Rozdział 7

506 47 17
                                    

Jeong-guk spędził w warsztacie, a dokładnie pod samochodem, jeszcze godzinę, ale ponieważ część, którą przykręcał, została przez niego uszkodzona, a nie miał głowy, żeby ją ponownie zamówić, i w ogóle nie miał głowy do niczego konkretnego, czym potrafiłby się zająć po spotkaniu z V, zamknął warsztat i udał się bez konkretnego celu do centrum handlowego. Tam długo krążył po pasażu i przyglądał się ludziom i witrynom sklepowym.

Czuł się okropnie samotny.

Wciąż targały nim sprzeczne emocje. Żal na przemian mieszał się z wyrozumiałością, złość z pokorą, a miłość... ona nie mieszała się z niczym. Trwała i silna wciąż biła w jego złamanym sercu, a myślom nie pozwalała odpocząć. Krążyły wciąż w jego głowie i zadawały pytania, na które nie znał odpowiedzi.

W czym zawiniłem? Co zrobiłem nie tak? Za co mnie tak ukarał? — zadawał sobie pytania, ale wiedział, że tak naprawdę powinien je zadać V.

Do tego jednak nie miał zamiaru już nigdy więcej dopuścić. To byłoby bardziej upokarzające, niż już się czuł. O ile można było czuć się bardziej upokorzonym, niż był w tej chwili, bo przecież V nie chciał mu niczego wyjaśniać, niczego wytłumaczyć. Postawił go przed faktem dokonanym i czy Jeong-guk tego chciał, czy nie chciał, to MUSIAŁ się z tym pogodzić.

Kiedy szedł wzdłuż pasażu sklepów z odzieżą, rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni, a na wyświetlaczu pokazało się połączenie od Ji-mina. Odrzucił je i wyłączył urządzenie. Szedł dalej. Nie potrzebował żadnej rozmowy, przeprosin ani w ogóle nie potrzebował już nikogo. Wpatrując się w witryny sklepów, przypominał sobie czasy, gdy kiedyś już krążył w ten sposób po galeriach. W domu. W Busan. Ojcu brakowało pieniędzy na wszystko, a on marzył o butach do koszykówki. Błądził od witryny do witryny, wypatrując najtańszych, ale i tak wszystkie były zbyt drogie. Dziś, stać go było na każde, ale już o nich nie marzył i nie to było najgorsze, a fakt, że dziś miał mnóstwo pieniędzy, a w całej galerii nie mógłby dostać tego, czego pragnął. To było nieosiągalne za żadne pieniądze świata.

Wydawało mu się, że jest biedniejszy, niż kiedykolwiek był.

Wtedy przynajmniej kochał go ojciec. Dziś, kochał go wciąż? Spojrzał na swoją wytatuowaną rękę. Zganiłby go, gdyby się dowiedział. Wyparłby, gdyby mu się przyznał do związku z mężczyzną. Poczuł się opuszczony i jeszcze bardziej samotny. Nie miał kompletnie nikogo, komu mógłby powierzyć swoje troski. Swoje rozgoryczenie. Złość i zawód. To było niesamowicie przytłaczające doznanie. Wokoło było pełno ludzi, a on czuł, że jest sam. Samiuteńki.

Wrócił do domu późno wieczorem. W przedpokoju zastał spakowane trzy papierowe torby, z którymi miał jechać do V do ośrodka. Kopnął najpierw w jedną, potem w drugą i trzecią z całej siły. Raz, potem drugi i trzeci. A następnie zaczął kopać bez opamiętania we wszystko, co się z nich wysypało. Książki i kosmetyki, których z każdym miesiącem przybywało, oraz inne rzeczy, które uważał, że mogłyby mu się przydać. Z owoców zrobiła się natychmiast miazga, a słodyczom porozrywały się opakowania. Wszystko rozsypało się po całym przedpokoju. Przeszedł po nich, depcząc i mszcząc się na nich, przedostając się do sypialni. Warcząc ze złości i cedząc powietrze przez zaciśnięte zęby, zdarł z wieszaka koszulę i pogniótł ją, rzucając ostatecznie na podłogę. Potem upadł na kolana, wziął ją do ręki i zakrył nią twarz. Rozpłakał się w głos z bezsilności. Po łzach przyszła kolej na alkohol. Upił się do nieprzytomności i zasnął gdzieś na podłodze.

Rano, choć ogromny kac rozsadzał mu głowę, czuł się nieco uwolniony.

Kiedy udało mu się podnieść, dochodziło południe. Napił się wody, zjadł ryżowy wafel i zwymiotował go do ubikacji. Chciał wziąć prysznic, ale gdy tylko pomyślał o ciepłej wodzie, od razu zakręciło mu się w głowie, jakby jego ciało wiedziało, że procenty jeszcze nie wyparowały na dobre i darował sobie kąpiel. Położył się do łóżka na parę chwil. Plecy go bolały od spania na podłodze. Kiedy poczuł się lepiej, wstał i z trudem posprzątał tyle o ile przedpokój. Książki spakował do torby i postawił przed drzwiami. Miał zamiar oddać je do pierwszej lepszej biblioteki. Kosmetyki, którym udało się przetrwać, zamierzał oddać potrzebującym, więc też spakował je i postawił przed drzwiami w osobnej torbie. Sam nie używał takich jak V, a jedzenie i owoce, którym udało się przetrwać, schował do lodówki i do szafek w kuchni. To nie pierwszy raz przecież, gdy musiał je zjeść sam. Dwanaście razy już zmuszał się do czekoladowych ciastek i soku wieloowocowego.

폭군 || Tyran 2 • Taekook Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz