Za cenę własnego życia.

9.9K 274 10
                                    

Tydzień później

Claudia

Z furią uderzam w worek treningowy. Tydzień temu ojciec obiecał mnie Ramero. Tydzień temu moje życie zostało zaplanowane. Tydzień temu ojciec po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. Nawet nie zauważył malinki, którą zrobił mi Denaro. Tylko Tito następnego dnia wypytał mi się, dlaczego mój przyszły mąż to zrobił. Powiedziałam mu wszystko, bo wiem, że nikomu tego dalej nie przekaże. Ojciec nie pokazywał mi się przez całe siedem dni. Przez cały czas załatwiał jakieś sprawy dotyczące przyjęcia, na którym miały odbyć się moje zaręczyny. Nie dbałam o to i nie dbam nawet teraz. Z tego co mi służba przekazywała to dzisiaj ma się odbyć przyjęcie. Wymiotować mi się chce przez to wszystko. Capo zaprosił wszystkich wysoko postawionych mężczyzn wraz z córkami, żonami i synami. Za trzy godziny ludzie będą składać mi gratulacje, a ja z wymuszonym uśmiechem będę im dziękować. Bosko. Zostałam w tym tygodniu odsunięta od wszystkich biznesowych spraw i treningów. Żaden żołnierz ani Tito nie chcą ze mną walczyć. Próbowałam się dowiedzieć czemu tak jest, ale każdy omijał odpowiedzi. Tito w końcu się przełamał i poinformował mnie, że to był rozkaz ojca, żebym na przyjęciu nie miała żadnych ran i siniaków. Na wspomnienie tego wszystkiego warczę z frustracji i odskakuje od worka ciężko dysząc. Opuszczam dłonie nie czując ich i bez emocji wpatruje się w worek obserwując jak powoli przestaje się ruszać.

– Claudio – dochodzi do mnie głos Sam. Odwracam się do niej i ocieram czoło ramieniem zgarniając kropelki potu, które pojawiły się po pół godzinie intensywnego uderzania w worek.

– Tak?

– Za dwie godziny goście zaczną się zbierać i rozpocznie się przyjęcie. Powinnaś zacząć się przygotowywać.

Kiwam sztywno głową w odpowiedzi i ruszam powoli w jej stronę próbując rozprostować palce u rąk. Sam widzi to, ale postanawia tego nie komentować. Z jednej strony cieszę się, że to ona przyszła, bo wiem, że nie powie o tym ojcu, ale z drugiej chciałabym zobaczyć jego minę jakby zobaczył teraz moje knykcie. Dziękuję dziewczynie za informację i wychodzę z pokoju przeznaczonego do treningów. Schodzę piętro niżej i wsuwam się do swojego pokoju. Przechodzę do części łaziennej i staje przed lustrem. Mam szeroko otwarte oczy i zaróżowione policzki. Z włosów, które ciasno związałam w kucyk, kilka pasemek wyszło na wolność. Koszulka na ramiączkach ciasno przylega do mojego ciała i przez pot jest w ciemniejszym odcieniu niż kiedy ją zakładałam.

Po raz pierwszy postanawiam sprawdzić jak tam moje knykcie, więc unoszę dłonie na wysokość oczu. Całe dłonie są czerwone, a knykcie są pozdzierane. Na moje szczęście nie mam otwartych ran, z których leci krew. Odkręcam zimną wodę i zatykam kurek w umywalce. Kiedy woda zakrywa moje ręce zakręcam kran i chłodzę dłonie. Szczypią trochę, ale dzięki temu zabiegu już po kilku minutach mogę swobodnie prostować i zginać palce. Stoję tak z dziesięć minut, aż w końcu wypuszczam wodę i ściągam z siebie ubranie do treningu. Rozpuszczam włosy i wchodzę pod prysznic odkręcając letnią wodę. Przyglądam się swojemu ciału, po czym chwytam za jednorazową maszynkę i golę niewidzialne włoski na nogach i pod pachami. Gdy kończę myję całe ciało, a na końcu zajmuje się włosami. Spłukuję pianę z nich i ciała, po czym zakręcam wodę i wychodzę z kabiny. Otulam się puchowym ręcznikiem i wrzucam brudne rzeczy do kosza.

Staję przed lustrem i chwytam suszarkę do włosów od razu włączając na najwyższe obroty. Pochylam głowę do przodu i wbijam wzrok w brzuch susząc włosy. Wiedząc, że mnie nikt nie słyszy zaczynam sobie śpiewać, żeby zająć czymś myśli. Nie mam zamiaru myśleć o tym głupim ślubie. Śpiewam z trzy piosenki, po czym odkładam suszarkę i chwytam szczotkę. Starannie rozczesuje włosy i biorę kilka pasemek z boku głowy. Splatam lekkiego warkocza, po czym zakręcam końcówki lokówką. Zbieram resztę brązowej czupryny robiąc luźnego koka. Robię jeszcze kilka poprawek i przyglądam się fryzurze, której nauczyła mnie mama. Zawsze nazywała go romantycznym koczkiem. Odwracam głowę od lustra kiedy wspomnienia chcą wkraść się do moich myśli. Chwytam kosmetyczkę i zabieram się za makijaż. Nakładam podkład, ale stwierdzam, że nie jest mi jednak potrzebny, więc go zmywam. Zabieram się za pomalowanie powiek. Od strony nosa do połowy powiek stawiam na delikatny złoty kolor, a reszta powieki płynnie przechodzi w fiolet. Używam tuszu do rzęs, które i tak mam naturalnie długie i grube. Łapię za konturówkę do ust, a gdy nie jest mi już potrzebna chwytam delikatnie różowy błyszczyk. Maluję usta i sprzątam po sobie całą łazienkę. Otwieram drzwi, żeby wejść do pokoju i chcę już podejść do szafy, żeby wybrać jakąś kreację lecz zatrzymuję się na widok stojącego na środku Ramero. Mężczyzna przygląda się wnętrzu mojego pokoju, a następnie nieśpiesznie odwraca się w moją stronę. Mierzy mnie zadowolonym spojrzeniem, po czym z zarozumieniem uśmiecha się sam do siebie. Poruszam się niespokojnie i gaszę światło w łazience zamykając drzwi.

Bracia Denaro Ramero (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now