3. Świeci się

728 39 8
                                    

- Myślisz, że umarł?- szepnął głos nade mną. Czułam się, jak w kreskówce. Dwa koty skradają się zza futryny, nie chcąc, a jednocześnie chcąc drażnić psa.

Takim kotem byłam ja, a drugim był Oliver. Jeśli ja bym sobie nie zaistniała, to on byłby najmłodszy z naszej bandy. Miał dziewiętnaście lat i miałam gdzieś to, że odkąd zaczęłam chodzić, tylko jego śledziłam, aż w końcu pewnie się zmęczył uciekaniem przede mną, więc przygarnął mnie do siebie.
Był moim najlepszym przyjacielem. Reszta chłopców zawsze wolała swoje towarzystwo, a gdy staliśmy się starsi, woleli mi dokuczać. Oczywiście ich kochałam, bo byliśmy rodziną, ale to nie było to samo, co z Oliverem, choć on najmniej należał do rodziny, czysto teoretycznie, bo praktycznie do niej należał. A masło jest maślane.

Wujek Liam i wujek Tripp adoptowali Olivera, gdy ten był jeszcze maleńki.
Zabawne było to, że był podobny do wujka Trippa, a z tego uwielbiali żartować wszyscy faceci. Na czele z moim dziadkiem.
Poza nim wujek Liam miał też córkę, ale ona była najstarsza z nas wszystkich i mieszkała sama w mieście. Urodziła się, gdy miał osiemnaście lat i wychowywał ją sam. Jej mama zniknęła, gdy Athos miała dwa lata.

- Co wy tu robicie, gagatki?- sapnęłam z zaskoczenia, a Oliver nagle zniknął z moich pleców.

Obserwowanie chorego Hudsona przerwał nam mój wujek, który wziął się tu niewiadomo skąd.

- Co ty tu robisz?- zapytałam, gdy zamknęłam z powrotem drzwi od pokoju mojego brata, który dziś od rana gorączkował i odwróciłam się do bliźniaka mojego taty.

Byli identyczni. Jedyne, czym się różnili, to długością ciemnej brody. Wujek Jamie miał większą, bo skutecznie zasłaniała bliznę.
Pamiętam, że gdy miałam z sześć lat, a on akurat wtedy miał mniejszy zarost, pierwszy raz ją zobaczyłam. Nie była za ładna.
Stwierdziłam wtedy, że wygląda trochę jak Joker, przez co później mama była na mnie zła, bo to nie było zbyt miłe.
Na próżno były moje tłumaczenia, że wuj się śmiał z tego porównania.
Od tamtej pory nie zwracałam najmniejszej uwagi na tę skazę, jeśli już pozwalał, by była widoczna.

- Ej, zapytałem pierwszy.- skrzyżował ramiona na piersi i patrzył wyczekująco to na mnie, to na Olivera.

- Tylko martwiliśmy się o Hudsa.- uśmiechnęłam się grzecznie, ale on za dobrze mnie znał. Poza tym pół swego życia spędził z ciocią Nat, moją mamą i ciocią Riną. Pewnie takie chwyty mógł rozszyfrować w półśnie.

- Oczywiście. To dlatego kukaliście zza drzwi, jak najgorsi stalkerzy?- uniósł ciemne brwi.

- Teraz twoja kolej.- skrzyżowałam ramiona tak, jak on przed chwilą, decydując się nie odpowiadać na ten zarzut, że niby jestem kiepskim stalkerem.

- Twoja mama zrobiła krewetki na kolację i do tego mnie zaprosiła!- jakby się to w ogóle nie zdarzało.

- Bo tylko ty lubisz te robaki.- burknęłam.

- Smakują jak kurczak, młoda damo. A wszystko, co smakuje jak kurczak, zasługuje na cholerne fanfary.- fuknął.- Nim znalazłem was skulonych przy drzwiach, próbowałem cię namierzyć. Masz mi pomóc nakryć do stołu, bo inaczej nie dostanę zimnego piwa.- machnął ręką na schody.- Marsz na dół. Ty też chodź.- dodał, patrząc na Olivera.- Przed chwilą przyszedł Zed i Rina. Musimy zaktualizować dane o naszej rodzinie.

- Czy to oznacza przesłuchanie czy mam już dziewczynę, czy poszedłem w ślady rodziców?- zapytał trafnie Oli, przechodząc obok wujka, by dostać się do schodów. Podążyłam za nim.

- A żebyś, cholera, wiedział.- skwitował wuj i poszedł za nami.

Oli skręcił od razu do jadalni, a ja poszłam do kuchni, z wujkiem depczącym mi po piętach.
W pomieszczeniu mama siedziała przy mniejszym stole, przy którym zazwyczaj jedliśmy, gdy byliśmy sami. Był zastawiony talerzami, szklankami i sztućcami.

BEZWSTYDNY [CZ.3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz