-Co to ma znaczyć?!-krzyknęłam przerażona i złapałam się za szyje, która wciąż mnie bolała.
Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Wyszłyśmy z garażu i poszłyśmy w kierunku kuchni.
-Nie uciekniemy...Nie ma silnika... Nikogo tu nie ma...-mówiła zdenerwowanym głosem ciotka.
-Jesteśmy w pułapce!-wykrzyczałam przerażona.
-Jest jeden sposób...-zaczęła wolno.
Z nadzieją, że uda się pokonać demona wysłuchałam ciotki.
-Tak... Musimy zadzwonić po eksperta...-mówiła.
Sięgnęła po telefon i znalazła jakiś numer. Zauważyłam nagłówek: ,,Demonolog". Przełknęłam głośno ślinę. Sama nazwa mnie przeraziła, lecz po chwili pomyślałam ,,To ostatnia szansa...".
-Są dobre i złe wieści...-rzekła po rozmowie.
-To znaczy?-powiedziałam zestresowana.
-Will Jones to demonolog i... zgodził się pomóc, ale będzie mógł przyjechać dopiero jutro...-odpowiedziała ciocia.
-Dopiero jutro?! Co my zrobimy?! Ona może nas zaatakować w każdej chwili... Na przykład teraz...-powiedziałam i od razu pożałowałam.
Wtedy wszystkie światła zgasły... Tak jakby ona była tuż obok i wszystko słyszała. Krzyknęłam. Próbowałam podejść bliżej ciotki ale nic nie widziałam.
-Va...-chciała krzyknąć ciocia, ale nie zdążyła.
Później usłyszałam jej krzyk.
-Ciociu! Gdzie jesteś?!-krzyczałam przerażona.
,,Nie... Nie mogę jej stracić"-myślałam. Po chwili światła znów się włączyły. W domu panowała grobowa cisza. Podeszłam w stronę komody i sięgnęłam po świece. Zapaliłam ją i zaczęłam szukać cioci. Na dole nikogo nie było. Weszłam ostrożnie po schodach na górę. Pierwsze co mi przyszło na myśl to ,,łazienka...". Cała się trzęsłam. Czułam zimny powiew na plecach, ale mimo to powoli otworzyłam drzwi łazienki. W tym momencie poczułam ulgę. Nikogo nie było. Po chwili jednak znów się zmartwiłam. ,,Skoro nie ma jej tu... To gdzie jest?!"-myślałam. Wybiegłam z łazienki i zauważyłam uchylone drzwi. Przeszył mnie dreszcz. Przełknęłam nerwowo ślinę i podeszłam w stronę pokoju. Weszłam do środka i ujrzałam kogoś leżącego na dywanie.
-Ciociu!-krzyknęłam.
-Vanesso... Pomóż mi wstać, proszę-powiedziała cicho ciotka.
Dookoła było bardzo dużo krwi... Wtedy zauważyłam, że ręka ciotki leży na stoliku... Przerażona stanęłam i nie mogłam się ruszyć. Czułam się tak, jakby ktoś mi wbił kołki w nogi. Po chwili się otrząsnęłam i pomogłam cioci wstać na nogi. Mój wzrok przykuła mała karteczka, przyczepiona pinezką do odciętej ręki cioci. Widniał na niej napis ,,Jeśli jeszcze raz użyjesz telefonu stracisz głowę..." Zaczęłam szybciej oddychać. Szybko się odwróciłam i pomogłam cioci zejść na dół. Nie wiedziałam co robić. Wiedziałam, że muszę jakoś zatamować krwawienie... Ale jak?! Wszędzie była krew... Zaczęłam nerwowo szukać po szafkach czegoś co mogłoby się przydać...
-Vanesso...-rzekła osłabiała ciotka.
-Jestem tutaj ciociu...-powiedziałam podbiegając do niej.
-W-wyciągnij nóż z szuflady... Włącz kuchenkę...-powiedziała cicho.
Nie musiała kończyć... Wiedziałam co chce dalej powiedzieć. Wtedy szukałam w głowie innego rozwiązania. Po chwili zrozumiałam ze nie mam wyjścia. Podeszłam do szuflady i wyciągnęłam nóż. Ręce mi się trzęsły i nie mogłam go utrzymać. Włączyłam kuchenkę... Gdy nóż był już bardzo gorący, podeszłam powoli w stronę ciotki.
-Nie mogę... Nie wytrzymam tego. Nie chce, żebyś cierpiała....mówiłam ze łzami w oczach.
-Proszę zrób to...-powiedziała wolno.
Westchnęłam i przełknęłam nerwowo ślinę. Przyłożyłam nóż do rany ciotki.
-Jeszcze chwile!- powtarzałam słysząc przerażający krzyk ciotki.
Odłożyłam nóż na blat i zaczęłam szukać bandaży. Po chwili szukania, znalazłam je. Po kilkunastu minutach skończyłam opatrywać ranę. Usiadłam razem z ciocia na kanapie. Nawet nie zauważyłam kiedy zamknęłam oczy. Obudziłam się przerażona i spojrzałam na zegarek: 10:46... Rozejrzałam się dookoła, po czym wstałam, żeby zrobić śniadanie. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi...•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Hejka! Przepraszam za taką długą przerwę! Mam nadzieje, że rozdział się podoba. Napiszcie w komentarzu co sądzicie.
Kolejny rozdział już niedługo!
☺️👋
CZYTASZ
Nie gaś światła
Horror17-letnia Vanessa przyjeżdża na jakiś czas do dalekiej rodziny... Wszystko miało być dobrze...Nic by się nie stało gdyby nie zgasiła światła...