Rozdział XIX: Walka

183 24 3
                                    

Troje przyjaciół wybiegło z zamku. Z tyłu usłyszeli głośny ryk smoka.

- Nie zwalniajcie! - krzyknął Paprot

Seth słyszał, że gad ich dogania. Wcześniej na wszelki wypadek wyciągnął z worka Bezlitosne Ostrze i schował miecz, który używał podczas igrzysk. Paprotowi dał miecz pożyczony od Garretha. Ale ten przekazał go Kendrze i wyciągnął swój drugi róg. Seth nie wiedział na początku dlaczego wolał swój róg. Kompletnie zapomniał, że jednorożec może go przekształcić w miecz, więc Kendra z Paprotem musieli mu wytłumaczyć.

Po chwili przed nimi wylądował Celebrant.

- Gdzie uciekacie? - zapytał ze śmiechem

- Lepiej odsuń się z drogi - zagroził Seth

- Co takiego może zrobić maluch jak ty?

- Jak nie przestaniesz nas atakować to na pewno coś zrobię.

- Czym?

- Chyba mieczem jeśli nie ręką?

Seth usłyszał trzask łamiącego się drzewa z tyłu. Obróciwszy się zobaczył czarny smok kieruje ogonem w jego stronę. Coś mu mówiło, że atakujący gad ma słabą skórę. Zanim ogon go dotknął, szybkim ruchem ją odciął. Gad zaryczał.

- Balagosie - Celebrant był zaskoczony

- Niech Balagos będzie przykładem, że nie warto mnie atakować. - odparł Seth

- Amaru, Xevertis - Król Smoków zwrócił się do zielonego i czerwonego smoka - Idźcie poszukać pozostałych ludzi. Jormunandzie, zaatakuj dziewczynę.

Biały smok z czarnymi plamami (Seth się zaśmiał mówiąc "Wygląda jak krowa" odbierając na siebie gniewne spojrzenie Celebranta) szedł w stronę Kendry. Wtedy z ramiona dziewczyny skoczył kameleon, który zaczął przybierać kształt gigantycznego miedzianego smoka o barwie biało-różowej. Smoczyca zacisnęła paszczę w szyi Jormunanda. Kiedy go puściła, gad runął na ziemię bez życia.

- To niemożliwe! - wykrzyknął Celebrant. W jego oczach było widać gniew zarówno jak i strach.

- Możliwe. - odparła smoczyca - Jestem Luna, zmiennokształtna strażniczka i przyjaciółka Kendry Sorenson.

- Jesteś magicznie umocniona przez strażników. - zrozumiał Król Smoków

- Owszem. Zaprzestań atak.

- Nie ma mowy!

- W takim razie dołączam się do walki.

- Wcale się ciebie nie boimy! Smoki, do ataku! - huknął gniewnie Celebrant i strzelił płomieniem w stronę Kendry, Setha i Paprota.

Luna szybko stanęła przed nimi i otworzyła paszczę. Wystrzeliła się z niego czarna substancja.

- Wrząca noc?! - zdziwił się Celebrant. Na jego brzuchu odpadło kilka łusek.

Tymczasem przed trzema towarzyszami wylądowała zielona smoczyca bez jednej ręki. Kendra i Seth od razu ją rozpoznali. Była to Jaleesa.

Otworzyła paszczę schylając się ku Setha. Jednak zanim zdążyła go zjeść, chłopak przeciął jej język. Jaleesa się cofnęła z bólu. Kolejny smok zaatakował Paprota. Jednorożec również przeciął mu język.

- Zmiana planu! - powiedział Król Smoków - Idziemy!

Dowódca wzbił się w powietrze. Pozostali również. Razem odlecieli. Z niedaleka było słychać atakujących smoków.

- Musimy znaleźć pozostałych! - odezwał się Paprot do rodzeństwa - Oni nie mają dobrych broni. Potrzebna im będzie pomoc!

- Ja was poniosę! - powiedziała Luna. Wzięła towarzyszy w swoje łapy i poleciała w stronę Xevertisa i Amarusa, którzy byli ledwo widoczni, ale z pewnością atakowali pozostałych.


------------------------------------------------------------------------------------------------


Cześć!

Bardzo wam przepraszam, że nie wstawiłam tej części wcześniej, ale miałam problemy z wattpadem :/

Przy pisaniu tego rozdziału miałam kłopoty z wymyślaniem imion smoków, ale nie chciałam nadać takich simple jak Paweł czy coś w tym stylu.

Zysyss wskoczył jako pierwszy, trochę podobny do Zzyxu, a Zuss— cóż, od Zysyssa. Jormunand, Amarus i Xevertis— no możecie powiedzieć, że głupio brzmią te imiona smoków, nie obrażę się.

Zauważyłam, że już dwudziesty rozdział! Zamierzałam napisać 18 kiedy zaczynałam pisać tę opowieść, ale chyba przekroczyłam!

Może napiszę do około dwudziestu pięciu rozdziałów, ale zależy ile będę miała pomysłów.

No to dobranoc kochani!

Lisa

Smocza Straż: Mistrz Gry TytanaWhere stories live. Discover now