Wybiła godzina 00:00... Starałam się opanować lęk, ale nie mogłam.
-Zróbmy obchód po domu...-oznajmiła nagle ciotka.
-Jesteś p-pewna?-głos mi się załamywał.
Kiwnęła głową i poszłyśmy. Z szafek wyciągnęłam dwie latarki.
-Ja sprawdzę dół, a ty idź na górę...-powiedziała szeptem.
-Rozdzielamy się?!-powiedziałam przerażona.
-Spokojnie...-dodała i poszła w drugą stronę.
Nie pozostało mi nic innego niż pójście na górę... Najpierw weszłam do pokoju, gdzie znajdowała się broń. Nic... Postanowiłam sprawdzić mój pokój. Otworzyłam drzwi i poczułam zimny powiew wiatru. Spojrzałam w stronę okna. Było otwarte... ,,P-przecież je z-zamykałam..."-myślałam. Cała roztrzęsiona weszłam do pokoju by zamknąć okno. Nagle latarka się wyłączyła... ,,Nie... Nie... Tylko nie teraz... Działaj!"-tylko to miałam w głowie. Sięgnęłam do kieszeni po baterie. Ręka mi się trzęsła. ,,Cholera"-powiedziałam do siebie, gdy baterie wypadły mi z kieszeni na podłogę. Kucnęłam by je zebrać... Znalazłam jedną... Potrzebowałam dwóch. ,,Gdzie ona jest?!"-myślałam zdenerwowana. Nagle moim oczom ukazała się ręka... Zaczęłam szybciej oddychać... Było ciemno, lecz zauważyłam, że postać trzyma w ręku potrzebną baterię... Cała się trzęsłam. Postanowiłam spojrzeć na nią. Z ciemności wyłoniła się ona... Prawie nie było jej widać... Miała straszne, czerwone ślepia, które wyróżniały się z ciemnego pomieszczenia. Wtedy poczułam dotyk na mojej skórze... Strach mnie tak sparaliżował, że nawet nie mogłam krzyknąć... A bardzo chciałam. Łza słynęła mi po policzku. Tym razem jej nie otarłam... Zrobiła to ona... Głośno i nerwowo oddychając spoglądałam na jej kościste ręce. Wtem poczułam ból... Nie schylając głowy spojrzałam na rękę. Była cała we krwi... Demon, który stał kilka centymetrów dalej wyciągnął drugą, przerażająca dłoń i złapał mnie za szyje. ,,To już koniec"-pomyślałam i kolejna łza spłynęła po moim policzku. Zrobiło mi się słabo. Po chwili poczułam, że nie dotykam już podłogi... Demon z całej siły dociskał mnie do ściany. Próbowałam się wyrwać ale to na nic. Nagle do pokoju wbiegła ciotka, która usłyszała coś w moim pokoju. ,,Dzięki Bogu!"-pomyślałam. Demon pościł mnie i odwrócił się w stronę ciotki. Upadłam na ziemie i złapałam się za szyje. Zamknęłam oczy na zaledwie chwile, a gdy je otworzyłam demona już nie było. Poczułam ulgę, ale też się przeraziłam.
-Ciociu...-powiedziałam słabo.
-Jestem tutaj... Już jej nie ma...-odpowiedziała podbiegając do mnie.
-Co się z nią stało?-spytałam zdenerwowana.
-Zniknęła...Twoja ręka!-powiedziała zmartwiona.
Pomogła mi wstać i zbiegłyśmy na dół. Poszłam obmyć ranę, a następnie ciotka założyła mi bandaż. Wtedy spojrzała na moją siną szyje...
-Vanesso... Bardzo cię przepraszam...-powiedziała ze łzami w oczach.
-To nie twoja wina...-rzekłam.
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo nagle usłyszałyśmy coś. Hałas dochodził z garażu. Spojrzałam nerwowo na ciotkę... Wstałam gdy zauważyłam ze wyciągnęła pistolet...
-Co robisz?!-krzyknęłam.
Nie odpowiedziała i poszła w stronę garażu. Poszłam z nią. Otworzyłyśmy ostrożnie drzwi. Ciotka zapaliła światło i spojrzała na samochód. Był cały poobijany, jakby był po wypadku... Otworzyła maskę i zobaczyła, że kable są odcięte, a silnika nie ma... Spojrzałam na nią przerażona. Gdy się odwróciłam zobaczyłam na ścianie napis... ,,Nie tak prędko... Zabawa dopiero się zaczęła..."••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Hejka! Mam nadzieje, że rozdział się podoba.
Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze! <3 Niestety nie jestem w stanie na nie odpisać, ponieważ coś się zepsuło🤷🏻♀️Nie wiem o co chodzi, ale pamiętajcie, że zawsze je czytam!☺️ To chyba tyle z ogłoszeń😅 Do zobaczenia!👋🏻
CZYTASZ
Nie gaś światła
Horror17-letnia Vanessa przyjeżdża na jakiś czas do dalekiej rodziny... Wszystko miało być dobrze...Nic by się nie stało gdyby nie zgasiła światła...