Rozdział 23

2.1K 140 13
                                    

Rozdział korektowany przez Cessidy84



Po czym ruszył do swoich komnat, aby omówić z Malfoy'ami ich ukrycie na rodzinnej wyspie należącej do jego ojca. Gdy już znalazł się w swych komnatach, zajął fotel i zaczął bez zbędnych wstępów:

- Na początku myślałem o Grimulund Place 12, aby was tam umieścić, ale Papa mi uświadomił, że, po pierwsze: Dyrektor doskonale zna tę lokalizację. Po drugie: Już raz przełamali bariery tego domostwa, a poza tym Bellatriks również zna położenie tego domu, a my nie chcemy niespodzianek, więc macie wybór: Paryż, gdzie ten staruch na pewno będzie was szukał, gdyż rodzina Black ma w tamtych rejonach kuzynów. Mogę poprosić wampiry, aby was ukryły, ale nie sądzę, abyście byli gotowi na obcowanie z nimi, gdyż wampir, to czysta esencja z idealnego Ślizgona i Krukona. Ambitni, przebiegli, lojalni względem swoich, ale też mądrzy wytrwali i, co najważniejsze: Nie przekupni i nieśmiertelni, a co niektórzy z nich zakręceni, gorzej niż weki.

- Co to są weki? – spytał Draco.

- Później ci to wyjaśnię – obiecał mu Potter i kontynuował: – Więc moja propozycja to Teneryfa lub góry, ale zero magi, bo byście byli wśród mugoli lub prywatna Wyspa Potterów na morzu karaibskim z pełną obsługą skrzatów. Oczywiście wyspa jest nienanoszalna i chroniona przez zaklęcie Fideliusa i kilkoma innymi czarami. Strażnikiem Fideliusa jestem ja.

- To widać, że wybór jest prosty – odparła Narcyza – Wybaczcie panowie, ale jestem arystokratką przyzwyczajoną do pewnego stylu i poziomu życia, więc chętnie skorzystamy z twojej gościny na wyspie, Harry.

- Będzie mi niezmiernie miło was gościć. Bądźcie gotowi tak z pół godziny. Przed kolacją, a teraz wybaczycie, ale muszę się udać do wieży Gryffindora, pomówić z panami Weasley – mówiąc to, opuścił swoje komnaty i ruszył do wieży – Witaj Kiaro – przywitał się, stając na wprost portretu Grubej Damy – Nazywam się Harry James Potter. Jestem w tym roku nauczycielem eliksirów i zająłem również stanowisko opiekuna Slytherinu, a teraz potrzebowałbym pomówić z bliźniakami Weasley.

- Czy ty czasem nie jesteś za młody na tytuł profesora? – spytała kobieta na płótnie, gdy zza portretu wyszedł Colin Creevey. Gdy tylko go zobaczył, przywitał się.

- Cześć, profesorze Potter.

- Jak tam Colin? Udało ci się wypożyczyć książkę, o której ci wspominałem?

- Tak, profesorze. Jest genialna – po tej odpowiedzi chłopak ruszył w dół schodów.

- Cóż Kiaro, to dość długa i fajna opowieść, tyle że ja teraz naprawdę potrzebuję się widzieć z braćmi Weasley.

- Co oni znów narozrabiali, profesorze Potter? – dotarł do niego głos zza portretu, a po sekundzie zza odsłoniętej ramy pojawiła się postać Hermiony Granger, prefekt Gryffindoru – Osiwieje przez tę dwójkę już w nastoletnim wieku – marudziła – Ile punktów tym razem straci Gryffindor, i za co?

- Spokojnie, Hermiono nie zamierzam im zabierać punktów. Potrzebuje tylko i wyłącznie z nimi porozmawiać, więc czy może ich ktoś, na Merlina poprosić? – zirytował się młody profesor. Szatynka wróciła do pokoju wspólnego, skąd po chwili wyłoniły się dwie rude czupryny.

- Hej...

- Harry. W czym ci...

- Możemy pomóc? – mówili swoim stylem, czyli jeden kończył myśl drugiego. Na co Potter nakazał im podążać za sobą, kierując ich do pierwszej wolnej sali. I gdy tylko do takiej wkroczył, wraz z bliźniakami, zaczął rzucać Zaklęcia Wyciszające, Blokujące i Zwodzące. Bracia Weasley po takiej dawce zaklęć pomyśleli, że ten chłopak ma większą, paranoję, niż sam Moody i jeśli będzie im powtarzał "stała czujność", to rzucą szkołę. W tym czasie Harry wyczarował trzy wygodne fotele, z których jeden już zajął.

Obietnica HuncwotaWhere stories live. Discover now