył ich dłonie i podążyli razem w kierunku wyjścia.

Randka była udana, co tu więcej mówić. Wszystko zostało ukartowane przez Killuę, który zabrał wybranka swego serca do drogiej restauracji. Planował zapłacić rachunek i wyjść na człowieka z klasą, ale jakoś wypadło mu z głowy, że trik ten działa raczej przy nowo poznanych ludziach, a nie przyjaciołach z dzieciństwa. Gon zaczął się z nim kłócić, że też chce zapłacić za posiłek. Zrobili o to niezły raban i koniec końców Killua zapłacił za Gona, a Gon za Killuę. Nie zniszczyło im to jednak wcale piękna chwili, wręcz docenili ten moment, gdy mogli się o coś pokłócić. Bo sprzeczka z najbliższą osobą to czysta przyjemność.

Słońce Za Chmurami | GonKilluUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum