Rozdział pierwszy

972 77 64
                                    

Cześć, zapraszam Was do lektury obiecanego opowiadania!

***

Konflikt między uczniami Slytherinu i Gryffindoru w Hogwarcie nie był niczym niezwykłym, ale od czasów Harry'ego Pottera stał się niemal niezauważalny. Stare granice dzielące Domy się zatarły, ich mieszkańcy nauczyli się żyć ze sobą w jako takiej harmonii, a niektórzy pokusili się nawet na łączenie w pary ze starymi wrogami. Siódmy rok wydawał się być ze sobą najbardziej związany, może ze względu na ciepłe relacje na linii Potter-Malfoy-Zabini, a może dlatego, że siedemnaście lat to już wystarczający wiek, by zaprzestać dziecinnych przekomarzanek i przechwałek. 

Jest jednak pewien czynnik, który potrafi zniszczyć nawet najsilniejsze, najbardziej pielęgnowane przyjaźnie, i zdaje się, że pewna grupa uczniów z ostatniej klasy zupełnie o nim zapomniała.

Rywalizacja.

Stara, dobra rywalizacja. To właśnie ona zapoczątkowała serię bardzo niefortunnych wydarzeń i największy szlaban, jaki kiedykolwiek widziały mury Hogwartu.

Ale zacznijmy od początku.

Pierwszy mecz Quidditcha miał się odbyć wraz z początkiem października i był jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń w całym roku szkolnym. Szczególnie poruszył uczniów fakt, że pierwszymi drużynami, które miały w nim wystąpić były Slytherin i Gryffindor. Oba składy już od września trenowały zaciekle, a Ślizgonów napędzał fakt, że poprzednim razem Puchar zdobyli Gryfoni.

W tym roku Silver Malfoy była pewna zwycięstwa swojego Domu. Jako pani kapitan wyciskała siódme poty ze wszystkich zawodników, nie mając dla nich ani trochę litości. Wrzesień był wyjątkowo paskudny, ponury i obfitujący w deszcze, jednak mimo niesprzyjającej pogody, Silver była dumna ze swojej drużyny. Miała dwójkę wspaniałych Ścigających - swoją najlepszą przyjaciółkę, Jettę Hayes, która mimo że mała i drobna, wzbudzała postrach w największych osiłkach, i Jeremy'ego Flinta, który był wręcz zabójczy ze swoją prędkością i zwinnością. Miała świetnych Pałkarzy, Gregory'ego Higgsa i Anthony'ego Bletchey'a, którzy mimo że niezbyt kumaci, mieli siłę i celność niejednego trolla górskiego. Miała też znakomitego Obrońcę - Benjamina Vaisey, no i miała swojego brata w roli Szukającego, który w przeciwieństwie do ich ojca zauważał znicza, jeśli ten wisiał mu tuż nad głową. Wiedziała, że w tym roku nie ma opcji, by nie zdobyli Pucharu.

Drużyna Gryffindoru nie zmieniła się od ostatniego roku, poza faktem, że nowym kapitanem ostał Quinn Riley. Silver nie znała go, kojarzyła tylko z korytarzy szkolnych. Jedyne co zapamiętała, to że był od niej o głowę wyższy, co dawało pannie Malfoy dużą przewagę w roli ścigającej. Martwiło ją jednak to, że James tak wychwalał go przy każdej okazji i nazywał go ich "tajną bronią". Nigdy nie widziała jak grał Quinn, ale była dobrej myśli.

Dziesięć minut przed meczem zebrali się w szatni Ślizonów, by wysłuchać przemowy pani kapitan.

- Wiem, że liczycie na przemówienie, ale go nie dostaniecie - zaczęła Silver, tocząc rozpłomienionym wzrokiem po swojej drużynie. - Doskonale wiecie, że jestem z was dumna. Chodźmy więc, skopać Gryfiakom ich śmierdzące tyłki!

Drużyna Slytherinu wrzasnęła i wybiegła na boisko.

W tym samym czasie Draco i Victoria Malfoy przepychali się wśród kibiców, by dotrzeć do  miejsc zajętych dla nich przez ich przyjaciół: państwa Potterów i państwa Zabinich. Kiedy w końcu klapnęli na rozkładane krzesła, panią Malfoy uderzyły różnice w ich ubiorze. Ona, Draco, Pansy i Blaise, jako rodowici Ślizgoni, na szyjach owinięte mieli szaliki w barwach ich dawnego Domu, podczas gdy szale Ginny i Harry'ego mieniły się złotem i szkarłatem.

Nowe Pokolenie HogwartuWhere stories live. Discover now