XXI

1K 68 4
                                    


Otworzyłam oczy. Znajdowałam się na łóżku w pokoju, który wyglądał jak mój. Podniosłam się ociężale. Spojrzałam na siebie i na moim ciele nie było żadnej rany. To był sen? Wyjrzałam przez okno. Widziałam piękną zieloną trawę, wspaniałe wielkie drzewa i rzekę przepływającą niedaleko. Spojrzałam w niebo i odetchnęłam z ulgą. To było niebo typowe dla królestwa Edgara. Jednak chwila...czy ja umarłam? Wybiegłam szybko z pokoju i zbiegłam na dół. W kuchni znajdowała się moja mama.

-M-mamo?-kobieta odwróciła się do mnie z ciepłym uśmiechem, który zawsze jej towarzyszył. Podeszła i przytuliła mnie mocno.

-Tak za tobą tęskniłam córeczko. -spojrzała na mnie z uśmiechem. 

-Ja za tobą też mamusiu. Jednak muszę gdzieś pójść.

-Wiem skarbie. Idź do niego.-uśmiechnęłam się i przytuliłam mocno rodzicielkę po czym wybiegłam z domu. Całe podziemie odżyło. Kryształ Salhiren wrócił na swoje miejsce. Ruszyłam w stronę zamku Edgara przyglądając się okolicy. Pięknym kwiatom, w których siedziały kobiety zaplatające wianki pogrążone w rozmowie. Niedaleko przy przepływającej rzece bawiły się dzieci, a po drugiej stronie mężczyźni łowili ryby. Tak wyglądała kiedyś ta kraina. Można było się w niej zakochać. Był to prawdziwy raj, w którym nie było pracy, podatków czy zmartwień. Uśmiechnęłam się kiedy ujrzałam zamek. Przyśpieszyłam kroku i w końcu stanęłam przed nim. Piękne róże wspinały się po murze. Weszłam do środka z uśmiechem. Co jakiś czas strażnicy przypatrywali się mii uśmiechali. Poszłam do sali tronowej, ale nie zastałam tam Edgara. Poszłam go szukać, jednak nigdzie go nie było. Ostatnim miejscem był ogród. Weszłam do niego. On jedyny był taki jak przed bitwą. Taki jak go zostawiłam. Urządzony przeze mnie. Poszłam w stronę altanki, która stała w głębi ogrodu. Tam go znalazłam. Siedział smutny patrząc się w przestrzeń. Siedział zamyślony, a ja mogłam mu się przyjrzeć. Idealnie ułożone włosy. Miał na sobie przylegające spodnie i dopasowaną białą koszule. Uśmiechnęłam się szerzej i podeszłam do niego. On usłyszawszy szmer spojrzał w moją stronę i od razu zerwał się z miejsca podbiegając. Wziął mnie w objęcia i podniósł obracając się kilka razy, a na koniec całując.

-Myślałem, że ciebie straciłem....-powiedział przytulając mnie do swojej piersi.

-Już nigdy cię nie opuszczę skarbie. Nigdy.- podniosłam głowę patrząc w jego oczy. Położyłam dłoń na jego policzku i pocałowałam go. Odwzajemnił od razu mój pocałunek obejmując mnie mocniej. Uśmiechnęłam się w jego usta . Edgar oderwał się ode mnie i złapał za rękę.

-Mam coś dla ciebie Iris.-uśmiechnął się ciepło i poszedł w stronę zamku. Zaprowadził mnie do swojej komnaty. Weszliśmy do środka i mężczyzna puścił moją rękę. Podszedł do stolika na którym leżało duże pudełko.

-Co to jest Edgarze?

-To coś nad czym królowa ma sprawować pieczę i pilnować tego jak oka w głowie.-podszedł i otworzył pudełko. Był w nim naszyjnik z kamieniem Salhiren. Wyjął go i założył na mojej szyi. Po czym mnie przytulił od tyłu. Dotknęłam delikatnie naszyjnika i uśmiechnęłam się. W końcu wszystko miało się zakończyć. A ja miałam być szczęśliwa u boku wspaniałego mężczyzny.

-Już zawsze będziemy razem?

-Tak. Tylko ty jako moja królowa i ja jako twój król. Dzięki tobie odzyskałem dawnego siebie. Dziękuję ci.-pocałował mnie w policzek. Spojrzałam na niego ukradkiem.

-Jak to dawnego siebie?

-Po ucieczce Eleonory straciłem wiarę w miłość i szczęście. Wszelkie dobre uczucia wyrzuciłem z siebie i wrzuciłem do kupki gliny, która stała się dobrze Ci znanym Marcusem. Jednak kiedy się pojawiłaś poczułem szczęście. Marcus zaczął chorować aż ostatecznie stał się kupką gliny jaką był wcześniej. Wszystko co on czuł i wiedza jaką posiadał jest teraz we mnie. I zostanie na zawsze.- skinęłam głową zdziwiona. Nie spodziewałam się, że Edgar byłby zdolny do czegoś takiego. Odwróciłam się do niego i pocałowałam delikatnie. Teraz będę już przy nim. Na zawsze i nic i nikt tego nie zmieni....



KONIEC

Narzeczona śmierciWhere stories live. Discover now