~5~

817 54 44
                                    

"Jeśli diabeł nie istnieje, czyli stworzył go człowiek, uczynił to na własny obraz i podobieństwo" - Fiodor Dostojewski

***

Spiderman krążył przez jakiś czas po uliczkach, chcąc zgubić najemnika, w końcu jednak usiadł na kamiennych schodach i oparty łokciami o swoje kolana, przypatrywał się ludziom. Nie skupiał na niczym uwagi, próbował po prostu się uspokoić.
Nie był w stanie do końca wytłumaczyć czemu się nie posłuchał, bo był to po prostu impuls. Wkurzył się na to, że nic nie wie, że każdy rozstawia go po kątach... Tylko, że teraz nie miał pojęcia co dalej.
Gdy już ochłonął, zdał sobie sprawę, że nie ma jak wrócić na lotnisko czy do motelu, a tablice informacyjne i nazwy ulic nic mu nie mówiły. Był to dla niego tylko ciąg dziwnych znaczków.

Nie miał stroju ani webshooter'ów, nie miał też ze sobą dosłownie niczego, co mogłoby mu pomóc.

Minęło sporo czasu i zaczęło się ściemniać. Z otoczenia nastolatka poznikały już rodziny z dziećmi. Uznał, że siedzenie w miejscu nic mu nie da. Musiał coś ze sobą zrobić.

Nie pamiętał którędy szedł wcześniej, więc obrał losowy kierunek.
Minął kilka dzielnic, ale każda wyglądała dla niego identycznie. Zaczął obawiać się o to, co może się zdarzyć. Przecież nie znał miasta ani ludzi, więc skąd miał wiedzieć czego się spodziewać?
Wszedł na dach jednego z budynków i usiadł na krawędzi, tak jak robił to w Nowym Jorku, gdy jeszcze wszystko było po staremu...

Zastanawiał się, co właściwie robił teraz Deadpool. Szukał go? Olał to zupełnie? Może tamten przechodzień był jednym z tych, przed którymi uciekali i najemnik nie żył albo został pojmany? Zdarzyć mogło się przecież dosłownie wszystko. Chciał jakoś skontaktować się ze Stark'iem, usłyszeć od niego, to co powiedział mu Wade, bo niby co było przeszkodą przed tym, żeby mężczyzna kłamał? Jednak nie miał jak tego zrobić, nie pamiętał numeru, zresztą nie posiadał pieniędzy. Był teraz skazany na radzenie sobie samemu.

Położył się i obserwował gwiazdy, w oddali słychać było syreny karetek. Gdzieś na ulicy pijak rozbił butelkę, a dzieciaki darły się w niebogłosy.

***

Wade kręcił się po nocnym mieście. Zastanawiał się, co mógł zrobić nastolatek? W Nowym Jorku przeszukałby Queens albo okolice bazy Avengers, ale Hamburga nie znał... Zresztą tak samo jak Peter.

Szedł rozglądając się na wszystkie strony, ktoś rzucił za nim szklaną butelką, która roztrzaskała się przed jego nogami. Miał ochotę przerobić sprawcę na mielonkę, ale powstrzymało go tylko to, że miał teraz inne problemy na głowie. Zwykle jego sposób rozwiązywania nieporozumień był dość klarowny - strzał w skroń i aż dziwił się sam sobie, że ma ostatnio tyle cierpliwości.

Do rana błądził po mieście, odnosił wrażenie że był już w każdym możliwym miejscu. Chociaż taki dzieciak - pająk mógł zaszyć się w jakimś ciemnym zakamarku i tyle Deadpool by go widział.

Padał z nóg i dobijało go zrezygnowanie. Jeśli nastolatkowi coś by się stało, byłaby to najprawdopodobniej tylko jego wina. No i oczywiście Stark'a, który zlecił mu pilnowanie Spiderman'a.

Nie miał pojęcia co zrobi, jeśli chłopak opuścił Hamburg, chociaż to było mało prawdopodobne. Przynajmniej miał taką nadzieję. Nie chciał nawet myśleć o problemach jakie by się z tego wywiązały, gdyby ktoś znalazł Peter'a nie wiadomo gdzie. Nawet nie chodziło już o ludzi Prescot'a, a policję.

Usiadł na ławce, wpatrując się w fasady budynków, oświetlane przez blade promienie wschodzącego słońca. Przypominał teraz jednego z tych bezdomnych lub ćpunów, drzemiących na głównych placach lub dworcach, a to wrażenie potęgował jeszcze jego ubiór. Czarna poplamiona bluza i spodnie, chociaż wcale nie to przyciągało w nim uwagę, a skóra pełna blizn.
Przynajmniej nikt nie ośmielał się mu truć dupy... No chyba, że policyjniaki...

- Dzień dobry, możemy pańskie dokumenty poprosić? [N] - odezwał się do niego jeden z duetu mundurowych.

- A mogę wiedzieć jaka jest przyczyna kontroli? [N] - skrzywił się najemnik.

- Spanie na ławkach jest tu zabronione [N].

- Ależ ja nie spałem mili panowie [N] - próbował opanować swój szyderczy uśmieszek - Kozystam z uroków poranka, takie świeże powietrze... [N]

- Do prawdy? Ma Pan ze sobą dokumenty? [N]

- Chyba zostawiłem, przykro mi - powiedział teatralnie klepiąc się po kieszeniach - Wybaczą panowie, spieszy mi się nieco [N] - wstał i wyminął policjantów, którzy stali jak wryci, zaskoczeni tą zniewagą.

Prawdopodobnie darowali sobie próby zatrzymania Deadpool'a, bo po odejściu kilkudziesięciu metrów, nie widział ich za sobą.
Jak na zbliżający się początek lata, dzień zapowiadał się dość chłodny. To przypomniało mu, że przecież Peter nie jest odporny w takim stopniu na brak jedzenia czy zimno, tym szybciej musiał go odnaleźć. Mogło się okazać, że nic nie stanowi większego zagrożenia dla tego dzieciaka, niż on sam i najemnik.

Kontynuując swoje poszukiwania, kupił jakąś mocną, czarną kawę, która była wprost obrzydliwa. Ceny kawiarni istotnie odpowiadały jakości. Napój bogów smakował gorzkimi szczynami, ale Wade potrzebował jakiegoś rozbudzenia.

***

Parker obudził się z rana, cały rozdygotany, zdążył się wychodzić przez te kilka godzin. Podciągnął kolana do piersi, obejmując je rękoma.

Był głodny, chciało mu się pić i było mu zimno. Ubranie miał wilgotne od porannej rosy, co jeszcze bardziej potęgowało to uczucie. Nie bardzo wiedział co zrobić. Dlaczego wszytko musiało być takie skomplikowane i niesprawiedliwe? Przecież on się o to wszystko wcale nie prosił.
Czuł się rozdarty między tym co powinien, a tym co chciał zrobić. Wiedział, że najrozsądniej byłoby znaleźć najemnika i jakoś przeboleć to, że niemiłosiernie go wkurzał, przynajmniej nie byłby sam. Z drugiej strony pragnął wrócić do Nowego Jorku za każdą cenę, tylko w jaki sposób? Zresztą co wtedy? Jeśli Stark faktycznie chciał, by opuścił Stany, to powrót tam nie był zbyt kolorową wizją.

Naciągnął kaptur na głowę i zszedł po ścianie budynku. Nikogo jeszcze na ulicach nie było, właściwie nic dziwnego, ludzie nie spacerowali - już albo jeszcze, zależnie od upodobań.

***

Deadpool spojrzał na zegarek, który w gruncie rzeczy należał do Iron Man'a, ale to było nie istotne. Dochodziła ósma, a to oznaczało, że godziny poszukiwań nie odnosiły skutków. Zaczął naprawdę się obawiać, a to zdarzało mu się rzadko. Bał się o Peter'a, a przecież to on miał go chronić!
Dopadło go uczucie, którego serdecznie nienawidził - bezradność, teraz równie dobrze mógłby mieć na powrót pięć lat i szukać rodziców w sklepie, chociaż takich wspomień akurat nie posiadał. Częściej to on pomagał takim zagubionym maluchom odnaleźć matki... To było tak wiele lat temu, że wspomnienia zatarły się i wyblakły.

Przez chwilę nawet zastanawiał się, co by było gdyby nie udało mu się odnaleźć chłopca? Jak miałby się przyznać do porażki? Tym bardziej przed Tony'm, któremu po cichu chciał coś udowodnić, choć nawet nie wiedział do końca co.

1066 słów.
No odpowiedzialność level Deadpool, jemu to tylko powierzać dzieci 😂 opienkun 10/10

Never come back [Spiderman | Deadpool | Iron Man] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz