Do Zobaczenia

25.7K 677 1K
                                    

Cały wieczór wyglądał inaczej, niż oboje sobie zaplanowaliśmy. Byliśmy dość przerażeni, nie włączyliśmy żadnego filmu czy serialu co zwykliśmy robić. Theo, nie odezwał się słowem. Było po piątej kiedy usnął, ja nie potrafiłam. Wiedziałam jak ciężko mu jest, nie śmiałabym mówić, że mam gorzej. Mimo, że nadal czułam tą cholerną pustkę po stracie ojca, nie mogłam wyobrazić sobie co czuł brunet. Brandon Evans był powodem przez którego Theo, stracił dwie najważniejsze osoby, a on nagle pojawia się w Denver? Mam w to uwierzyć, że jest tu z przypadku? Nie. Wstałam cicho, przykryłam chłopaka, otworzyłam okno i zaczęłam zaspakajać swój głód nikotynowy.
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Zbiegłam cichym krokiem na dół by zobaczyć, czy moja matka postanowiła wrócić. Jednak na dole nikogo nie było, drzwi wejściowe było otwarte ukazując mrok panujący na zewnątrz, przeraziłam się bo byłam pewna że Theo na moich oczach zamykał drzwi, szybko je zamknęłam bolącymi rękoma, i pobiegłam na górę. Theo nadal spał, wśliznęłam się do niego, okrywając się kocem. Ten czując moje poczynania, objął mnie ramieniem czule mnie przytulając.
Zasypiając, przypomniałam sobie o czymś co mnie przeraziło.

-Chloe - pomyślałam. Theo, Theo chciałam szybko obudzić chłopaka, co mi się udało - wstał, przecierając powolnie oczy.

-Co się stało? - spytał, ledwo na mnie patrząc.

-Chloe, nie odzywała się. Co jeśli... - przerwał mi szybko wstając z łóżka, ubierając się.

-Wstawaj, jedziemy. Szybko Ash.


Przerażony chłopak, patrzył na mnie błagalnie, bałam się i nie bałam się Luka, a Brandona, który przypomni sobie o starym przyjacielu. Myśl, że mogło się jej coś stać zaczęła mnie prześladować.

-Theo, spróbujmy zadzwonić, może wszystko jest w porządku. - odparłam, żeby uspokoić chłopaka.

-Ash, nic nie jest w porządku, boję się. Po co tu wrócił? Wszystko zaczęło się układać, a nagle pojawia się Brandon Evans, pieprzony Brandon - wysyczał rzucając na podłogę swoją bluzę, którą trzymał w dłoniach.

Podeszłam do chłopaka i czule go przytuliłam, wiedziałam jak cholernie się boi. Nie bał się o siebie, wiedział, że Brandon wszystko niszczy, bał si że zabierze mu osobę, na której mu zależy.

-Zadzwonię. - odparłam, szybko rozglądając się za telefonem.

-Halo? - usłyszałam głos, po drugiej stronie słuchawki, głęboko westchnęłam z ulgą.

-Chloe? Wszystko okej? Martwiliśmy się. - odparłam na jednym wdechu. 

-Tak, przepraszam że nie zadzwoniłam, ale wróciłam po pierwszej, bo Lukowi coś wypadło i potem nie chciałam was budzić, w szkole wszystko wam opowiem. Śpijcie dobrze. - odparła, rozłączając się. A my razem z brunetem, patrzyliśmy na siebie pytająco. Czy tą nagłą sprawą, która mu wypadła był Brandon? Z przemyśleń, wyrwał mnie głos chłopaka.

-Musimy jej powiedzieć, nie wiem czy Luke nadal będzie dobrym wyborem, zważając na tą sytuację. Ona musi wiedzieć. - powiedział podchodząc do mnie, zerkając na moje ręce.

-Boli? - spytał, pytającym i współczującym wzrokiem, a ja widziałam jak po jego policzku, spływała pojedyncza łza.

-Tak, trochę tak. - nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby jednocześnie nie skłamać ale też nie wbijać go  w jakieś głupkowate poczucie winy.

-To co tam zrobiłaś, ja...Dziękuję, czułem się sparaliżowany po prostu nie spodziewałem się go i to wszystko tak się potoczyło - cały czas patrzył na moje nadgarstki, które miały fioletowo czerwone ślady. - Ash, nie dopuszczę więcej do tego. Możesz być pewna. - odparł, gestami nakazując mi się położyć i zrobić dla niego miejsce. Została nam godzina snu, wiedziałam, że ten dzień będzie trudny dla nas obojga.

My ConsequencesWhere stories live. Discover now