7. Teraz to ty się gapisz

58 6 5
                                    

Miłego czytania!

Całkowicie wyprana z jakichkolwiek emocji siedziałam na tylniej kanapie samochodu. Powinnam płakać, panikować, bać się... ale było zupełnie inaczej. Wypełniała mnie pustka. Odczuwałam tylko ból fizyczny i to jak bardzo słaba w tamtym momencie byłam.

-Dasz radę wysiąść? -Z letargu wyrwała mnie Madison, która stała oparta o otwarte, tylnie drzwi czarnego Lamborghini.

Blondynka na brak mojej reakcji wyciągnęła do mnie rękę, którą mocno złapałam. Dźwignęłam swoje obolałe ciało z siedzenia i stanęłam na wiotkich nogach. Czułam na sobie wzrok stojącego za Maddie Evansa. Chłopak nie odzywał się odkąd wsadził mnie do samochodu w tamtej dzielnicy. Jedyne co robił to patrzył. Wlepiał swoje puste spojrzenie w moją twarz.

-Odprowadzę ją. Poczekasz na mnie i zawieziesz później do domu? -Evans spojrzał na blondynkę i po chwili zastanowienia skinął głową.

-Chodź pomogę ci. -Blondynka chwyciła mnie w talii i powoli pomogła mi przejść przez podwórko do domu.

Podeszłyśmy pod drzwi budynku. Madison lekko poluzowała uścisk na moim ciele. Pchnęła delikatnie drewnianą płytę i przeszłyśmy przez próg do holu. Zrobiłam parę kroków i powoli usiadłam na miękkim taborecie obok szafki. Przyjaciółka pomogła mi zdjąć buty i bluzę.

-Tata?
-Spokojnie powiedziałam mu, że jesteśmy na imprezie i ma być spokojny. Pewnie śpi.
-Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.

-Chodź, pomogę ci wejść na górę. -Dziewczyna chwyciła mnie za ręce z zamiarem zaprowadzenia mnie do pokoju.

-Dam radę już sama. -Blondynka rozszerzyła oczy i popatrzyła na mnie conajmniej jak na wariatkę.

-Olivia nie wygłupiaj się przecież ledwo stoisz. -Rzuciła zdezorientowana wpatrując się uważnie w moją twarz. -Dam radę, spokojnie.

-Ale Liv... -Zaczęła błagalnie Maddie, ale ja tylko machnęłam ręką. -Możesz iść naprawdę.

-No dobrze, ale masz dzwonić do mnie jak coś będzie się działo dobrze? -Skinęłam głową a ona przytuliła mnie delikatnie. -Wszystko się ułoży zobaczysz.

Dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech na co zrobiło mi się trochę lepiej. Lubiłam jej uśmiech. Zawsze dodawał mi otuchy i powodował, że wszystko stawało się chociaż trochę prostsze.

Madison przed wyjściem upewniła się jeszcze ze sto razy czy na pewno może iść po czym pożegnała się ze mną i wyszła.

Odetchnęłam głośno łapiąc się komody obok.
Na starcie dałam sobie mentalnie w twarz bo to mogło się źle skończyć. Wzięłam trzy głębokie oddechy i powoli ruszyłam w stronę swojego pokoju. Spinając swoje wszystkie mięśnie ostrożnie przeszłam przez salon do schodów. Złapałam za poręcz i wypuściłam całe powietrze z płuc. Byłam w połowie drogi, zostały tylko schody. Zaczęłam pokolei stawiać kroki na stopniach szklanych schodów trzymając się kurczowo barierki. Po dłuższej chwili znalazłam się tuż przed drzwiami swojego pokoju.

Pchnęłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Przeszłam przez pierwszą część pokoju i skierowałam się do łazienki. Musiałam się wykąpać. Zmyć to wszystko z siebie.
Odkręciłam wodę, która powoli zaczęła wypełniać wannę. Podeszłam do umywalki. Oparłam się o blat i uniosłam wzrok na lustro.
Wzdrygnęłam się widząc czerwone plamy na koszulce. Chwyciłam delikatnie jej brzegi i zdjęłam. Odrzuciłam ją gdzieś na bok i znów spojrzałam w lustro.
Miałam kilka fioletowych siniaków na ramionach, a krew z popękanej skory na obojczykach była już zaschnięta, same rany były dosyć mocno zasinione.

Podejdź bliżej Where stories live. Discover now