💧13💧

530 47 1
                                    

- Opowiedz mi wszystko od początku - zaczął Namjoon, jak tylko wszedł do domu.

Przyjechał najszybciej jak tylko mógł, łamiąc po drodze wszystkie możliwe zakazy, o mało co nie powodując wypadku. Co prawda i tak za każdym razem, kiedy wsiadał do samochodu za kierownicą istniało takie ryzyko, ale jakimś cudem do żadnego jeszcze nie doszło, a tym bardziej nie spotkał na swojej drodze policji. Nie ma się jednak co dziwić - znów stanął przed ogromnym przełomem w swoim życiu.

- Więc… - Seokjinowi ciężko się mówiło, ciężko oddychało i ogólnie ciężko istniało. Wszystkie te informacje przygniatały go i nie mógł sobie z nimi poradzić. Nie wiedział, jakim cudem podejmie jakąkolwiek decyzję do rana, a tym bardziej tą dobrą. - Seonghwa dostał od nich wiadomość, że nastąpiły zmiany w kontrakcie. Chcą mnie w Chinach… - urwał wpół zdania, żeby przełknąć ślinę i opanować się. Trząsł się cały i powoli tracił kontrolę nad własnym ciałem. - Nie wiem dlaczego, nie wiem po co… Nic nie wiem - w końcu głos mu się złamał i znów musiał przerwać. 

Tym razem jednak nie musiał sam sobie radzić z tym wszystkim. Ciepłe ramiona Namjoona otoczyły go ciasno, zupełnie jakby chciał wziąć przynajmniej część tego ciężaru na siebie. W starszego uderzyło silne poczucie bezpieczeństwa, którego mu tak brakowało. W kilka sekund wrócił do niego spokój i był w stanie kontynuować. 

- Muszę jakoś im odmówić, przecież… - bliskość drugiego utwierdziła go w przekonaniu, że pod żadnym pozorem nie może wyjechać. Miał już nawet wygłosić kilka argumentów, ale nie był w stanie dokończyć.

- Nikomu nie będziesz odmawiać. Nie pozwolę ci zmarnować takiej szansy - odpowiedział młodszy stanowczo, jeszcze mocniej przyciskając męża do siebie.

- Ale… - spojrzał na drugiego w niemałym szoku. Nie takiej reakcji się spodziewał. Spodziewał się, że będzie chciał go powstrzymać przed wyjazdem, a tymczasem zdarzyło się coś zgoła innego.

- Nie ma żadnego ale - westchnął i ponownie przytulił drugiego, tylko po to, by zabrać twarz z jego pola widzenia. Starszy nie mógł zobaczyć, jak po jego policzku potoczyła się jedna, samotna łza. - Musisz podpisać ten kontrakt.

- Ale… Jak… Jak ja mam wytrzymać tyle czasu bez rodziny, bez tej naszej zgrai… Bez ciebie... - cały czas mówił w koszulkę Namjoona, nawet jeśli było to odrobinę niekomfortowe. Nie zamierzał go teraz wypuścić. 

- Jakoś damy radę. To tylko rok, nie wieczność - starał się ze wszystkich sił jakoś go pocieszyć. Nawet jeżeli nie chciał, żeby jego mąż wyjeżdżał, nie wyobrażał sobie mu zabronić i odebrać taką szansę. Musiał zebrać się w sobie i być silny, dla niego.

- Niby rok, ale będę miał wrażenie jakby to była wieczność - marudził. Chciał jechać, ale też nie chciał jechać. Był dosłownie rozdarty między dwiema opcjami. - Wiesz ile może się stać przez cały ten rok? Przecież wszystko wywróci się do góry nogami.

- Przecież właśnie teraz się wywraca - zaśmiał się lekko, mimo że całym sobą chciał zacząć ryczeć jak małe dziecko. - Co gorszego może się stać?

- No, nie wiem. Wiele nieprzewidzianych rzeczy może się stać - mówił, coraz bardziej sceptycznie nastawiony do całego kontraktu. - A co jeśli Jackson znów wyskoczy zza jakiegoś drzewa i wejdzie z brudnymi buciorami w nasze życie? 

- Nie martw się Jacksonem, on nie ma już najmniejszego znaczenia. I na pewno nie wyskoczy zza żadnego drzewa - zapewnił go, będąc pewnym przynajmniej tej jednej rzeczy.

- Może nie chodzi mi o niego konkretnie, ale tak ogólnie o jakieś inne, dziwne historie… - w jego głowie pojawiało się tysiąc pytań na sekundę, a na żadne z nich nawet nie oczekiwał odpowiedzi.

- Nic się nie wydarzy, obiecuję ci to. I u ciebie, i u mnie będzie bardzo spokojnie, zobaczysz - nie mógł być pewien tego, co mówi, ale chciał w to wierzyć. Musiał w to wierzyć, żeby Seokjin mniej się martwił.

 Trwali przez chwilę w ciszy, cały czas przytuleni do siebie. Obaj byli dosłownie przerażeni przyszłością i rozłąką. Cała ta sytuacja przypominała koszmar senny, z którego chcemy się jak najszybciej wybudzić. Niestety jednak z tej sytuacji nie było wyjścia. Jin musiał wyjechać i obaj dobrze to wiedzieli.

- A może… - starszy postanowił na chwilę wyplątać się z ramion swojego towarzysza, żeby znów spojrzeć mu w twarz. - A może wyjechałbyś ze mną?

- Wiesz, że nie mogę… Nie będę miał do czego wracać, jeśli teraz zrezygnuję z pracy - Namjoon bał się, że wyjdzie na takiego, który przedkłada pracę nad związek, ale tak nie było. Tak samo musiał postąpić Seokjin, wybierając karierę.

- Wiem… - szepnął. Znów poczuł się przytłoczony faktem zbliżającej się rozłąki.

Tak jak wcześniej bliskość męża dodawała mu sił i pomagała się uspokoić, tak teraz sprawiała, że coraz mocniej chciało mu się płakać. Uświadamiała mu, że już niedługo sam będzie musiał radzić sobie ze swoimi problemami. Zupełnie jakby zapomniał, jak to jest być samemu.

- Będziemy codziennie pisać, dzwonić do siebie, może nawet uda mi się cię odwiedzić, jeśli będziesz miał czas - uspokajał młodszy, gładząc drugiego po plecach. Czuł jak drży na całym ciele, on sam ledwo się trzymał. Miał wrażenie jakby wpadł w przepaść bez wyjścia. 

- Zawsze będę miał na ciebie czas, jeżeli tylko przyjedziesz - starał się uśmiechnąć, nawet jeśli tamten i tak by tego nie zobaczył. Mimo to, nieszczególnie mu się to udawało. - Nie wyobrażam sobie, jakim cudem przeżyjemy ten rok - westchnął cicho.

- Jakoś damy radę. Następną rocznicę znów spędzimy wspólnie.

Namjoon powoli zaczynał wierzyć w to, że są w stanie to przetrwać.

To samo czuł też Seokjin, mimo że jego umysł był po brzegi wypełniony niepewnościami. Przynajmniej jednak udało im się podjąć jakąś decyzję.

listen before i go • namjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz