Rzekli Bracia Mi

2 1 2
                                    


— Rzekli bracia mi, piwa pełna beczka! Rzekli bracia mi, kurczęcia udeczka! Rzekli bracia mi, stalowe toporki. Rzekli bracia mi, zielone stworki! Nacierają na nas!

A my pijani, a my pijani! Kręcimy się, kręcimy się! A my pijani, sami uciekamy! A my pijani, sami uciekamy! A my pijani, kręcimy się! A my pijani, kręcimy się!

Rzekli bracia mi, sto beczek, sto beczek! Rzekli bracia mi, jajeczka, rybeczki! Rzekli bracia mi, uciekajmy czarne stwory, uciekajmy czarne stwory! Rzekli bracia mi! — po Fjellende przez godziny śpiewy można było usłyszeć.

Ponad dwie setki krasnoludów bawiły się dzisiejszego dnia. Ciężka wojna z Zwierzęcym ludem zakończyła się. Zaś na cześć zabójców Krimgora wyprawiona została uczta.

Wszyscy się cieszyli, a już zwłaszcza mieszkańcy twierdzy na końcu gór. Wojenne działania doprowadziły do oblężeń, ale Krasnoludzkie Twierdze tak łatwo nie padają. Teraz dzięki temu mógł powrócić do rodziny.  Pięć lat wydawało się, że to tak niewiele. 

Uśmiechnął się mimo woli. On zakończył tą wojnę. To na jego toporze jeszcze niedawno zaschła  krew Krimgora Zabójcy Córek.  

Przechylając kubek poczuł mdły smak, by po chwili poczuć przyjemną ostrość w gardle. Piwo z Falkenfeist. Najlepszego wśród krasnoludzkich browarów. Mieszczący się niedaleko od Fjellende, najwyraźniej musieli zakupić.

Ciemne skały wielkiej hali lśniły, jak lecuchschwar.  Piękne malowidła ozdabiały podłogę. 

— Bernardzie Bergsohn! Zabójco Krmigora! Chodź tu do nas — usłyszała krzyki z drugiej strony stołu.

Krzyczącym był Algebar. Niewysoki nawet jak na krasnoluda, Algebar słynął z swego młota.  Broń ta na długim, drewnianym, okuwanym stalą trzonku przewyższała go o dobre pół głowy. Krasnolud będący dumny z tego, zawsze posiadał broń, przy sobie.

Zwali go Samotną Górą. Wojownik opowiadał, że to z powodu pierwszych walk z Grunahate, gdzie miał samotnie bronić przełęczy. Niestety dla niego żyli jeszcze ci co pamiętali, przyznanie pseudonimu. Powodem miała być jego samotna ucieczka, która nieudana zakończyła się walką z tuzinem goblinów.

Mimo przewin on sam szanował krasnoluda. Tak jak zresztą wielu innych. Mawiali, że ilość kawałków czaszek, które były na młocie, ważą więcej niż nawet najcięższe niedźwiedzie.

Blisko minute zajęło mu przejście na drugą stronę stołu, gdzie w otoczeniu pięciu innych krasnoludów siedział Algebar.

— Ha ma szkoła! Ja go uczyłem jak się posługiwać toporem! A teraz nauka się przydała! — czerwony na twarzy zaczął — Potwierdzisz żołnierzu?

— Chyba z pagórek czasu przed wojną przybyłeś pouczać nas jak to my nic nie umiemy. Horvijk odesłał się zanim kwartał minął — odpowiedział szybko.

Wojownik, który jeszcze przed chwilą był czerwony, zjaśniał, by po chwili wybuchnąć śmiechem. Tak jak i reszta towarzystwa, którzy już szanowani byli. Uśmiechy tego dnia zdecydowanie chętniej wpływały na wcześniej smutne twarze krasnoludów.

— Choć udało się trochę zapamiętać poza tym jak wtedy słabi byliśmy — dodał po chwili — Nauczyłeś nas, że zawsze warto mieć, wiele zapasowych broni. Zapasowy nóż w bucie, zapasowy toporek, zapasowy topór. Wiele się z tego przydało, gdy Zabójca Córek roztrzaskał mi broń.

  — Rady starca zawsze mogą się przydać! Stary zawsze widział więcej bitew — zakrzyknął już pijany Gundr.

— Nie zawsze, a co jeśli dotarł jakieś nowinki, o których nie słyszano wśród starszych? Co wtedy? — zauważył najmłodszy

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 30, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Krew Zakryta MgłąWhere stories live. Discover now