Rozdział 7 |PO|

365 20 3
                                    

2 dni później

Po dwóch dniach marszu znaleźliśmy miejsce w którym miał on przebywać, jak twierdził Jorge,, on przyda nam się".

Szliśmy w stronę wejścia ale drogę zagrodziły nam dwie skąpo ubrane dziewczyny w mocnych makijażach.

- Przyszliście na imprezę? – zapytały niemal w tym samym czasie

- Nie. Szukamy Marcusa. – odpowiedziałam spokojnie

- To jego lokal? – spytałam

- Lokal jest mój. – odezwał się jakiś mężczyzna wychodząc zza progu drzwi.

- Jesteś Marcus? – niepewnie zapytał Newt

- Marcus już tu nie mieszka. – odpowiedział facet

- A wiesz gdzie jest?

- Jasne, jest w strefie B. – na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmieszek

- Można jaśniej? – byłam już lekko zirytowana

- Tam palą zwłoki – wyszeptała mi wprost do ucha jedna z dziewczyn

- Widzieliście może dwóch nastolatków? Niska krótko obstrzyżona dziewczyna i wysoki brunet? – tym razem odezwał się Siggy

- Oh, tak. Myślę, że są w środku. – mężczyzna wskazał na drzwi lekko przysłonięte jakimś materiałem.

Mężczyzna wyjął ze swojej kieszeni w bordowej marynarce butelkę z zielonkawym płynem. Podał mi ją, a ja odkręciwszy nakrętkę powąchałam napój.

- Opłata za wstęp? – stwierdziłam nieco sarkastycznie na co facet skinął głową

Nie zastanawiając się dłużej przyłożyłam butelkę do ust i wypiłam kilka dużych łyków specyfiku po czym podałam naczynie dalej.

Gdy weszliśmy do pomieszczenia naszym oczom ukazały się mniej więcej cztery tuziny osób tańczących w rytm powolnej muzyki. Byłam pewna, że napój który podał nam nieznajomy to był jakiegoś rodzaju narkotyk, ale na mnie on nie działał w przeciwieństwie do reszty. Wszyscy rozdzielili się i chwiejnie chodzili po różnych kątach pomieszczenia. Pierwszego znalazłam Jorge kulącego się pod ścianą zakrywającego głowę dłońmi. Kucnęłam koło niego i złapałam za brodę żeby na mnie spojrzał, po czym dałam mu mocno z liścia w jego policzek. Jorge się ocknął i razem poszliśmy szukać pozostałych.

Na podłodze zauważyłam leżącą na wznak Brendę. Czym prędzej podniosłam ją i zaniosłam do osobnego pokoju w którym czekał już na nas Jorge z resztą. Delikatnie odłożyłam Brendę po czym udałam się w stronę związanego na krześle mężczyzny, który stał przy wejściu. Mężczyzna miał opuchnięte oko i całą poobijaną twarz, a z jego złamanego nosa płynęła szkarłatna krew.

- Lepiej zacznij gadać gnojku! – oznajmił wściekły Jorge po czym kolejny raz zdzielił mężczyźnie w twarz.

- Słuchaj, nie chce cię męczyć. Gdzie jest Prawe Ramie Marcus? – mówił dalej Jorge

- To jest nasz Marcus? – zapytałam retorycznie z niedowierzaniem

- Jaka bystra! Jesteś mózgiem tej operacji? – wydusił Marcus

Jorge złapał Marcusa za włosy i podnosząc jego głowę do góry zaczął mówić mu prosto w twarz;

- Wiesz gdzie się ukrywają. Powiesz mi, a ja może będę miał dla ciebie propozycję. Zabierzemy cię.

Marcus głośno zachichotał.

- Ten most jest już spalony. Teraz prowadzę lepszy interes.

- Czyżby? Na czym on polega? – spytałam przykładając jeden z moich noży do szyi mężczyzny

You Are The Reason...  Więzień Labiryntu | NewtWhere stories live. Discover now