I

155 14 7
                                    

Był pochmurny poniedziałek. Na ulicach Londynu nie było wiele ludzi. Z powodu deszczowej pogody większość została w domach i tylko nieliczni odważyli się aby wyjść w ulewę.

Ulicę miasta przemierzała postać w czarnej pelerynie z kapturem na głowie. Poruszał się on szybkim tempem, a peleryna powiewała za nim. Na sam jego nie zachęcający widok ludzie omijali go. Jednak on się tym nie przejmował i dalej zmierzał do miejsca docelowego. Słyszał co jakiś czas, jak ludzie komentują, to jak chodzi, bądź jak wygląda. Prychnął na takie zachowanie i skręcił w kolejną uliczkę. Rozejrzał się dookoła, po czym deportował się. Zmierzał teraz prosto ku wielkiemu dworowi. W tym miejscu nie padało, więc zrzucił kaptur, z którego wysypała się kurtyna włosów. Podążał aleją wyłożoną żwirem. Po bokach ścieżki rósł cisowy żywopłot, ciągnący się wokół ogrodu. Aleję przecinała magiczna brama, ze stalowych prętów. Mężczyzna podniósł lewą rękę i przeszedł przez bramę, jak przez dym. Dalej podążał drogą, wspiął się po szerokich, kamiennych schodach i dotarł do frontowych drzwi, które otworzyły się przed nim. Wkroczył do dużego, mrocznego holu. Na ścianach wisiały portrety przedstawiające ludzi o bladych twarzach. Korytarzem dotarł do kolejnych drzwi.

Jak to miał w zwyczaju, nie zapukał, tylko otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Był to salon. Tak jak się spodziewał, rodzina właśnie tam przesiadywała.

-Kiedy się wreszcie nauczysz jakiś manier. Wchodzisz tu jak do siebie - prychnęła Bellatrix lewitując różdżką jakiś przedmiot.

Czarnowłosy zrobił zniesmaczoną minę, jednak kompletnie się tym nie przejął.

-Bella przestań - zwróciła jej uwagę siostra. Jednak ona pokręciła tylko głową i prychnęła z uśmiechem. Śmieszyło ją, że Narcyza zwraca jej uwagę, jakby była dzieckiem.

-Cieszę się, że przyszedłeś. Chodźmy do gabinetu - zaproponował Lucjusz. Chwilę później zniknęli w korytarzu.

Gabinet był dosyć dużym pomieszczeniem. Oprócz biurka, znajdował się tam kominek z wygodnymi fotelami oraz dużych rozmiarów biblioteczka. Lucjusz wraz z gościem zajęli miejsca po obu stronach biurka.

-Więc w jakim celu mnie tu zaprosiłeś - rzucił z niesmakiem kierując wzrok na ogród widoczny zza okna.

-Mam dosyć nie typowe pytanie - zaczął Lucjusz. - Jak co roku w Hogwarcie poszukujecie nauczyciela obrony przed czarną magią?

-Tak - odparł kierując wzrok na towarzysza. Jego czarne oczy próbowały wyczytać jaki jest cel tego pytania.

-Severusie, znam osobę, która może zająć to stanowisko...

*

Hermiona wakacje spędziła z rodzicami w Grecji. Był to bardzo miło spędzony czas, wypoczęła za wszystkie czasy. Mogła odciąć się na jakiś czas od magicznego świata, przestać myśleć o grożącej wojnie, po prostu pożyć, jak mugol, nie martwiąc się o wszelkie problemy. Chciała spędzić jak najwięcej czasu ze swoimi rodzicami, bała się, że niedługo będzie musiała się z nimi pożegnać, prawdopodobnie na całe życie. Musiała wykorzystać dany im czas jak najbardziej.

Gdy tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego wróciła Londynu, wszystkie czarne myśli ją dopadły. Zagrożenie ze strony Voldemorta, Ron, wszyscy bliscy. Jej głowę przepełniały ciemne scenariusze, co wpłynęło na jej psychikę. Na każdy głośny dźwięk reagowała z przerażeniem, podchodziła do wszystkiego bardzo emocjonalnie. Bała się prawie wszystkiego. Mimo to starała się nie pokazywać tego. Próbowała być tą samą dziewczyną, co wcześniej.

*

Hermiona przemierzała peron King Cross pełna energii i podekscytowania. Nie mogła się doczekać szóstego roku w Hogwarcie. Całe wakacje nie widziała swoich przyjaciół. Bardzo tęskniła i jak najszybciej chciała ich zobaczyć. Przeszła na peron 9 i 3/4, a pierwszym co zrobiła było odszukanie swoich przyjaciół. Z daleka zobaczyła kilka rudych czupryn wyróżniających się wśród tłumu. Pobiegła tam mimo ciężkiej walizki, którą trzymała w ręce. W pierwszej kolejności rzuciła się na Ginny z którą trwała w bardzo długim uścisku.

-Tęskniłam Miona - krzyknęła Ginny gdy skończyły się przytulać.

Starsza gryfonka przywitała się z każdym. Został tylko Ron. Hermiona nie wiedziała jak zachować się w stosunku do niego. Chłopak w wielu listach wysłanych do niej wyznawał jej miłość, pisał jak ją kocha i inne bzdety. Gryfonka nie odwzajemniła jego uczuć, był dla niej jak brat, nigdy nie czuła do niego nic więcej niż przyjaźń. Wiedziała, że musi z nim o tym porozmawiać.

Chłopak przytulił ją, zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Hermiona lekko odwzajemniła uścisk i szybko wyswobodziła się z jego objęcia. Od razu z Ginny oddaliły się od reszty w poszukiwaniu wolnego przedziału. Mijały grupkę ślizgonów, wśród której nie mogło zabraknąć Malfoya.

-Skąd tyle szlam - rzucił widząc je. Reszta jego paczki zaczęła się śmiać.

-Spadaj arystokratyczny dupy - warknęła Ginny na co ślizgon odwrócił się do znajomych i powtórzył jej słowa, zmieniając głos na dziecinny.

-Z roku na rok robi się coraz gorszy - warknęła Ginny, gdy oddaliły się w poszukiwaniu przedziału.

-Po prostu go olej - odparła Hermiona kończąc temat.

Gryfonka była zmęczona psychicznie, kiedyś wśród znajomych czuła się świetnie, ale nie teraz, gdy wszędzie bała się ataku lub innej tragedii. Czuła się przytłoczona przez własną głowę.

-A ty nie masz przypadkiem spotkania prefektów? - zauważyła Ginny gdy już siedziały w przedziale.

No tak, jeszcze zebranie...

Druga Twarz Severusa Snape'a/+18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz