20.A ja muszę ochronić bliskich.

2.7K 129 354
                                    

Tyler POV

    Sam nie wiem, ile między naszą trójką trwa już ta cisza, ale chyba nadal nikt nie zdecydował się jej przerwać. Love po prostu wpatruje się w nas tak, jakby chciała zaraz wziąć nóż i wbić go w nasze oczy. Nie jestem do końca świadomy, czego się dowiedziała oraz o co robi nam awanturę, ale domyślam się, że chodzi o tę akcję z Sofyą. Fakt, nie powiedzieliśmy jej, że trochę się bawimy, żeby wplątać Sofyę w jakąś intrygę i przyłapać ją na gorącym uczynku. Wiem, że Love nienawidzi, gdy coś się przed nią ukrywa, a w dużej mierze dotyczy ta sprawa jej. Rozumiem, dlaczego jest na nas wściekła, jednak musi też w niektórych sprawach odpuścić i zgodzić się, żebyśmy ją ochronili, bo tego nigdy nam nie zabroni.

    - Love, nie możesz być na nas zła, dlatego że chcieliśmy ci pomóc i cię chronić – reflektuje, w końcu przerywając tę grobową ciszę, a pozostała dwójka od razu na mnie spogląda.

    - Tak? Chcieliście mi pomóc, sami pakując się w kłopoty, z których prędzej czy później musiałabym was wyciągać? Do czego by nas to zaprowadziło? – pyta, rozkładając swoje ręce, podczas gdy ja biorę głęboki wdech, czując, że ta rozmowa może być nieprzyjemna.

    - Po prostu ustawilibyśmy Sofyę do pionu – wypowiadam spokojniej, mając cichą nadzieję, że załatwimy tę sytuację bez krzyku.

    - Mam ją pod kontrolą. Jest nieznośna, to fakt, ale nie potrzebujemy tu cholernego FBI, żeby ją złapać – mówi wkurzona, jakby była pewna, że panuje nad wszystkim i nie potrzebuje nikogo.

    - Okej, nie powinniśmy ukrywać tego przed tobą, ale widziałem, jak szeptała o czymś z Albertem. Pomyślałaś o tym, że mogą spiskować, żeby ci zaszkodzić? – uświadamia Alec, co powoduje, że brunetka dokładnie analizuje te słowa, po czym jej ręka styka się ze swoim czołem.

    - Bo kazałam jej się do niego zbliżyć, idioci – informuje przez zaciśnięte zęby, a nas na moment zatyka. – Sofyi zależy na udziałach w naszej firmie w Nowym Jorku. Na szczęście przekłada to nad to, że mnie nie cierpi, więc jest na każde moje skinienie. Dobrze wie, że jeśli mi podskoczy, może się z tym pożegnać, bo mam moich rodziców owiniętych wokół palca i zrobią to, co im powiem – oznajmia, patrząc na nas, jak na największych debili świata, a my chyba modlimy się w myślach, żeby ktoś nas stąd zabrał.

    - Czemu nic o tym nie wiemy? – pyta brunet, co chyba nie było dobrym posunięciem, bo Love zaciska usta w wąską linię.

    - Hmm, no nie wiem, może gdybyście nie knuli za moimi plecami, wszystko bym wam wyjaśniła i nie byłoby nieporozumień – ironizuję, krzyżując ręce na klatce piersiowej, a ja przymykam powieki, doskonale wiedząc, że wcale nie będzie tak łatwo ją uspokoić. – Ale zamiast tego lepiej, żebym się dowiedziała o rzekomym konflikcie i dawaniu sobie w mordę. Niesamowite aktorstwo – prycha, kręcąc zrezygnowana głową w boki.

    - Chcieliśmy cię po prostu chronić. Przepraszamy, że poczułaś się tak, jakbyśmy spiskowali bez twojej wiedzy – odzywam się, w ogóle nie podnosząc głosu, aby doprowadzić tę kłótnię do końca, jednak ona pozostaje nieugięta.

    - Żeby tego było mało, dzisiaj dostaję wiadomość od mojego ojca, że w miasteczkowych slumsach pojawiła się dwójka bogatych chłopaków, która narobiła bałaganu. Dziwnym trafem podobno mieli jakiś związek z rodziną Carven – opowiada, przez co przełykam nerwowo ślinę, bo jest gorzej, niż myślałem.

    - Nic wielkiego się nie stało. Tylko... – zaczynam, lecz nie jest dane mi tego wyjaśnić, bo w słowo wchodzi mi osoba trzecia.

    - Czekaj, chwila – rzuca nagle Alec, dając mi znać, że na razie mam się nie odzywać. – Love, może opowiesz nam o swoim nowym znajomym... Jak on miał? Stabini? – Z kieszeni kurtki wyjmuje karteczkę, którą niedawno za nią odebraliśmy, a ona cała się spina, więc wiem, że to coś naprawdę poważnego.

WE ARE LOST IN OUR DESTINY Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ